Zerknięcie w statystyki uświadomiło mi, że wśród Czytelników bloga jest sporo rodziców mieszkających w innych niż Polska krajach. Poza tym niejednokrotnie na fanpage’u zauważyłam komentarze od rodziców (z nietypowo brzmiącymi nazwiskami), wychowujących dzieci w ojczystym kraju z obcokrajowcem. Dlatego postanowiłam pochylić się nad zagadnieniem dwujęzyczności i poprosiłam o rozmowę jedną z najlepszych ekspertek w tej dziedzinie.
Katarzyna Czyżycka jest logopedą, pracuje jako terapeuta z dziećmi od ponad 10 lat. Jest autorką serii ośmiu książek dla małych dzieci o przygodach Pumy PiMi, poświęconych nauce czytania według metody symultaniczno-sekwencyjnej.
Od 2012 roku pracuje jako logopeda dzieci dwujęzycznych oraz nauczyciel języka polskiego jako drugiego. Jest terapeutą dzieci niemówiących, dzieci z każdym opóźnieniem w rozwoju mowy niezależnie od przyczyny tego opóźnienia, dzieci z wadami wymowy. Współpracuje z logopedami z całego świata po to, by jeszcze lepiej poznać drugi język dziecka. Pomaga dzieciakom myśleć i mówić po polsku. Jest autorką portalu CentrumGloska.pl
Magdalena Komsta: Jakie są plusy wielojęzyczności?
Katarzyna Czyżycka: Większość dzieci dwujęzycznych ma większe predyspozycje do tego, żeby stać się przede wszystkim osobami bardziej kreatywnymi. Dziecko dwujęzyczne może mieć większą możliwość wyrażenia swoich uczuć dlatego, że dysponuje większym zasobem słów. Wielojęzyczność opóźnia pojawienie się chorób neurodegeneracyjnych. Poprawia szybkość uczenia się i myślenie przyczynowo-skutkowe. Ale wychowanie w dwujęzyczności wymaga od rodziców wytrwałości, samozaparcia i energii.
MK: Czy to prawda, że dzieci dwujęzyczne zaczynają mówić później?
KC: Nie. Mit się wziął z lat 60. XX wieku. Po raz pierwszy zaczęto badać dzieci dwujęzyczne w Stanach Zjednoczonych w dzielnicy meksykańskiej. Były to dzieci imigrantów, którzy całymi dniami pracowali w fabrykach – wskutek czego te dzieciaki wychowywały się na ulicy. Nikt z nimi nie rozmawiał, nie stymulował rozwoju mowy – i ta mowa faktycznie rozwijała się później niż przeciętnie. Działo się tak z powodu środowiska, w którym wyrastały, a nie z samej dwujęzyczności. Najnowsze badania wskazują na to, że dzieci wielojęzyczne nie mają opóźnień w rozwoju mowy.
MK: Jak w takim razie wygląda rozwój mowy dzieci dwujęzycznych? Czy dwa języki rozwijają się równolegle ze sobą? Czy są w jakiś sposób wymieszane?
KC: Każde dziecko w pewnym momencie swojego życia zaczyna głużyć – to re wszystkie słynne agrhh. Potem gaworzy, czyli powtarza sylaby mamamama, babababa. I to robi każde dziecko z wyjątkiem dzieci głuchych, które nie gaworzą. Na pierwsze urodziny powinniśmy usłyszeć 3 słowa. Chodzi o 3 słowa niezależnie od języka, czyli jeżeli dziecko jest anglo- i polskojęzyczne, to szukamy w sumie 3 słów z obu języków: może być jedno słowo polskie i dwa słowa angielskie. Mają to być 3 słowa, które są zrozumiałe dla osób bliskich dziecku, na przykład mamy, taty czy niani. W wieku 2 lat dziecko dwujęzyczne składa pierwsze proste zdania. Takie zdanie to jest na przykład Mama am. Do drugiego roku życia rozwój mowy wygląda tak samo, jak u dziecko jednojęzycznego. Różnica jest taka, że języki mogą się mieszać ze sobą. Natomiast później następuje wyraźniejszy przyrost słownictwa w jednym z języków.
MK: W którym?
KC: Najczęściej w tym, którego dziecko ma więcej. Bywają takie sytuacje, że maluch jest w przedszkolu angielskim 3 godziny dziennie, a z polskojęzyczną mamą 8 godzin dziennie. I mimo to dziecko będzie miało większy zasób słownictwa angielskiego, bo wyrazy w języku angielskim są krótsze niż w polskim. Z językiem niemieckim będzie odwrotnie, bo ma z kolei dłuższe wyrazy niż polski. Niemal nigdy nie jest natomiast tak, że przyrost słownictwa jest taki sam w obu językach. Prawie zawsze któryś język wyprzedza drugi i tak się dzieje tak naprawdę aż do końca życia osoby dwujęzycznej. Jest bardzo mało osób, które są w tak zwanej dwujęzyczności zrównoważonej pod kątem leksykalnym – czyli, że mają taki sam zasób słownictwa w obu językach. Tu, gdzie jest więcej bodźców językowych, ten język rozwija się szybciej.
MK: Kiedy dziecko powinno przestać w jednym zdaniu mieszać słowa z jednego języka ze słowami z drugiego?
KC: Tutaj trzeba odróżnić dwa pojęcia. Mieszanie i przełączanie. Dziecko całe życie ma prawo mieszać języki, czyli mówić dwa wyrazy w różnych językach w jednym zdaniu, jeśli rozmawia z osobą, która zna oba te języki. Natomiast jeżeli chodzi o przełączanie kodu, to ok. 4 r.ż. powinna nastąpić świadomość, że jeżeli babcia nie mówi po angielsku, to dziecko musi do niej mówić po polsku. Może wtrącać pojedyncze słowa np. po angielsku, jeśli nie zna ich po polsku, ale generalnie starać się mówić w języku znanym osobie, z którą rozmawia.
MK: Interesuje mnie nauka czytania i pisania. Czy powinna iść ona równolegle w obu językach?
KC: Uważam, że są dwie drogi. Pierwsza to nauka równolegle, w obu językach. Druga opcja jest taka, że język mniejszościowy (czyli np. polski, jeśli rodzice mieszkają zagranicą) w tym wypadku powinien iść pierwszy, a potem język kraju. Nigdy odwrotnie. Dlaczego? To jest dość proste. Dziecko uczy się np. po angielsku czytać w przedszkolu. Po ok. 10-12 miesiącach nauki, powinno czytać całkiem płynnie czytać fajne teksty. Wyobraźmy sobie, że to dziecko teraz, w tym momencie, kiedy czyta świetnie teksty tak jak koledzy, ma zacząć się uczyć od zera czytać po polsku. I to infantylne teksty w stylu Ala ma kota. Nie ma motywacji, bo po angielsku już śmiga. Jeśli to zrobimy odwrotnie, czyli w wieku 6 lat płynnie czyta po polsku, ale dopiero się uczy po angielsku to uczy się równo z kolegami. Jest na tej samej pozycji.
MK: Czy warto jest, mieszkając za granicą, mówić do dziecka w języku ojczystym? Czy warto jest mówić do dziecka w języku polskim, jeżeli na przykład tata dziecka jest Niemcem, mieszkamy w Niemczech, dziecko chodzi do niemieckiego żłobka, przedszkola, mama też zna niemiecki. Czy ona w ogóle powinna ten język polski wprowadzać? Jeżeli tak, to kiedy?
KC: Mówić po polsku, od początku. Emocje zwykle najłatwiej wyraża się w ojczystym języku. Żeby zbudować dobrą relację z dzieckiem, powinniśmy mówić do dziecka tym językiem, w którym czujemy się w stu procentach swobodnie. Znakomita większość z nas swobodnie czuje się tylko i wyłącznie w języku ojczystym, chyba że rodzic też jest osobą dwujęzyczną. Wtedy może wybrać, w jakim języku mu łatwiej. Ja jestem za tym, żeby mówić po polsku. Poza tym, język rozwija nam mózg.
MK: Jak wspierać naukę języka polskiego jeżeli mieszka się poza Polską? Poza mówieniem do dziecka w języku polskim. Czy są jakieś sposoby, jakieś techniki, jakieś strategie? Czy na coś powinniśmy specjalnie zwrócić uwagę?
KC: Pamiętajmy o tym, że języka uczymy się tylko i wyłącznie wtedy ,kiedy jest nam on użyteczny. To znaczy, że nie wystarczy do dziecka mówić. Trzeba z dzieckiem rozmawiać w tym języku. Nawet z takim maluszkiem, któremu mówimy zwykłe aghh i czekamy na jego odpowiedź. Potem, kiedy dziecko podrośnie, warto poszukać w swojej okolicy innych osób, które mówią po polsku. Tutaj świetnie sprawdzają się przedszkola i szkoły polonijne, te sobotnie. Ja wiem, że wielu rodzicom trudno jest wstawać w soboty i wozić dzieci. Ale pamiętajmy o tym, że dobrze jest przyswajać język od wielu osób, a taka szkoła polonijna to nie tylko nauczyciele, ale też inne dzieci, które też będą mówiły po polsku. Fajnie jest wysyłać dzieci na kolonie do Polski.
MK: A co z książkami i bajkami, wykorzystywaniem multimediów? Wiem, że logopedzi nie są specjalnymi przyjaciółmi multimediów.
KC: Ja też nie jestem. Jeśli chodzi o książki, to oczywiście tak. Na początku opowiadajmy co się dzieje na obrazkach, a potem dopiero czytajmy. Mediów elektronicznych unikajmy co najmniej do 2 roku życia. Możemy stosować od 4-5 roku życia i to towarzysząc dziecku, opowiadając mu, co się dzieje na ekranie.
MK: Jeśli rodzina na stałe przeprowadza się za granicę i dziecko ma tam pójść do żłobka czy przedszkola – czy rodzice powinni w jakiś sposób je przygotowywać?
KC: Wszystko zależy od tego, ile lat ma dziecko. Jeżeli dziecko jeszcze nie mówi nauczymy takiego malucha podstawowych słów typu pić, jeść, siusiu. To wystarczy na początek żeby dziecko mogło komunikować podstawowe potrzeby i czuło tam bezpieczne. Natomiast jeżeli mówimy o dzieciach, które już mówią po polsku i dopiero wyjeżdżają, przygotujmy im specjalny zeszycik. W zeszyciku wklejamy zdjęcia albo obrazek na przykład sedesu z kupą i można to też podpisać w obcym języku. Dziecko idzie do przedszkola uzbrojone w taki zeszyt i kiedy potrzebuje, pokazuje pani, co się dzieje. Pani odczytuje głośno, dziecko uczy się i po jakimś czasie ten zeszyt przestaje być potrzebny. Pięciolatek po 6 miesiącach jest w stanie się skomunikować na dobrym poziomie.
MK: Porozmawiajmy o komunikacji między rodzicami. Jeżeli nie są tej samej narodowości, to w jakim języku powinni mówić do dziecka: własnym, czy takim, który rozumieją oboje rodziców?
KC: To metoda OPOL – one person, one language. Mama mówi po polsku, tata mówi po duńsku, mimo że ze sobą rozmawiają po angielsku. Dziecko angielskiego też się z czasem od nich nauczy. Kiedy dziecko jest starsze i we trójkę potrzebujemy coś przedyskutować, przechodzimy na wspólny język.
MK: Zastanawiam się, jak to jest kiedy na przykład nasze dziecko dobrze rozumie oba języki, ale konsekwentnie odpowiada tylko w jednym z nich. Czy w jakiś sposób rodzice powinni na przykład motywować do tego, żeby odpowiadało po polsku, czy powinni to zaakceptować?
KC: Najpierw warto, żeby rodzice zastanowili się, czy naprawdę konsekwentnie mówią do dziecka tylko po polsku. Jeśli nie, to warto jednak zacząć. Natomiast jeśli rzeczywiście mówią, ale dziecko nadal stale odpowiada np. po angielsku, to technika jest dość prosta – to parafrazowanie:
-Chcesz jabłko?
-Yes, i want an apple.
-Ok, dostaniesz jabłko.
Albo na przykład:
-Mama give me that red pencil.
-Dobrze, dam Ci tę czerwoną kredkę.
Ważne jest to, że 66% dzieci, które właśnie tak się zachowują, ma dysleksję. I pod tym kątem warto te dzieci zdiagnozować. Czy dziecko nie ma problemu z przyswajaniem języka mniejszościowego: rozumie go, ale ponieważ jest trudniejszy, to nie używa w mowie.
MK: Jeśli jesteśmy już przy problemach z rozwojem mowy, to proszę powiedzieć , czy dzieci właśnie dwujęzyczne lub wychowywane w środowisku wielojęzycznym rzadziej mają problemy z rozwojem mowy?
KC: One są rzadziej diagnozowane. Panuje ten mit wielojęzyczności jako przyczyny opóźnienia mowy. Dziecko nie mówi do 4 roku życia? Aaa, bo jest dwujęzyczne. Dziecko nie rozumie w 3 roku życia? Aaaa, bo jest dwujęzyczne. Nie mówi w jednym z języków? Aaaa, bo jest dwujęzyczne i najpierw musi sobie poukładać. I tak dalej, i tak dalej. To nie jest prawda! Jeżeli chodzi o same zaburzenia językowe, to jest dokładnie taki sam procent co u dzieci jednojęzycznych.
MK: Gdzie można szukać pomocy z problemami z rozwojem mowy, jeżeli nie mieszka się w Polsce?
KC: Najpierw do pediatry – ale bywa z nimi różnie. W Anglii na przykład do 4 roku życia praktycznie nie diagnozuje się u dzieci problemów językowych, a to błąd. W przypadku dzieci dwujęzycznych najlepiej szukać pomocy u psychologów i logopedów, którzy pracują stale z dzieciakami dwujęzycznymi. To nie musi być osoba, która pracuje w języku polskim. To może być równie dobrze ktoś, kto pracuje załóżmy po niemiecku i arabsku. Specjalista będzie wiedział, jak sprawdzić rozumienie języka i jak dalej poprowadzić dziecko.
MK: Czy w przypadku dzieci z trudnościami rozwojowymi albo językowymi, na przykład ze spektrum autyzmu albo z dysleksją, powinniśmy unikać dwujęzyczności?
KC: Warto, żeby każdy z rodziców mówił w swoim języku. Natomiast musimy mieć świadomość tego, że to dziecko będzie mówiło prawdopodobnie tylko w jednym języku i to w większościowym, o ile w ogóle będzie mówiło, jeśli mówimy o autyzmie. Ale będzie rozumiało mniejszościowy, czyli na przykład polski, jeśli mieszkamy w Anglii – i to też jest ważne. Dysleksja przeszkadza w uczeniu się kolejnych języków, już tak szkolnie, i tutaj nie warto się spieszyć ani naciskać. Żeby dziecko nie było ciągle sfrustrowane, że nie jest w stanie się nauczyć języka obcego.
MK: Czy może Pani polecić jakieś książki na temat dwujęzyczności, w których warto szukać dalszych informacji?
KC: Dla rodziców jest świetny poradnik Barbary Zurer Pearson „Jak wychować dwujęzyczne dziecko”. Jeśli mówimy o terapeutach, to osobiście uwielbiam czytać książki Janette Paradis oraz prof. Henrietty Langdon, która jest sama dwujęzyczna.
MK: Bardzo dziękuję za rozmowę!
Chcesz otrzymywać darmowe treści o wielojęzyczności? Dołącz do newslettera przygotowanego przez Annę Demirel:
„Pani Od Snu”. Psycholożka, terapeutka poznawczo-behawioralna bezsenności (CBT-I), pedagożka, promotorka karmienia piersią i doula. Mówczyni i trenerka (pracowała jako ekspertka od snu m.in. z Google, ING, GlobalLogic, Agorą i Treflem), prelegentka TEDx. Certyfikowana specjalistka medycyny stylu życia – IBLM Diplomate – pierwsza w Polsce psycholożka z tym tytułem. Wspiera dorosłych i dzieci doświadczające problemów ze snem.
Więcej o Magdalenie TUTAJ.
Bardzo zaskoczylo mnie stwierdzenie ze dzieci dwujezyczne nie rozwijaja sie jednak jezykowo pozniej i jest to mit. Tym bardziej ze takie informacje przekazywane mi byly takze jako filologowi. Ostatnio czytalam ze nie prawda jest tez ze dzieci rozwijajace sie szybciej motorycznie nie musza miec problemow z mowa. Dotad panowalo przekonanie ze sa za mowe i motoryke odpowiedzialne dwie rozne polkule i stad dzieci sprawne motorycznie mniej mowia. W takim razie brakuje mi argumentow dlaczego moje dwujezyczne dziecko mowi jeszcze tak malo mimo ze ma prawie 2 lata. Robi postep ale jednak pracujac z dziecmi w jego wieku widze roznice. Mowi sie jednak ze dzieci ktore zaczynaja np chodzic spychaja troche na bok inne umiejetnosci w danym czasie bo odkrywaja cos nowego. Nie zauwazam u syna problemow z rozwojem. Zaczynam mowic wlasnym tempem. Ale czy w takim razie to ze jest hajnidem, to ze ma problemy z ukladem trawiennym ktore czesto przysparzaja mu dolegliwosci, to ze choruje czesto i np widze ze po tyg goraczki nagle przestaje robic rzrczy ktore robil wczesniej i potrzeba czasu az dojdzie do siebie. czy yo moze wplywac na rozwoj mowy? Od malego do niego mowilam tlumaczylam duzo spiewalam i nasz dzien zaczyna sie albo od sluchania piosenki z nagrania albo ja spiewam. Duzo ogladamy ksiazki pokazujemy nazywamy. Staramy sie mowic krotkimi zdaniami a jednak ta mowa przychodzi pozniej. Sa takie skoki. Nagle uzywa kilku nowych okreslen a potem znow zastoj. W dodatku syn czesto pokazuje czego potrzebuje. Jesli pamieta jakis gest z piosenki np jak kreca sie kola autobusu to komunikuje sie w ten sposob ze pokazuje czego potrzebuje. Mysle ze to tez dobrze.
Jeśli cokolwiek Cię niepokoi w związku z rozwojem mowy, warto się wybrać do logopedy – może poprosi, żeby zbadać słuch, jeśli często są problemy np. z infekcjami układu oddechowego.
Super wywiad! Bardzo za niego dziękuje! Jestem mamą półtora rocznego Leona, jestem Polką a tata jest Niemcem i tutaj w Niemczech mieszkamy…
nasz lekarz pediatra od początku zalecił nam abym ja mówiła tylko po polsku, a mąż tylko po niemiecku aby dziecko kojarzyło z kim w jakim języku ma rozmawiać.. Syn zaczyna już się komunikować, potrafi mówić po polsku „nie ma”, „daj” „mama” „tata” itd. Ale używa tez niemieckich słówek, np. „Ball“ jesli Chce dostać piłkę, i choć powtarzam wciąż po nim „piłka” mam wrażenie ze wybiera sobie czasami słówka do określenia jakiegoś przedmiotu które prościej mu wymówić..
jestem ciekawa co się zmieni gdy od sierpnia pójdzie do przedszkola..
Ciekawe jest stwierdzenie ze dzieci dwujęzyczne nie rozwijają mowy później. Często spotkałam się ze stwierdzeniem ze „jak mówi w dwóch językach to na pewno zacznie mówić później”. Szczerze mówiąc, nawet mnie ta myśl jakoś uspokajała, bo myślałam zawsze, ze Leon przez swoją dwujęzyczność na pewno zacznie później mówić niż swoi rówieśnicy..
Jeszcze raz dziękuje za ten wywiad i przekazana wiedzę.. motywuje do pracy z dzieckiem ! ?
Witam, wywiad pelen informacji. W Pani odpowiedzi wyczuwam pelen profesjonalizm i spore doswiadczenie. Jestem mama prawie 2letniej Zoe. Jej tata mowi do Niej po hiszpansku i niania tez. Ja juz jak byla w brzuszku mowilam do Niej po polsku i tak jest do tej pory. (Podoba mi sie stwierdzenie bo tak czuje sie swobodniej rozmawiajac z Nia) Wszystkich Hiszpanow wokol Zoe nauczyla mowic „Pa” na dowidzenia. Zauwazam jednak, ze faktycznie wybiera sobie latwiejsze slowka. Np. Jak chce pic to zawsze mowi po hiszp. : agua. A poza tym wymysla jakies nowe slowka. Opowiada historie w swoim jezyku, bo ani to jezyk polski ani hiszpanski… Cierpliwie bedziemy pomagac Jej mowic i rozwijac sie. Pozdrawiam
Mam dokładnie tak samo. Ja po posiłku, tata po hiszpańsku, a dziecko po swojemu, chociaż często wybiera słówka łatwiejsze w danym języku (czyli w rym przypadku głównie hiszpańskie, co mnie trochę martwi…; czyli właśnie „agua” albo „papa”…choć wg mnie „tata” tez łatwe…). A gdzie mieszkacie? Może chcesz pogadać na priv?
Moja córka też mowi aqua zamiast woda, która jest przecież łatwiejsza w wymowie. Ale zorientowałam się, że ja sama czesto mówię do męża, żeby nalal wodę albo podał butelkę z wodą. Wydaje mi się, że to wlasnie dlatego córka używa wyłącznie włoskiego słowa.
Wzmianka na końcu o dalszych lekturach: chodzi o profesor Johanne Paradis z Uniwersytetu Alberty w Kanadzie.
Ja mam dwójkę trojjezyczna i dwie różne drogi. Córka jest rzeczywiście tym rzadkim przypadkiem zrównoważonej dwujęzyczności (czasem się oburza, jak tłumacze jej jakieś słowo, które wydaje mi się za rzadkie, by je mogła znać), języka trzeciego uczy się w szkole sobotniej i rozmawia na prostym poziomie z tą częścią rodziny przez telefon. Synek odpowiada w języku otoczenia, mając niezwykle bogaty na swój wiek zasób słownictwa. Alfabetyzacje córki przeprowadziłam świadomie odwrotnie – nie chciałam, by polska wymowa głosek rzutowała na język szkoły. Polskie litery przyswoila sobie sama, ale rzeczywiście, różnica w lekturach byla tak mniej więcej dwa lata rozwojowe. Przy synku poległam i czytam też w języku otoczenia, bo w tym momencie jest to jedyny sposób, by czerpał radość z lektury. W Polsce zabieram za to do teatrzyków i zanurzam w języku. Czasem zdarza mi się przechodzić na język otoczenia, bo konsekwencją w życiu codziennym.jest bardzo trudna.
O tym micie późniejszego rozwoju językowego wiedziałam, z resztą moje dzieci były świetnym przykładem, że to się nie zgadza. Córka zaczęła mówić wcześnie, synek milczal do prawie trzeciego roku życia, a potem ruszył z bardzo elokwentna mowa, wyprzedzając większość rowiesnikow. Wielojęzyczność do ciągle kompromisy, postulat konsekwencji, który nie zawsze daje się spełnić i różne drogi, bo różne warunki. Na przykład, czego nie wspomniano w tym artykule, rodzeństwo jest ważnym czynnikiem – łatwiej wychować wielojęzycznego jedynaka, bo dzieci między sobą komunikują najczęściej w języku otoczenia.
Dziękuję za te refleksje – oczywiście, trochę musiałyśmy upraszczać, bo wiadomo, że temat jest bardziej złożony. Ale przynajmniej osobom kompletnie bez doswiadczenia udało się mam nadzieję naświetlić trochę zagadnienie 🙂
Tak na pewno, z komentarzy widzę, że mit późniejszego rozwoju językowego trzyma się mocno i dla wielu jest zaskoczeniem, że tak nie jest, czy też być nie musi. Temat jest bardzo złożony, ciekawy, sama z fascynacja przysłuchuje sie od lat dzieciom wielojęzycznym, nie tylko wlasnym. A w życiu spotkałam do tej pory, poza moja córka, osobiście tylko jedno dziecko ze zrownowazona wielojęzycznościa, zupełnie przypadkiem, w pociągu. Często się slyszy, że dziecko „płynnie w obu językach”, ale to rzadko się zgadza, często po prostu osoba to mowiaca nie zna obu języków na tyle, by to właściwie ocenić. Zazwyczaj aktywny jest jeden język, a pozostałe używane biernie. Niemniej jednak uważam, że warto o to walczyć. Poznałam mnostwo dorosłych których rodzice w końcu się poddali i praktycznie wszyscy żałowali, że nają języka rodziców czy dziadków. Dziękuję więc za ten artykuł.
A, zapomniałam dodać, Magdo, że znowu się czegoś nauczyłam – nie znałam pojęcia „zrównoważona wielojęzyczność”, ba, nie wiedziałam nawet, że takie pojęcie zostało wyodrębnione (moja córka znowu odstawała od grupy kontrolnej z ale nie sądziłam, że to odstępstwo jest jakoś sklasyfikowane). Kolejne pojęcie po hiperlaktacji i dowodowi anegdotycznemu, które poznałam dzięki Twojemu blogowi.
W polecanej przez Panią książce Barbary Zurer Pearson autorka mówi o tym ze dzieci dwujęzyczne mogą zacząć mówić troszkę później. Czy autorka w takim razie opiera się na starych założeniach? Pytam bo zakupiłam ta książkę jeszcze przed urodzeniem córeczki i od urodzenia stosujemy z mężem metodę OPOL. Do tej pory nie martwiło mnie to ze córeczka mówi jedynie 4 słowa (mama, dada, ora (Orange) i baba) a ma już prawie 17 miesięcy, ale zgodnie z tym co Pani napisała powinna już od dawna mówić przy najmniej po 3 słowa w każdym języku? Pozdrawiam
„Druga opcja jest taka, że język mniejszościowy (czyli np. polski, jeśli rodzice mieszkają zagranicą) w tym wypadku powinien iść pierwszy, a potem język kraju.”
To może mieć rację bytu, jeśli naukę w szkole rozpoczyna się w wieku 6 lat, ale co z Anglią, gdzie go zerówki idą czterolatki i od razu uczą się czytać? Mój starszak zaczął dwa tygodnie po czwartych urodzinach, więc nie bardzo widzę, gdzie można by tam wcześniej wcisnąć naukę czytania po polsku 😉