Twoja siostra, kuzynka, znajoma, koleżanka z pracy ma dziecko, którego jeszcze nie poznałeś. Doszły Cię słuchy, że nie jest jednym z tych uroczych różowych bobasków z reklam, które przesypiają całe noce i pół dnia. Podobno daje wszystkim popalić. Zmęczeni rodzice zapraszają Cię w odwiedziny do siebie, bo nie chcą ryzykować histerii w foteliku samochodowym (jeśli to niemowlę) lub zdemolowania Twojego mieszkania (jeśli to ciekawski dwulatek).
Przygotowałam dla Ciebie praktyczny poradnik. Dowiesz się z niego, jak – odwiedzając rodziców małego dziecka – zyskać ich dozgonną wdzięczność i być po wsze czasy przyjmowanym z otwartymi ramionami:
- Kiedy przychodzisz na kawę, przynieś swoje ciasto. I kawę. Pijamy ją hektolitrami, każdą paczkę przyjmiemy z wdzięcznością.
- Weź przykład z mojej Mamy i Teściowej- wpadając na obiad, przywieź… obiad. Dużo jedzenia. Gotowego, zawekowanego, mrożonego, jakiekokolwiek – byle szybkoodgrzewalnego. Próby ugotowania czegokolwiek jedną ręką lub z wiszącym u nóg półtoraroczniakiem kończą się często pizzą na telefon lub kanapkami. Nie pogardzimy: zupami, zapiekankami, gulaszami, bigosem czy pierogami. Właściwie to wszystko przyjmiemy z radością.
- Zrobienie zakupów jest super. Zwłaszcza, gdy wniesiesz je na czwarte piętro. Jeśli nie wierzysz, zadzwoń do kurierów sklepów on-line, którzy mijają się w naszych drzwiach. Wizyta w sklepie z hajnidem jest niczym wejście na Mount Everest. Niby można, niby ludzie wchodzą, niby da się zorganizować – ale po co to robić codziennie?
- Zamiast prezentu na: Boże Narodzenie, urodziny, imieniny, Dzień Matki i Barbórkę, zabierz moje dziecko na dwie godziny poza zasięg mojego słuchu (pomysł Segritty). Na spacer/plac zabaw/ogród/do drugiego pokoju. Przypomnij sobie wcześniej odpowiedni repertuar piosenek, wierszyków i zabaw umilających czas. Przynieś jakiś nowy, potencjalnie interesujący dziecko przedmiot (np. plastikową butelkę z wodą). Na wszelki wypadek weź pas na lędźwie, może trzeba będzie hrabiankę/panicza nosić na rękach, popychając wózek brzuchem. Ja w tym czasie pójdę spać, umyję głowę albo z otępiałym wyrazem twarzy popatrzę na ścianę, kontemplując wszechogarniającą ciszę i spokój.
5. Czasem usypianie na drzemkę trwa dłużej niż sam sen. Uprzedź więc, o której będziesz i dowiedz się, jak zaanonsować przybycie. Moje dziecko budzi się, gdy mocniej mrugnę – domyślasz się więc, że dźwięk domofonu niweczy wszelkie drzemkowe starania.
6. Dowiedz się, o której moje dziecko chodzi spać i kończ wizyty minimum 2 godziny wcześniej. Ty wracasz do domu odpocząć, a my bujamy się (w pełnym tego słowa znaczeniu) z przebodźcowanym maluchem przez pół nocy. To naprawdę słaba atrakcja.
7. Jeśli chcesz kupić dziecku zabawkę, niech to nie będzie nic grającego. #przebodźcowanie #nienawidzętychmelodyjek #ciszaispokój Prawdopodobnie nie musisz niczego kupować, bo pół chałupy mamy zarzucone wszelkim chińskim badziewiem. Moje dziecko będzie wdzięczne za melisę, czekoladę albo kawę – dla mamy rzecz jasna.
8. Przymknij oko na bałagan. Posprzątam, jak pójdzie na studia. Wcześniej mi się nie opłaca.
9. Nie porównuj mojego dziecka do pozostałych wnuczków, syna sąsiadki spod trójki czy córki Twojej sekretarki. Jest inne, jest wyjątkowe, jest hajnidem. W czym ma mi pomóc informacja, że Karolek przesypia już całe noce, a Ala godzinami bawi się sama na macie? Ma wlać we mnie nadzieję, czy sprawić, żebym poczuła się gorzej? Gdy rozmawiamy, słuchaj, żeby zrozumieć, a nie, żeby odpowiedzieć. Gości głoszących hasła: „sama nauczyłaś noszenia/wiszenia na piersi/reagowania na każdy jęk etc.”, „zostaw, to się wypłacze”, „już was sterroryzował” niechętnie zapraszamy ponownie.
10. Nie potrzebuję pouczeń i rad. Kiedy będę chciała znać Twój punkt widzenia czy pomysły, na pewno zapytam. Jeśli radzisz z dobrej woli, a naprawdę chcesz pomóc, to: patrz punkty 1-4. Albo bez zbędnych komentarzy o moim niezorganizowaniu zmyj naczynia, odkurz, wynieś śmieci wychodząc. W tym momencie życia to dla mnie jedna z lepszych rzeczy, jakie możesz mi dać.
Dodalibyście jeszcze coś do tej listy?
Szukasz wsparcia i wiedzy, które zapewnią Ci spokojny start w macierzyństwo? Zamów "Czwarty trymestr"!
„Pani Od Snu”. Psycholożka, terapeutka poznawczo-behawioralna bezsenności (CBT-I), pedagożka, promotorka karmienia piersią i doula. Mówczyni i trenerka (pracowała jako ekspertka od snu m.in. z Google, ING, GlobalLogic, Agorą i Treflem), prelegentka TEDx. Certyfikowana specjalistka medycyny stylu życia – IBLM Diplomate – pierwsza w Polsce psycholożka z tym tytułem. Wspiera dorosłych i dzieci doświadczające problemów ze snem.
Więcej o Magdalenie TUTAJ.
Do takiej listy dodałabym tylko tyle, że w sumie to może lepiej nie przychodzić… Strach gościć u tak wymagających rodziców 🙂
Irytuje mnie to, że tekst podkreśla, jakie to HNB są specjalne i wyjątkowe. Każde dziecko jest wyjątkowe, każde dziecko jest inne. Jedno dużo śpiewa, drugie dużo płacze, trzecie dużo śpi, czwarte dużo biega, piąte potrzebuje ciągłego noszenia. Ok, niektórzy rodzice mają nieco trudniej od innych (subiektywnie rzecz jasna), ale czy to jest powód, żeby robić aż takie podchody do zwykłej wizyty towarzyskiej? Może rzeczywiście lepiej odpuścić, skoro mam się zjawiać z gotowym posiłkiem, skakać na paluszkach, a na końcu zmywać się po godzinie, bo dziecko musi się wyciszyć. Nie chciałabym gościć w takim domu – i nie chciałabym ciągle słuchać, jakie to cudze HN-dziecko jest bardziej wyjątkowe od mojego „normalnego” syna 🙂 (a czasem to słyszę, uwierz 🙂 ).
Myślę, że zbyt serio do tego podeszłaś 😉 Nie napisałam, że dzieci HNB są „wyjątkowsze”. Nie znoszę porównań w żadną stronę, ale nie słyszałam dotychczas, żeby ktoś czynił młodym rodzicom uwagi ” za mało go nosicie na rękach!”, „źle, że podajesz smoczek, powinien Ci wisieć na piersiach”, ” jak to przesypia całą noc bez jedzenia? To dziwne” etc. Raczej rodziców dzieci o większych niż przeciętne potrzeby porównuje się z dziećmi mniej wymagającymi, co często podkopuje ich pewność siebie i wiarę w kompetencje rodzicielskie.
Usmialam sie- dzieki. Podpisuje sie rekami i nogami.
Odnoszac sie do twojego komentarza do komentarza;) Ja jestem taka wariatka ktora mowi o tym ze wiszenie na piersi to objaw zdrowia raczej a nie odwrotnie. 🙂 i inne takie tam 🙂
Taki komentarz zostawia z pewnością rodzic dziecka, któremu do hajnida daleko… Oj daleko!
I mówi to mama „normalnego” dziecka. Właśnie o to chodzi, rodzice „normalnych” dzieci NIGDY nie zrozumieją rodziców HNB? I jeżeli miałaby Pani z takim nastawieniem odwiedzać rodziców HNB, to rzeczywiście, lepiej, żeby Pani w ogóle nie przychodzila.
Dla mnie trafione w 10! Mam hnb x 2 i nie ujęłabym tego lepiej. 🙂
Podpisuję się ręką i nogą 🙂 i to nie tylko w przypadku hnb ale u wszystkich dzieci. Wkurza mnie, że jak umawiam się ze znajomymi i lojalnie uprzedzam żeby byli punktualnie i wyszli przed 18 to i tak zdarzają się godzinne spóźnienia i siedzenie do oporu a raczej do uprzejmego wyproszenia… Często bezdzietni nie zdają sobie sprawy, że pod takie spotkanie rodzice organizują się przez cały dzień!
I jeszcze jedna rzecz: większość odwiedzających przychodzi , zasiada i chce być obsłuzonym! (zrób mi kawkę i podaj ciasteczko i ja sobie będę siedzieć a ty koło mnie skacz) no trochę wyobraźni i empatii nie zaszkodziło by
W punkt, z humorem 😉 Do dziś negowałam „hajnidość” mojego dziecka. Ale cóż. Trafiłam na blogi, na wpisy. Ma 2 lata, źle śpi, dużo się wydziera, zero regularności w czymkolwiek (mimo regularnego trybu życia i dużej dozy ruchu), znajomi i rodzina nie lubią nas odwiedzać, bo nasze dziecko piszczy i wrzeszczy i absorbuje do granic i nikt nie wie czemu ( i tak jest o niebo lepiej niż dawniej…). Do niedawna nawet babcie za cholerę się nie chciały nim zająć. Przez pierwsze 1,5 roku byłam wrakiem człowieka, psychicznym i fizycznym. Intuicyjnie uczę się go ale chyba czas najwyższy skorzystać z doświadczeń innych, mam nadzieję, że mi to trochę pomoże…
Zapraszam na moją grupę, dostaniesz dużo wsparcia od rodziców, którzy „też tam byli”:
https://www.facebook.com/groups/147893785797303/
Dla mnie każde niemal odwiedziny to koszmar!! jeden wielki stres! I to nie wywołany dzieckiem a gośćmi! Każdy dzień z gośćmi burzy naszą „harmonię „dnia. Co gorsze nawet teściowa nie rozumie że czas drzemki to dla mnie świętość, że moje dziecko nie zaśnie gdzie popadnie, że godz. 19.00 to kąpiel a nie siedzenie jeszcze w restauracji z nienowlakiem…
A najbardziej nie znoszę porównań. Moje dziecko śpi w ciągu dnia 2x45min i to z trudem, najlepiej na spacerze i ciągle słyszę a moje to śpi po 4godz ciągiem… ( tylko usiąść i zacząć wyć).
Albo moje dziecko nie toleruje smoczka to ciągle słyszę, że przez to wkłada rączki do buzi (5msc) albo jedząc do 3godz. To ze z piersi zrobiła sobie smoczek… Litości..
P. S fajnie, że jesteś! Nie raz już ze łzami w oczach czytam wpisy, które pozwalają mi się podnieść, za co dziękuję.
Uśmiałam się do łez – o jakie to prawdziwe! (choć nie mam hnb level hard). Dzięki za Twoje pisanie 🙂
Cieszę się, że tu trafiłam. Moje dziecko ma co prawda dopiero 2 miesiące, ale od urodzenia dała mi popalić. W szpitalu wszystkie mamy odpoczywały, mając dzieci w tych wozeczkach i biorąc je na karmienie i gadały mi o tym jak dziecka nie można przyzwyczaić do noszenia, a moje darło się non-stop jak tylko było odstawione od cycka.
W domu już nauczyłam się z nią żyć i to zanim dowiedziałam się o istnieniu pojęcia HNB i dopóki nie zapraszaliśmy gości było ok, ale odkąd zaczęły nas odwiedzać babcie, ciocie i mamy zaczęły się schody, bo nagle jestem zła matką, trzymam ja pod kloszem, mam ją przyzwyczajać do hałasów a w domu jest za cicho, bo dziecko powinno spać przy włączonym radiu… Więc w sumie uważam że ten artykuł jest w punkt, takie złote rady to można sobie wsadzić, jeszcze siedzą do nocy a jak dziecko dostaje szału bo już chce spać, to słyszę że pewnie po tym sosie, bo tam była cebula i pewnie z tego boli go brzuch…
… dziękuję!!!!?
Dziś po raz kolejny byłam z 3 miesięcznym synkiem u lekarza. Wszystko jest w porządku poza właśnie TYM.
Nawet wyplakac się nie mam kiedy, a tu taka niespodzianka. Dziś chyba zasnę spokojniejsza
Boże jakbym czytała siebie… U mnie to samo, identycznie. Już w szpitalu się okazało, że bobas dziewczyny z sali je i śpi i ciąga smoka. Mój ręce a jak nie to płacz. W domu przy wizycie teściów (co ciekawe komentarze teścia a nie teściowej): a po co bujam, a po co noszę, a po co biorę jak płacze, a bo przyzwyczaiłam to teraz tak mam, jak ja się zachowuję, krzywdzę siebie i dziecko, dziecko musi spać w hałasie, włącz mu radio i tak dalej… Oszaleć idzie, frustracja niesamowita, bo człowiek sam głupieje i myśli sobie, a może robię coś nie tak, a może to faktycznie moja wina?
Mam w domu małą hajnidkę. Gdy miała 2 miesiące po raz pierwszy miała odwiedzic nas moja siostra ze swoją już dorosłą córką. Kiedy napisałam do niej SMS z pytaniem o ktorej będą odpisała, że miały zjeść coś na mieście i dopiero przyjechac, ale pomyślały, że wezmą na wynos i przyjadą wcześniej. Pomyślałam: „Dzięki Ci Boże, pomyślały o mnie, przywiozą coś do jedzenia i wreszcie coś zjem”. Bo z moją Bobaską na rękach nie dam rady dokończyć obiadu o przyzwoitej porze. Nic bardziej mylnego. Kupiły, ale dla siebie. Przyjechały, rozłożyły się z jedzeniem na stole i jadły. Nawet nie zaproponowały żebym się czymś poczęstowała. Obiad dokończyłam przed kolacją, jak juz mąż wrócił do domu. Oczywiście siostra mojego obiadu nie odmówiła kiedy zaproponowałam. Czułabym się bardzo niezręcznie gdybym jadła, one się patrzyły. Chociaż teraz patrząc z perspektywy czasu chyba powinnam tak zrobić.