Nasze wspomnienia z odpieluchowania

Nasze wspomnienia z odpieluchowania

 

Wiosna rozkręca się na całego, a wraz z nią sezon na odpieluchowanie. Wraz z dziewczynami z mojego teamu wróciłyśmy pamięcią do momentów, w których odpieluchowałyśmy swoje dzieciaki. Nasze wspomnienia idealnie pokazują, jak różne potrafią być doświadczenia w tym temacie i jak wiele różnych czynników składa się na odpieluchowanie.

 

Katarzyna: 

Zaczęło się od wspomnień babci: “Jak Ty miałaś roczek, to już robiłaś ładnie do nocniczka” i taty: “Moje siostry po prostu siedziały i jeździły po podłodze na nocniku, dopóki nie zrobiły”.

Tak pojawił pomysł na przechytrzenie świata i najszybsze odpieluchowanie w dziejach… które okazało się rekordowo długie. Sadzaliśmy syna na nocnik – coś tam robił. Wszyscy się cieszyli. Szybko zaczęliśmy wprowadzać posiedzenia obowiązkowe: po posiłku, przed kąpielą… Tylko wciąż sam nie wołał. Nadprogramowe kupy lądowały w pieluszce, jak dawniej, a ja czekałam, aż się nauczy. 

Z czasem siedzenie na nocniku zaczęło syna denerwować – tak samo jak wszystkie inne rodzicielskie pomysły. Nie chciał. Sugestie, żeby skorzystał z nocnika, kiedy odczuwa potrzebę, niewiele dawały. Jak miał ochotę zrobić kupę, po prostu się gdzieś chował i robił do pieluszki. Kolejne nieodkryte na czas kupy doprowadzały nas do rozpaczy. Książeczki o nocnikach? Świetne, tylko niczego nie uczyły. 

Była też książka dla rodziców z rozdziałem o odpieluchowaniu. Idź za dzieckiem, nie za szybko, nie wymuszaj. Sprawdź, czy dziecko jest gotowe i wtedy działaj. No, jest gotowe… ale jak działać?

Wtedy właśnie mignęła mi oferta szkolenia u Magdy. Nigdy nie kupowałam takich rzeczy, ale skoro mały człowiek zapoznał się z nocnikiem chyba z rok wcześniej, a nadal preferował pieluchy, mimo wszelkich oznak gotowości, to stwierdziłam, że czas na inwestycję.

I udało się! W dosłownie kilka dni przeszliśmy przez cały proces, prowadzeni za rękę przez Magdę. Wszystko bez większego stresu i ku uldze całej rodziny – z synem włącznie. 

 

Kasia:

Odpieluchowanie teoretycznie jest dość proste w swoich założeniach. Dać dziecku czas, dać czas przede wszystkim sobie. Nie wytwarzać niepotrzebnej presji i jej nie ulegać co bywa nieco trudniejsze, gdy zewsząd atakują nas dobre rady i mity powielane od pokoleń.

W naszym przypadku diabeł tkwił w szczegółach, a konkretniej: w sytuacji życiowej, w jakiej wtedy byliśmy. Czas odpieluchowania syna, rozumiany jako gotowości dziecka, przypadł nam na okres pojawienia się nowej członkini naszej rodziny, jego siostry. Dużo emocji, zupełnie wywrócenie życia do góry nogami było trudno pogodzić z wprowadzoną jednocześnie twardą zasadą pt. “Pieluszka już nie”. 

W przypadku naszej rodziny wiele trudniejszych emocjonalnie momentów było gwarancją wpadek. Trudno się zresztą dziwić, bo to jednak dość niełatwe do opanowania umiejętności. A jak występują w tym samym czasie to jest to wyższa szkoła jazdy. Nasze trudności zupełnie nie wynikały z technicznych problemów typu niechęć do nocnika, nakładki czy nawet dużej toalety, tylko właśnie z opanowania w jednym czasie kilku rzeczy na raz.

Czy odczytywaliśmy to jako brak gotowości? Tak, oczywiście. Tylko co zrobić, gdy dziecko samo z siebie nie chce pieluszki i bardzo dobrze sobie radzi, gdy ma sprzyjające otoczenie? A “zakłócaczem” bardzo często była po prostu zazdrość o młodsze rodzeństwo. Niesprzyjających okoliczności było całkiem sporo w oczach niespełna 3-latka, biorąc pod uwagę, że ponad połowę dnia dwójka dzieci miała dla siebie tylko jedną mamę, bez zewnętrznego wsparcia na co dzień. Rodzice HNB pewnie szczególnie mogą sobie wyobrazić konsekwencje zostawienia dziecka samego na 10 minut, w czasie którego trzeba było nakarmić młodszą siostrę i ją położyć na drzemkę. Najciężej było, gdy ten czas przedłużał się o minutę, dwie lub pięć.

W tym trudnym emocjonalnie czasie trzeba było pójść na kompromis. I to odpieluchowanie było jednym z nich. Nie chciałam naciskać na pieluchę, ale nie było mowy, by dziecko nie miało wpadek. Starałam angażować się syna w opiekę nad siostrą ale jednocześnie dawać mu moją uwagę. Faktycznie sprowadzało się to do tego, że jeżeli mogłam na dużym łóżku położyć na drzemkę córkę, to syn szedł z nami. Raz zdążył na nocnik, innym razem nie. Ręczniki, podkłady, zabezpieczenia bardzo nam pomagały, ale nie rozwiązały naszego problemu.

I choć podczas czytania nie brzmi to jak coś, czego nie da się ogarnąć, to rzeczywistość wyglądała często dramatycznie. Mieliśmy górę prania tak wielką, że zaczęliśmy traktować ją jako element stałego wyposażenia mieszkania. Pierwszy raz w życiu zobaczyłam, że grzyb może również pojawić się na ubraniach! Choć wszystkie wolne chwile, które miałam w ciągu dnia, były wypełnione albo ogarnianiem wpadek, albo praniem… A gdy doszedł ogromny ból w przeciążonym kręgosłupie, to do szczętu przestałam trzymać emocje na wodzy. 

Jak ostatecznie sobie poradziliśmy w tej naszej drodze z odpieluchowaniem? Myślę, że najwięcej pomogło nam wsparcie syna w jego emocjach. Im był starszy, również można było wprowadzić pewne zasady, które rozumiał. Nie dotyczyły one jednak bezpośrednio odpieluchowania, a np. przewidywalności pewnych rzeczy. Czujnie kontrolował ilość umówionego czasu na usypianie córki na czarnym zegarku. Przysłuchiwał się zawsze, gdy umawiałam się z 2-miesięczną córką na to, że teraz jest czas układania lego i dopiero jak skończę budować kruszarkę, to możemy ponosić się w chuście. I dzień za dniem, tydzień za tygodniem tych wpadek było coraz mniej.

 

Ina: 

Żałuję, że nie odsłuchałam kursu Magdaleny od razu! To tylko gdybanie, ale być może mój syn nie miałby wtedy zaparć nawykowych. Moje dziecko to ultrahajnid, jest wrażliwym chłopcem i myślę, że gdybym zapoznała się z kursem, to nie skończyłoby się to tak, jak się skończyło, czyli wizytami u psychologa i podawaniem leków… 

Dopiero gdy zaczęliśmy zmagać się z problemem zaparć, zdałam sobie sprawę, że potrzebuję też wsparcia przy odpieluchowaniu. Nie chciałam, żeby syn miał jeszcze problemy z moczeniem czy odmową odpieluchowania. Bałam się wykonać jakikolwiek ruch, dlatego uznałam, że kurs Magdaleny będzie świetnym wsparciem, zwłaszcza że w międzyczasie pojawił się młodszy brat i wiedziałam, że to wszystko na raz może być dla mojego syna bardzo trudne. Ale najpierw uporaliśmy się z zaparciami nawykowymi i nie mogę tego pominąć – to dzięki Karli Orban i jej kursowi online. Karla powiedziała tam jedno zdanie, które do teraz powtarzam synkowi, jak zrobi kupę, i to było zdanie-wytrych, taki nasz game changer (Karla, baaaardzo Ci za to dziękuję). 

Kiedy wydawało mi się, że to dobry moment na odpieluchowywanie, odsłuchałam kurs, zwarta i gotowa, żeby zacząć. Ale po odsłuchanych nagraniach, stwierdziłam, że mój syn nie jest na odpieluchowanie gotowy psychicznie. I ja mam mało zasobów, przy jego młodszym bracie, żeby się tym zająć. Nie chciałam wprowadzać napięcia i sobie, i synkowi, więc odpuściłam. Uznałam, że podejmę próbę na wiosnę 2021. Od czasu do czasu (raz na 3 miesiące) pytałam synka, czy może chce robić siku na toaletę, ale mówił, że nie. Jakoś w styczniu tego roku syn wstał rano i powiedział, że już nie będzie nosił pieluchy i teraz chce majtki, siku od razu zaczął robić do kibelka. Zdarzyły mu się może ze 3 wpadki i tyle było z jego odpieluchowania.

Piszę o tym, ponieważ ten kurs to nie tylko dosłowne odpieluchowanie, ale także odpuszczenie sobie i zdjęcie z siebie tego całego napięcia. Mnie to bardzo pomogło i synowi też 🙂 

 

Magda P.:

Myśl o odpieluchowaniu córki przyprawiała mnie o dreszcze.  Po drugich urodzinach zaczęły się pojawiać komentarze ze strony rodziny: “Ale jak to, jeszcze z pieluchą?”. Raz podjęliśmy z mężem próbę odpieluchowania i ściągnęliśmy jej pieluszkę, jednak skończyło się to sikaniem wszędzie tylko nie w toalecie. To był dla mnie okropny stresor i wiedziałam, że moje podenerwowanie nic tu dobrego nie wniesie. Kompletnie nie widziałam się w roli jeżdżącej co chwilę na mopie. 

Zdałam sobie sprawę, że to nie tylko Nuśka jest niegotowa na odpieluchowanie, ale również ja. Jednak z drugiej strony wiedziałam, że lada moment pójdzie do przedszkola. W przedszkolu publicznym od razu spotkałam się z odmową “przyjmiemy ją tylko bez pieluchy”. Podjęliśmy wtedy decyzję o szukaniu przedszkola niepublicznego, które przyjmie nieodpieluchowaną 2,5-latkę. Udało się, i tak przez pierwsze pięć miesięcy Nuśka miała w przedszkolu pampersa. 

Uważam że ogromną rolę w jej odpieluchowaniu miał fakt, że daliśmy jej czas, jak i to że chodziła już do przedszkola i obserwowała inne dzieci. Pewnego dnia (córka miała wtedy dwa lata i dziesięć miesięcy) jedna z pań z przedszkola zapytała mnie, czy córka w domu chodzi bez pampersa, ponieważ tak im powiedziała w przedszkolu. Byłam zdziwiona, bo przecież w  domu nadal korzystała z pieluchy. Uznałam, że to dobra okazja do spróbowania i tego dnia została w domu bez pieluchy. To był strzał w dziesiątkę. 

Nie wiem jak inaczej mogę to nazwać niż to, że trafiliśmy w odpowiedni moment. Przez pierwsze dni nocnik był w tym samym pokoju w którym aktualnie byliśmy zero wpadek. Jednak jeszcze większym szokiem było odpieluchowanie nocne. Czerpiąc z wiedzy Magdaleny, doskonale zdawałam sobie sprawę, że w żaden sposób nie mogę wpłynąć na nocne odpieluchowanie, a wręcz mogłabym temu procesowi zaszkodzić. Więc w dzień pieluchy już nie było, ale na noc ją zakładaliśmy. Jednak po kilku tygodniach dałam sobie z tym spokój, ponieważ każdego ranka Nuśka wstawała z suchym pampersem. Jedynie zastosowałam świetną radę, którą usłyszałam od Magdaleny, a mianowicie, dla pewności korzystaliśmy z dwóch prześcieradeł i podkładów higienicznych.

 

Rzetelną wiedzę na temat odpieluchowania znajdziecie w moim kursie „Odpieluchowanie bez stresu”!

 

Zobacz co o kursie mówią Uczestniczki poprzednich edycji:

Gdzie Komsta mówi „Dobranoc, Trefliki na noc”

Gdzie Komsta mówi „Dobranoc, Trefliki na noc”

Wpis powstał we współpracy z Wydawnictwem Trefl

… albowiem zostałam dumną współtwórczynią kolekcji książek dla dzieci „Dobranoc, Trefliki na noc” wydanych przez Wydawnictwo Trefl!

Z pełnym przekonaniem mogę Ci napisać, że NIE MA drugich takich książek na rynku! Dlaczego?

To nie jest jedna książka z bajkami do czytania przed snem. To spójna kolekcja na tematy związane z wieczornym rytuałem i snem, która krok po kroku układa cały wieczór w szereg pozytywnych czynności. Zmienia sprzątanie zabawek, kolację, kąpiel, mycie zębów czy zgaszenie światła w rozwijającą zabawę i pozwala dzieciom nabrać prawidłowych nawyków związanych ze snem. Twoje dziecko uwielbia rozmawiać o jedzeniu i kręcić się w kuchni? Poczytajcie razem o kolacji. Chcesz oswoić kąpiel i mycie zębów? Proszę bardzo. Żywy jest temat gaszenia światła i ciemności (brrrr)? Też coś dla Was znajdziesz 🙂

 Kolekcję kupisz TUTAJ

Kolekcja jest przeznaczona dla dwóch grup wiekowych: 0-2. rok życia oraz 3-5. rok życia.

Bohaterami książeczek dla dzieci w wieku do 2. roku życia są „Bobaski i Miś”. Książki dla tej grupy wiekowej to kartonowe rozkładane książeczki harmonijki oraz duże 40-stronicowe kartonowe książki. To, co je cechuje, to dostosowanie do wieku i możliwości dziecka – duże ilustracje, niewiele szczegółów, proste teksty-polecenia angażujące dzieci typu „Pokaż paluszkiem, gdzie Treflinka odłożyła kredkę”.

Niektóre z tytułów są jeszcze w druku, ale z tych dostępnych dla dzieci 0-2 proponuję Ci zacząć od mojej ulubionej dużej pozycji „Pora spać! Książka przygotowująca do snu” (kupisz ją TUTAJ)

oraz co najmniej jednej z książeczek harmonijek – bardzo lubię „Kto gdzie śpi” (klik!), bo normalizujemy tam spanie z rodzicami 🙂

Książkę kupisz TUTAJ

oraz „Co zjemy na kolację„, bo to jedna z książek, którą można czytać po prostu popołudniu, a nie tylko w łóżku.

Książkę kupisz TUTAJ

Dla przedszkolaków przygotowaliśmy kilka rodzajów książek. Premierę miały już 5-minutowe bajki przygotowujące do snu, czyli klasyczne opowieści do czytania dziecku przed snem o przygodach Rodziny Treflików.

Książkę kupisz TUTAJ

Baaardzo lubię książki z cyklu Stwórz swoją historię na dobranoc: „Jutro czeka nas przygoda” oraz „Wyruszamy do spania”, na podstawie której dziecko z dorosłym wymyślają własne opowiadanie, wybierając z podpowiedzi.

Książkę kupisz TUTAJ

Książkę kupisz TUTAJ

A to nie wszystko, bo lada dzień w kolekcji pojawi się też książka z audiobookiem do słuchania oraz książeczki z zadaniami i kolorowankami!

Jak do tego wszystkiego doszło?

Na początku marca 2020 roku mój webinar na temat rytuału wieczornego kupuje osoba z adresem emailowym w domenie Trefl. Okłamałabym Cię, gdybym napisała, że już wtedy wiedziałam, co się wydarzy. Nie miałam zielonego pojęcia! Nie mam potrzeby przeglądania listy zamówień, więc nie wiem nawet, kto i skąd kupuje moje materiały edukacyjne.

Dowiedziałam się o tym pod koniec miesiąca, kiedy dostałam maila od nowopowstającego Wydawnictwa Trefl. Tak, to TEN TREFL, od puzzli i gier planszowych, jeden z liderów światowego rynku, postanowił stworzyć wydawnictwo książkowe. Swoją drogą, historia prezesa firmy oraz całej spółki jest NIESAMOWITA i dziwię się, dlaczego jeszcze nie powstała na ten temat – nomen omen – książka (przedsiębiorców zachęcam do pogooglowania sobie na ten temat).

Okazało się, że twórczynie wydawnictwa Marta Konior, Magdalena Talar i Magdalena Cieślar wraz z zespołem autorów i ilustratorów chcą zacząć z przytupem – nie od jednej książki, nawet nie od trzech, ale od całej, kilkunastoczęściowej kolekcji poświęconej rytuałowi wieczornemu. Bazą miała być – znana z animowanego serialu autorstwa Studia Trefl – Rodzina Treflików. Przeczytałam więc w wiadomości, że wydawnictwo obejrzało mój webinar i zaprasza mnie do dołączenia do grupy projektowej jako konsultantki merytorycznej.

Znajomi wiedzą, że jestem tzw. „yes-person”. Kiedy coś mi się spodoba, kiedy stanowi dla mnie wyzwanie, to najpierw mówię „TAAAK, oczywiście, zrobię to”,  a potem się ewentualnie dowiaduję, JAK to zrobić 😀 Przykładowo, gdy dostałam w ubiegłym roku propozycję zrobienia wykładu po angielsku, to najpierw się zgodziłam, a potem wróciłam na intensywne indywidualne konwersacje, żeby podszkolić się z mówieniem.

Grupa projektowa i konsultacja merytoryczna kolekcji książek brzmiała dla mnie nieco enigmatycznie, bo przecież nigdy wcześniej się tym nie zajmowałam, ale zawsze jest ten pierwszy raz i w sumie dlaczego miałabym nie dać sobie rady?

Umówiłyśmy się więc na spotkanie online, w którym twórczynie Wydawnictwa Trefl opowiedziały mi, na czym ma się opierać nasza współpraca. I zaczęło się!

W pierwszym etapie podczas serii rozmów opowiadałam redaktor prowadzącej o tym, z jakich elementów może składać się rytuał wieczorny. Wymieniłyśmy aż 14 etapów – od porządkowania zabawek przed kolacją aż po zaśnięcie po zgaszeniu światła. Rozmawiałyśmy o tym, co jest ważne w każdym kolejnym etapie, baaardzo szczegółowo (np. dlaczego proszę o to, aby ewentualne oglądanie bajki na dobranoc umieścić na początku rytuału, na minimum godzinę przed snem albo jak wygląda prawidłowe mycie zębów – wiecie o tym, że nie należy płukać zębów wodą na koniec?! Ja też się o tym dowiedziałam dopiero jako bardzo dorosła osoba) oraz jakie kompetencje poznawcze, społeczno-emocjonalne, motoryczne czy emocjonalne można kształtować przy okazji kolejnych czynności (np. co dzieci ćwiczą przy wkładaniu klocków i kredek do pojemników albo po co nam wspólne siadanie do kolacji).

Na tej podstawie powstały notatki dla autorek warstwy językowej książek. Wiem, że nie miały ze mną łatwo – pisać dla dzieci i jednocześnie brać pod uwagę mnóstwo wskazówek merytorycznych dotyczących z jednej strony rytuału wieczornego, a z drugiej psychologii rozwojowej. Nie było łatwo, bo poza byciem „yes-person”, jestem niewyobrażalnie upierdliwa i czepialska.

W drugim etapie współpracy dostawałam gotowe teksty oraz ilustracje z książek do sprawdzenia.

Żeby uzmysłowić Ci, na czym polega praca wydawnictwa, w tym konsultantki merytorycznej choćby najprostszej kilkunastostronicowej książeczki harmonijki dla rocznego dziecka, pokażę Ci kilka miejsc, do których nadesłałam uwagi. Zachęcam, żebyś się zastanowił_a, co tu jest do zmiany, zanim przeczytasz, co mój specyficzny mózg wykombinował.

Czego mi tu brakowało?

Zabrakło… warzyw i/lub owoców. A powinny być proponowane do każdego posiłku. Nawet jeśli nasze dziecko je na zmianę makaron z białą bułką.

Jaką uwagę miałam tutaj?

Tak, nie jestem fanką bicia brawa za siusianie do nocnika 😉

A tu?

Kot na ulicy – nie chciałabym, aby normalizować dzieciom bezdomność kotów. Koty nie powinny mieszkać na ulicy.

Wiem, że w tym momencie wiele osób przewraca oczami i myśli „meh, przesada”. Może i tak. Ale takie było moje zadanie – stworzyć możliwie najlepsze książki pod słońcem, promujące wartości, na których promowaniu mi zależy. Zresztą: czy wspominałam już, że jestem czepialska? 🙂

I wiesz, co w tym wszystkim jest najlepsze? Wydawnictwo przychylało się do moich uwag bez najmniejszego problemu! Współpraca była IDEALNA. W 100% czułam, że nie jestem w zespole tylko po to, by można było się podpisać hasłem „konsultowane przez psychologa”, olewając jednocześnie moje wskazówki. Wydawnictwo składa się z megaodpowiedzialnych osób. Nam wszystkim naprawdę zależało na tym, żeby kolekcja wyszła świetnie. Sama jako twórczyni wiem, że to nie jest łatwe oddać komuś do oceny swoje wychuchane i dopieszczone dzieło, z którego jest się dumnym, a potem je poprawiać, bo ktoś jest przewrażliwiony na jakimś punkcie 😉 Dlatego NAPRAWDĘ  ogromnie to doceniam!

A teraz z pełnym przekonaniem jestem w trzecim etapie współpracy i – jako dumna ambasadorka kolekcji „Dobranoc, Trefliki na noc” – zamierzam wyskakiwać Wam nie tylko z lodówki, ale i z Internetu, radia, i nawet ze swoim logotypem z telewizora, bo kolekcję promujemy spotem telewizyjnym publikowanym w dziecięcych stacjach tv. Jest moc!

Kolekcję kupisz TUTAJ

Jeśli macie jakiekolwiek pytania dotyczące Kolekcji lub jej powstawania, zostawcie je koniecznie w komentarzach, a odpowiem z przyjemnością 🙂

Wpis zawiera linki afiliacyjne – jeśli z nich skorzystasz, kupując produkty, nie zapłacisz więcej, a właściciel sklepu podzieli się ze mną drobną częścią swojego zysku. Będzie to dla mnie również znak, że ufasz moim rekomendacjom.

Pierwsze święta z wymagającym dzieckiem

Pierwsze święta z wymagającym dzieckiem

Pierwsze święta we trójkę? Odłóżmy na bok fantazje znane z kina i fotografie z banków zdjęć z uśmiechniętymi niemowlakami przebranymi w świąteczne kostiumy 😉

Warto być świadomym, że pierwsze święta z małym dzieckiem będą inne. Niekoniecznie gorsze, niekoniecznie lepsze od tych bezdzietnych. Po prostu inne. Rzadko takie, jak w filmach familijnych (wiesz, niemowlaczek, który bez mruknięcia zniesie podróż i będzie zachwycony nowym miejscem wśród nowych dorosłych – choć bardzo Ci tego życzę!).

Pierwsze święta z małym dzieckiem mogą być trudne dla rodziców i dla dziecka. Warto urealnić swoje oczekiwania. Nastawić się na to, że może zjemy wszystko i nagadamy się z bliskimi jak dawniej, a może tak być, że po zupie będziemy spoceni uciekać do samochodu. Albo pozornie zaciekawione wujkami niemowlę będzie w nocy bardzo kiepsko spało, bo będzie przeżywać atrakcje poprzedniego dnia.  

Podróż

Podróż z hajnidem jest często najbardziej stresującym elementem świąt. Wymagające dzieci nie są wielkimi fanami jeżdżenia w fotelikach samochodowych. To wynika między innymi z tego, że pozycja dziecka w foteliku samochodowym, zwłaszcza w tym pierwszym – łupince, nie jest superwygodna. To jest pozycja, która ma chronić ciało dziecka w razie wypadku. A że przy okazji  może u niektórych maluchów zwiększać cofanie się treści żołądkowej do przełyku, a bycie unieruchomionym pasami nie należy do marzeń HNB… Poza tym są niemowlaki, które w trakcie jazdy odczuwają dyskomfort i nudności, sygnalizując to płaczem. Po roczku zaczynają prezentować wszystkie klasyczne objawy choroby lokomocyjnej. Są też dzieci, które powoli wyrastają z fotelika i jest im ciasno. Są takie, którym koszmarnie nudzi się podziwianie podsufitki auta.

Jak uatrakcyjnić podróżowanie?

Po pierwsze, wiele rodzin podróżuje nocą. Usypia dzieci w domu i przenosi na śpiocha albo startuje spod domu późnym wieczorem. Po drugie, zbiór atrakcyjnych zabawek na czas podróży. Są rodzice, które mają zestaw zabawek wożonych tylko w samochodzie – są „nieopatrzone” i przez to atrakcyjniejsze niż te domowe. Dla osób tolerujących ekstremalny bałagan polecam pudło chusteczek higienicznych i wyciąganie oraz rozdzieranie każdej przez delikwenta. Niespecjalnie biczowałabym się nawet oglądaniem filmików i teledysków, gdy już wszystkie nieelektroniczne zabawki i opowieści dziwnej treści z cyklu “ co za oknem” zawiodą. Gdy weszliście już w wiek bajek, to u nas hitem są własnoręcznie nagrane audiobooki (w domu nagrywam czytanie książek córki na dyktafon w telefonie). Wierszyki i zabawy paluszkowe, które nie tylko uatrakcyjniają podróż, ale też rewelacyjnie rozwijają mowę, znajdziecie na przykład tutaj.

Warto potestować, jak kształtują się reakcje dziecka wraz ze zmianą osoby siedzącej z tyłu. Zdarza się, że jeśli ojciec lub babcia siedzą obok fotelika z tyłu, to dziecku jedzie się przyjemniej. Na mamę już się wystarczająco napatrzyło i jej nasłuchało, a inni dorośli mają swój nieograny zasób atrakcji, piosenek i wierszyków.  Bywają dzieci, które są znacznie spokojniejsze, gdy siedzą z tyłu samotnie. Zastanów się nad zamontowaniem na zagłówku lusterka, którym dziecko widzi kierowcę i siebie.

Jednym z moich ulubionych wątków na temat sposobów na przetrwanie podróży jest mądrość zbiorowa mojej grupy na Facebooku, którą znajdziesz TUTAJ (a jeśli nie ma Cię jeszcze w mojej grupie, to na co czekasz?!).

Jeśli myśl o kolejnej podróży sprawia, że pot spływa Ci po plecach, może dałoby się pojechać transportem publicznym? Znam sporo opowieści o przyjemnościach z podróży pociągiem.

A może namówić rodzinę do tego, żeby jednak to oni do Was przyjechali tym razem?

Wiem, że póki co to wydaje się wiecznością, ale dzieci wyrastają z trudności związanych z jazdą w foteliku  samochodowym. Natomiast jeśli jednak decydujemy się na samochód, to dzieci trzeba wozić w foteliku samochodowym. Nie wolno dzieci wozić na kolanach! Nie powinno się też karmić dzieci w trakcie jazdy, ze względu na ryzyko zadławienia się. I rodzice zawsze powinni być zapięci pasami. Inaczej nawet przy pozornie niegroźnej stłuczce stanowimy poważne zagrożenie dla zdrowia małego dziecka.

Sen

Jeśli Wasze dziecko ma jakieś gadżety, z którymi zasypia, nie zapomnijcie ich zabrać. Weźcie smoczek, kocyk czy przytulankę, płytę z kołysankami itd. jeśli maluch czegokolwiek używa. W nowym miejscu dziecko będzie się dzięki temu czuło bezpieczniej i łatwiej będzie mu usnąć.

Są rodzice, którzy jeżdżą ze swoim łóżeczkiem turystycznym, zwłaszcza jeżeli podróżują często lub używają go też w domu. Dzieciom śpiącym razem z rodzicami w jednym łóżku bywa łatwiej, bo nowe otoczenie nie ma aż takiego znaczenia, gdy tylko mama czy tata są blisko.

Warto zabrać ze sobą coś do zasłonięcia okien, jeśli gospodarze przyoszczędzają na roletach black-out 😉 W wersji profesjonalnej to zaciemniająca roleta na przyssawki (klik!), ale wystarczy taśma klejąca i folia aluminiowa lub worki na śmieci. Chyba, że lubicie pobudki wcześniejsze niż zwykle 😉 (o tym, dlaczego zaciemnienie jest ważne, pisałam TUTAJ).

Im młodsze niemowlę, tym faktycznie łatwiej jest je przebodźcować. Dużo nowych wrażeń po południu w wielu rodzinach kończy się atakiem kolki malucha, płaczem przed zasypianiem albo przerywaną częstymi pobudkami nocą.

Bywa tak, że niemowlaki nie chcą, żeby ktokolwiek poza rodzicami brał je na ręce. Może chodzić na przykład o… perfumy. Niemowlęta są dosyć wrażliwe na zapachy i niekoniecznie odpowiada im woda toaletowa babci albo dym tytoniowy na ubraniach ciotki.

Ale ale, uwaga rodzice hajnidów: może też być tak, że Wasze dziecko Was zaskoczy 🙂 Wymagające dzieci bardzo często podczas rodzinnych spotkań włączają tryb „demo” i są gwiazdami imprezy… bo wreszcie czują się usatysfakcjonowane. Już się nie nudzą! Wreszcie więcej ludzi, więcej bodźców, zapachów, dźwięków, wszyscy chcą mnie nosić na rękach, hurrra! Paradoksalnie może się więc okazać, że noce w trakcie świąt wcale nie będą takie złe. Więcej na ten temat pisałam TUTAJ

Świąteczne dni są wyjątkowe i nic złego się nie stanie, jeśli nie odtworzycie stałego rytuału wieczornego. Nawet jeśli małe dziecko przez ten czas pośpi w ciągu dnia krócej, wyreguluje sobie to w kolejnych dniach.

Karmienie

Dieta matki karmiącej piersią to mit – poza spożywaniem alkoholu, jeśli dziecko ma mniej niż 6 miesięcy, i limitowaniem kofeiny do 300 mg (np. 2-3 filiżanki kawy), możesz jeść i pić wszystko [1]. Na zdrowie!

Więcej na ten temat w filmie poniżej:

Niemowlakom z rozszerzaną dietą również możemy podawać niemal wszystko [2, 3, 4] poza:

Warto się przygotować na to, że często małe dzieci karmione naturalnie odreagowują dużą ilość bodźców częstszym zgłaszaniem się do piersi. Przydaje się wówczas spakowanie ubrań wygodnych do karmienia (i ewentualnie jakiegoś przykrycia, jeśli krępuje Cię karmienie przy innych dorosłych).

Bywa też tak, że dzieci starsze niż trzymiesięczne nie chcą być karmione w towarzystwie nieznanych osób. Tak bardzo cieszą się nowymi twarzami, że rozpraszają się przy karmieniu – ale za to mogą nadrabiać w nocy.

Jeśli masz kłopot z reagowaniem na świąteczne porady wychowawcze (tego nie jedz, to mu daj, dlaczego go nosicie, po co śpi z Wami w łóżku etc.), zerknij koniecznie na mój artykuł TUTAJ.

I przyjmij najlepsze życzenia na najbliższe świąteczne dni – życzę, żeby było pełne radości i spokoju, bez względu na to z kim i jak je spędzasz <3

 

Jak sobie radzić z krytyką, gdy jesteś rodzicem?

Jak sobie radzić z krytyką, gdy jesteś rodzicem?

Gdy zostajemy rodzicami, często zaczynamy zderzać się z krytyką naszych decyzji. Okazuje się, że negatywnie ocenić można w rodzicielstwie absolutnie wszystko: krótkie karmienie piersią, długie karmienie piersią, spanie z dzieckiem w jednym łóżku, spanie dziecka w osobnym pokoju, używanie smoczka, nieużywanie smoczka, noszenie w chuście, karmienie papkami, rozszerzanie diety metodą BLW… i mogłabym tak jeszcze długo.

Im bardziej niepopularne od głównego nurtu rodzicielskiego są nasze decyzje, tym większe prawdopodobieństwo, że niektórym się to nie spodoba. W naszym społeczeństwie nadal pokutuje wiele mitów dotyczących potrzeb i zachowań małych dzieci. Zwykle łatwiej złapać dystans wobec krytyki wypowiadanej przez obcych. Ale gdy krytykujące osoby są nam bliskie, trudno nam poradzić sobie z ocenami, które słyszymy.

Ugruntuj się

Warto czytać  wiarygodne źródła informacji na rodzicielskie tematy: o chustonoszeniu, karmieniu piersią, żywieniu dzieci, wychowaniu bez kar i nagród itd. Im więcej wiesz na temat wspierania rozwoju dziecka, tym trudniej zasiać w Tobie ziarno niepewności.

Jeśli jesteś specjalistką na przykład z zakresu podatków, to nawet gdyby teściowa trzy razy dziennie mówiła Ci o tym, że źle prowadzisz księgę przychodów i rozchodów, nawet na moment nie zachwiałaby Twoją pewnością siebie w tym temacie. W końcu to Ty studiowałaś rachunkowość przez wiele lat, to Ty wypełniłaś już tysiące rubryczek w programach do rozliczeń podatkowych, to Ty jesteś doceniana przez pracodawców i w końcu to do Ciebie Urząd Skarbowy nie miał dotychczas zastrzeżeń.

Podobnie jest z rodzicielstwem: gdy rozumiemy pewne mechanizmy stojące za rozwojem dziecka, informacje jakoby noszenie niemowlaka na rękach je psuło wlatują nam jednym uchem, a wylatują drugim. Rozumiemy, że osobie, która wypowiada takie sądy, brakuje aktualnej wiedzy. Nie każdy zna się na podatkach i nie każdy zna na psychologii dziecięcej – choć domorosłych ekspertów w tej dziedzinie mamy zwykle wokół bez liku 😉

Jeśli słyszycie od przedstawiciela ochrony zdrowia komentarz niezgodny z aktualną wiedzą (np. o karmieniu piersią) lub wykraczający poza jego kompetencje (np. że nie powinniście spać z dwulatkiem w łóżku), warto zaprotestować. Odwołać się do zaleceń ze strony Ministra Zdrowia. Skierować rozmowę na temat, z którym przyszliśmy do gabinetu. Zgłosić skargę do kierownika przychodni lub szpitala, do izby lekarskiej, rzecznika praw pacjenta. Jeśli kładziemy uszy po sobie i nic z tym nie robimy, nic się nie zmienia. Pisałam już o tym kiedyś TUTAJ.

Aby nie czuć się samotnym, warto brać udział w spotkaniach z ludźmi, którzy mają podobny światopogląd. Własna wioska, grupa wsparcia, krąg kobiet – nazwa nie jest istotna, ważni są ludzie. Na szczęście mamy internet i jeśli takich spotkań w okolicy nie ma, możemy uczestniczyć w dyskusjach w internetowych grupach (zapraszam DO SWOJEJ GRUPY). Można też założyć własną lokalną grupę wsparcia (wiem, bo sama to zrobiłam).

W psychologii mówi się o społecznym dowodzie słuszności. Jesteśmy jako gatunek tak skonstruowani, że w sytuacji braku pewności co do wyboru, za prawidłowe wyjście uznajemy to, co robi większość ludzi. Rozmowy z innymi rodzicami, którzy przeżywają podobne dylematy oraz radości co my, daje niesamowite poczucie wspólnoty i zabiera poczucie osamotnienia (a jeśli to tylko ja śpię z dzieckiem, karmię dwulatka, nie wypłakuję niemowlaka…?).

Przyjrzyj się, od kogo i dlaczego płynie krytyka

Po drugie, warto się przyjrzeć osobom, które komentują nasze decyzje. Czy ludzie, którzy krytykują Cię za spanie z dzieckiem, wychowanie w duchu RB, karmienie piersią itd. mają ochotę dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat? Może bezmyślnie powtarzają zalecenia sprzed 30 lat, bo nie wiedzą, że poziom wiedzy o opiece nad dzieckiem od tamtej pory NIECO się zmienił?

Niektórzy rodzice dzielą się więc z bliskimi swoją wiedzą lub podsuwają artykuły na temat rodzicielstwa, laktacji, żywienia, potrzeb dzieci, psychologii, zdrowia.

Niejednokrotnie warto wysłuchać komunikatu i zastanowić się, o jakich potrzebach tej osoby nam on mówi. Jaka potrzeba stoi za słowami, które słyszysz? Jakie emocje? Ktoś się martwi? A może potrzebuje być wziętym pod uwagę? 

„Słuchaj mamo, dziękuję Ci, że troszczysz się o nas. Wiem, że kiedy ty rodziłaś dzieci, to były takie zalecenia, żeby nie karmić dłużej niż pół roku, bo pokarm staje się niewartościowy i dziecku będzie lepiej w żłobku, jak będzie umiało pić z butelki. Ta wiedza się zmieniła. Teraz promuje się karmienie tak długo, jak dziecko i mama chcą, a Twój wnuk nie wygląda na zainteresowanego odstawieniem się”.

Są jednak osoby, czasem bardzo bliskie, które nie są zainteresowane poszerzaniem swojej wiedzy. Ich opinie bazują na ich własnych przekonaniach, że dzieci są takie, życie jest takie, trzeba XYZ, żeby wychować dziecko… Słyszysz krytykę i próby spokojnego wyjaśnienia powodów jakiejkolwiek Twojej decyzji rodzicielskiej spełzają na niczym.

Nie masz obowiązku tłumaczyć innym ludziom ze swoich wyborów. Z żadnych.

Warto wtedy chronić granice swoje oraz swojego dziecka. Nie pozwalać na drążenie tematu. Niektórzy używają sformułowań: “Och, pomyślę o tym”, albo zupełnie wprost:

“Dziękuję, radzimy sobie”

“Wiem, co robię”

“Decyzję podjęliśmy z lekarzem, jest świadoma, dzięki za zainteresowanie”

“Taką podjęłam decyzję”

“Dziękuję za zainteresowanie, ale to jest temat, którego ja już nie chcę rozwijać”.

Czasami metodą zdartej płyty. Czasami fizycznie kończąc spotkanie i wychodząc. W kółko, i w kółko, i jeszcze raz.

Wpadamy czasem w taką pułapkę myślenia, że jeśli wyłożymy wystarczająco przekonujące argumenty, odwołując się do badań naukowych, zaleceń Światowej Organizacji Zdrowia i doniesień z zakresu neuropsychologii, to inni zrozumieją i przestaną nas krytykować. Tymczasem często to jest po prostu rozmowa z dwóch różnych poziomów – nazwijmy je „racjonalnym” i „emocjonalnym”. Dla osoby, która wypowiada się z pozycji swoich przeżyć i potrzeb, dostarczenie logicznych argumentów nie jest istotne. One nie wpływają na jej postrzeganie rzeczywistości.

Bywa, że jest to związane z jej własnymi doświadczeniami z dzieciństwa i tym, jak ją traktowano. Jeśli wychowywała się w jakimś konkretnym przekonaniu dotyczącym tego, jakie są dzieci i jakie mają potrzeby, jaka jest rola ojca, a jaka matki itd., to bez świadomej pracy trudno może być wyjść z tych myślowych kolein.

Czasem nasze macierzyństwo i ojcostwo uświadamia naszym rodzicom, że to, jak oni się nami opiekowali mogłoby wyglądać inaczej. Że ulegli sugestiom swojej rodziny czy personelu medycznego, mimo że w głębi duszy czuli, że to do nich nie pasuje. Że pewne ich plany nigdy się nie zrealizowały. Że na przykład Twoja mama chciała karmić dłużej, ale zepsuto jej laktację zanim jeszcze wyszła z porodówki – i do tej pory jakoś sobie tego nie poukładała. Widok Ciebie karmiącej bez problemów i na żądanie, może wywoływać w niej trudne emocje, których źródła po tych kilkudziesięciu latach może nie być łatwo odnaleźć. Napięcie znajduje ujście w komentarzu skierowanym do Ciebie – ale to nie jest o Tobie, tylko o niej. Nie jest łatwo poukładać sobie w głowie, że kiedyś robiliśmy najlepiej, jak mogliśmy, z tą wiedzą i wsparciem, które wówczas mieliśmy, jeśli teraz wiadomo, że praktyki z lat 80. XX wieku na przykład dotyczące odpieluchowania mają długofalowe negatywne skutki dla pokolenia 30- i 40-latek.

A jeśli krytykuje mnie mój partner lub partnerka?

Jeśli osobą, która Cię nie wspiera w Twoich rodzicielskich priorytetach, jest Twój partner lub partnerka, warto szczerze o tym porozmawiać.  Co jest w tej sytuacji dla niego/ dla niej trudne? Czego się obawia? Jakie ma oczekiwania, wyobrażenia, potrzeby w związku lub rodzinie? Czy na pewno chodzi o karmienie, noszenie, niewymierzanie kar?

Czasem jest jakaś presja ze strony rodziny naszego partnera, o której nam nie mówi, a trudno mu poradzić sobie z konfliktem lojalności. Czasem sam potrzebuje wsparcia, by poukładać sobie własną historię rodzinną, przekonania, które wyniósł z domu, które wówczas pomagały mu sobie radzić, a teraz są już niewspierające. Jeśli trudno dojść do porozumienia, można skorzystać z pomocy profesjonalisty, na przykład psychoterapeuty rodzinnego.

Wielu psychologów się ze mną nie zgodzi, ale uważam, że mówienie przez rodziców jednym głosem we wszystkich tematach jest przereklamowane. Nie jest możliwe, żeby – nawet z najlepiej dobraną do nas osobą – zgadzać się we wszystkich kwestiach w 100%. Jeśli udajemy przed dziećmi, że tak jest, w mig wyczuwają brak autentyczności. Nie musimy się we wszystkim ze sobą zgadzać, nawet jeśli dotyczy to naszych wspólnych dzieci.

Warto pamiętać, że to każdy sam odpowiada za to, jaką relację buduje z dzieckiem. To nie Ty jesteś odpowiedzialna/y za to, jaką relację z dzieckiem będzie miał drugi rodzic. Możesz podsuwać mądre lektury (tutaj znajdziesz inspiracje dotyczące książek o Rodzicielstwie Bliskości) i inspirować własnym przykładem. Ale nie masz realnej mocy zmieniania innych ludzi, nawet tych najbliższych. Szukanie wsparcia poza własnym domem, pokazywanie swoją postawą, że to, co robisz, ma sens oraz obrona siebie i dziecka przed raniącymi komunikatami – to rzeczy, na które masz wpływ i na których warto się skupić.

Trzymam mocno kciuki!

 

Jesteś na urlopie macierzyńskim? Zastanawiasz się, co dalej? Zamów książkę Karli Orban:

10 najpopularniejszych artykułów 2018 roku na Wymagajace.pl

10 najpopularniejszych artykułów 2018 roku na Wymagajace.pl

Trzeci rok blogowania za mną – mniej intensywnego niż w poprzednich latach, ale wciąż aktywnego! W 2018 r. powstały 32 merytoryczne wpisy.  Kompletnie nie udało mi się utrzymać rutyny podcastowej – powstały tylko 3 odcinki Mamowskazu (ale jakie fajne!). To zdecydowanie moja największa blogowa porażka tego roku – obiecuję poprawę i mam w planach co najmniej jeden odcinek podcastu miesięcznie!

Z nowości: zaczęłam regularnie spotykać się z Wami na cotygodniowych wtorkowych Wymagadkach na żywo (powstało 12 odcinków). Nadal organizowałam Facebook live’y solo i z ekspertami (do obejrzenia tutaj).

Rozwijam grupę na Facebooku, zrzeszającą rodziców wychowujących w duchu Rodzicielstwa Bliskości. Założyłam także interdyscyplinarną grupę dla profesjonalistów pracujących z małymi dziećmi: Specjaliści 0-6, co do której mam wiele planów na 2019 rok!

Nie przeliczyłam, ilu konsultacji indywidualnych udzieliłam, ale z notatek wiem, że poprowadziłam w całej Polsce 70 warsztatów, w których wzięło udział prawie 1000 rodziców! Udzieliłam kilku wywiadów, napisałam przedmowę oraz zostałam konsultantką merytoryczną polskiego tłumaczenia książki „Spokojny sen” Sarah Ockwell-Smith (klik!), publikowałam w „Dziecku & Psychologii”, a Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę zaprosiła mnie do współtworzenia poradnika dla rodziców do kampanii społecznej przeciw stosowaniu klapsów “Potrafię się zatrzymać”.

Nadal w sprzedaży są moje dwa kursy online (Dbanie o dobre spanie oraz Jak łagodnie zakończyć karmienie piersią?). Zaczęłam też organizować webinary na zewnętrznej platformie.

Uff, aż się zmęczyłam wspominając!

Plany na 2019?

Przede wszystkim mniej pracować. Moje dziecko nadal mnie poznaje i nadal jest 24/7 w domu, bez żłobka i niani, ale pod względem wyzwań zawodowych miniony rok naprawdę dał mi w kość i potrzebuję zadbać teraz bardziej o równowagę ja-dom-praca.

W styczniu pojawi się nowy webinar„Moje dziecko późno chodzi spać”, podczas którego wyjaśnię, z czego to może wynikać oraz czy i jak można zmienić tę sytuację, jeśli generuje ona napięcia w rodzinie. Udział w webinarze (czyli szkoleniu online) oraz jego nagranie można już kupić TUTAJ.

Pod koniec marca poruszę też temat przygotowania dziecka do narodzin rodzeństwa, bo od dawna o to prosicie! Piszę nadal o smoczku i odsmoczkowaniu, choć końca nie widać… O kolejnych projektach będę informować na bieżąco, ale uwierzcie mi, będzie się działo!

Ze wszystkich opublikowanych w tym roku artykułów wybrałam 10 najchętniej czytanych. Odnośnik do hitów z poprzednich lat znajdziesz na końcu tego zestawienia.

Zapraszam na TOP 10 (w kolejności od mniej do bardziej popularnych):

10. Śniadanie na dobry sen

Artykuł, dzięki któremu wiele osób poznało słowo „tryptofan”, a to poskutkowało takimi wyznaniami miłosnymi:

Przyglądam się w nim doniesioniom japońskich (tak, tak, są nie tylko amerykańscy!) naukowców dotyczącym związku diety ze snem. Na pohybel kaszkom na dobranoc, wiwat tofu i banany!

O tym, dlaczego po odpowiednim śniadaniu wystawiamy latorośl na słońce, przeczytasz TUTAJ.

9.Pełnia a bezsenność

Nie ma co ukrywać, że popularność tego artykułu zawdzięczam kilkukrotnemu przypominaniu go na fanpage’u. Każdorazowo z ciekawością obserwuję podział komentatorów i komentatorek na dwie frakcje: OCH, TAK, U MNIE SIĘ SPRAWDZIŁO! oraz TO U MNIE PEŁNIA JEST CHYBA PRZEZ CAŁY ROK 😉

Jeśli ktoś jeszcze nie czytał, to nie będę zdradzać księżycowych wniosków – zapraszam TUTAJ.

8.Odpieluchowanie: kiedy zacząć?

Wpis, którego napisanie nie było wcale tak łatwe, jak mogłoby się wydawać, bo w literaturze naukowej wymienia się ponad 20 różnych oznak gotowości do odpieluchowania i wyciągnięcie tego, co najważniejsze i najbardziej przydatne rodzicom zajęło mi kilka dni wczytywania się w kolejne artykuły.

O tym, czy dzieci tetrowe ogarniały nocnik szybciej i jakie widełki wiekowe dla tej nauki proponują organizacje zajmujące się zdrowiem dzieci, przeczytasz TUTAJ.

 

7.Niedobór żelaza, anemia a sen

Artykuł, z którego jestem dumna, ponieważ jest do tej pory jedynym takim popularnonaukowym opracowaniem w polskojęzycznym (a może nie tylko?) internecie. Dostaję sporo sygnałów od rodziców, którzy nie mieli świadomości związku anemii z niedoboru żelaza ze snem swoich dzieci, i którzy po przeczytaniu dyskutowali ze swoimi pediatrami na temat diagnostyki w tym kierunku.

Wpis przeczytasz TUTAJ; możesz też TUTAJ posłuchać rozmowy z dietetyczką Zuzanną Antecką (Szpinakrobibleee.pl) o związku anemii z niedoboru żelaza z apetytem oraz o diagnostyce i leczeniu anemii.

6.Dlaczego dzieci najgorzej zachowują się z mamą?

Ten artykuł był niekwestionowanym liderem w kategorii „liczba pozytywnych informacji zwrotnych, które otrzymałam od Czytelniczek”. Poniżej jedna z nich:

To dla mnie kolejny dowód na to, że czasem warto zabierać się za tematy, które mnie jako psycholożce wydają się zbyt oklepane, a dla wielu osób są czymś świeżym oraz – a to ważniejsze – wspierającym.

O powodach, dla których maluchy z wersji demo zmieniają swoje zachowanie, gdy mama pojawia się na horyzoncie, pisałam TUTAJ.

5.Przykrywać czy nie przykrywać?

Trochę zaskoczyła mnie wysoka pozycja akurat tego wpisu. Uwielbiam obserwować reakcję rodziców na moje propozycje w nim zawarte, gdy przedstawiam je podczas swoich warsztatów. Wyrastam na czołową mrozicielkę niemowląt! Jak to?! Nie przykrywać półroczniaków? Zero kołdry dla dwulatka?

Dlaczego czasami robi dzieciom dużą różnicę i warto się odważyć odkryć swoje dziecko, wyjaśniłam TUTAJ.

4.Czy budzić noworodka do karmienia?

Inspiracją do napisania kilku słów o budzeniu niemowląt była jedna z mam, która uczestniczyła w moich warsztatach i która była w konflikcie z mężem, który pierwsze 5 miesięcy budził dziecko co 3 godziny na karmienie. Czasem to pytanie zadawały mi też ciężarne kobiety, spodziewające się pierwszego dziecka. A mnie się wydawało, że rekomendacje są dość oczywiste i już od dawna personel medyczny mówi w tej sprawie jednym głosem!

Czy budzić, kiedy budzić, jak długo budzić i dlaczego niektóre noworodki nie budzą się same? O tym wszystkim przeczytasz TUTAJ.

3.Wyspani rodzice, głodzone dzieci? List otwarty do Wydawnictwa Lekarskiego PZWL

Artykuł, który kosztował mnie najwięcej czasu, energii i emocji. Najpierw zastanawiałam się, czy w ogóle poruszać tę kwestię. Potem jak to zrobić, by nie narazić się na pozew sądowy ze strony korporacji. Później w napięciu czekałam na reakcję Czytelniczek, Czytelników, osób z branży. Po wszystkim jestem jednak przekonana, że było warto. OGROMNIE DZIĘKUJĘ WAM ZA WSPARCIE W TAMTYM CZASIE!

Wszystkie zdarzenia, które po jego publikacji miały miejsce, włącznie z wycofaniem skrytykowanej przeze mnie książki z dystrybucji, sprawiły, że ta historia była jednym ze studiów przypadku opisywanych w doktoracie mgr Magdaleny Tokaj w Uniwersytecie SWPS. Tak, tak, jesteśmy w doktoracie!

Mój list otwarty do Wydawnictwa Lekarskiego PZWL przeczytasz TUTAJ. Streszczenie całej historii opracował portal PRoto.pl TUTAJ.

2.Czwarty miesiąc i regres snu

Nie ma chyba tygodnia, żebym na swoją skrzynkę mailową nie otrzymywała powiadomienia z programu monitorującego internet, że ktoś gdzieś poleca ten tekst. Myślę, że wiedza o tym, co się dzieje z moim dzieckiem, oddaje rodzicom część energii, którą zżerało im zamartwianie się i obwinianie, że to oni „zepsuli” malucha.

Kilka ważnych powodów, dla których sen dziecka po 4 miesiącu życia może ulec zmianie (w tym, co warto sprawdzić, a co trzeba przeczekać), znajdziesz TUTAJ.

1.Sen dziecka a DHA – jaki suplement wybrać?

Tekst jest na tyle naszpikowany przydatnymi informacji, że stał się inspiracją dla co najmniej jednej blogerki 😉 Nie dziwię się, że trafił na pierwsze miejsce najpopularniejszych wpisów, bo prowadzi za rękę przez to, dlaczego, kto, kiedy i konkretnie jaką suplementację powinien stosować. Swoją drogą, skoro i tryptofan, i żelazo, i DHA znalazły się w top 10 wpisów, to chyba w 2019 roku czas na omówienie kolejnych składników odżywczych, a mam ich jeszcze trochę w zanadrzu naukowych artykułów 😉

Odpowiedni suplement do swojej sytuacji dobierzesz TUTAJ.

Czy znalazłaś swojego faworyta? A może najbardziej zapamiętałaś jeszcze inny tekst? Podziel się w komentarzu 🙂

Parentletter – newsletter dla świadomych rodziców. Zapisz się na listę i otrzymuj pełne wsparcia treści.