Fragment mojej nowej książki „Czwarty trymestr”:
Jedną z najbardziej nieprawdziwych i jednocześnie najbardziej niebezpiecznych opinii, które słyszą świeżo upieczone matki, jest stwierdzenie, że życie po urodzeniu dziecka może wyglądać tak samo jak przed porodem i że wszystkie życiowe role da się ze sobą pogodzić, „tylko trzeba się zorganizować”.
Jeśli miałabyś zapamiętać z tej książki tylko jedno zdanie, to właśnie to: TO NIE JEST PRAWDA.
Każda z nas ma inną sytuację zdrowotną, rodzinną i finansową. Temperamenty nasze i naszych dzieci się różnią. Mieszkamy w różnych miejscach, dysponujemy różnym wsparciem emocjonalnym i organizacyjnym. Borykamy się z różnymi doświadczeniami z własnego dzieciństwa i dorosłości.
Niektóre kobiety już krótko po porodzie czują się dobrze psychicznie i fizycznie, a ich dzieci mają względnie łatwy temperament i w pierwszych miesiącach życia tylko jedzą i śpią. Inne mamy przeżyły trudny poród, ale otrzymują bardzo duże wsparcie w opiece nad dzieckiem ze strony bliskich i szybciej mogą się zregenerować. Znam takie, które nie mieszkają na co dzień z partnerem_ką, ale mogą sobie finansowo pozwolić na zatrudnienie gospodyni oraz niani na kilka godzin dziennie już od połogu. Jest jednak także ogromna grupa kobiet, które w pierwszych tygodniach po porodzie przez większą część doby są w domu zupełnie same z wymagającym dzieckiem, a ono nie znosi spacerów wózkiem, śpi krótko, czujnie i tylko w bezpośrednim kontakcie fizycznym z dorosłym. Ojcowie tych dzieci pracują zawodowo poza domem, rodzina pochodzenia mieszka na drugim końcu Polski, a w budżecie domowym nie ma wystarczającej sumy na zatrudnienie osoby do sprzątania czy opiekunki do dziecka. Ogromną niesprawiedliwością jest mówienie tym kobietom, że „wystarczy się lepiej zorganizować”.
Jeżeli ktoś ma dziecko, nad którym opieka jest łatwiejsza, bo pogodnie obserwuje sobie zabawki na macie, ma długie samotne drzemki i przesypia noc bez wybudzania opiekunów, a poza tym przez kilkadziesiąt godzin w tygodniu zajmuje się nim ktoś inny, to jasne jest, że taka osoba dysponuje innymi zasobami energetycznymi i czasowymi niż samodzielna mama wymagającego niemowlaka. Gdy rozwijałam swoją firmę, jednocześnie opiekując się dzieckiem na cały etat w domu, bardzo krzywdzące byłoby oczekiwanie, że pracując trzy godziny późnymi wieczorami, rozwinę działalność w takim samym tempie jak kobieta, której dziecko przez osiem godzin dziennie przebywa w żłobku. To czysta arytmetyka.
Ogromną część energii w macierzyństwie pochłania walka z piętrzącymi się frustracjami wynikającymi z porównywania się do innych. Ani porównywanie swojego dziecka do innych dzieci, ani siebie do innych matek – nie jest wspierające. Oczywistość, którą lubię powtarzać, brzmi: dzieci są różne. Jeden z błędów poznawczych, którymi jest skażony ludzki umysł, to zbyt duża skłonność do przypisywania sobie zasług za to, na co obiektywnie rzecz biorąc, nie mieliśmy wpływu. Nadal powszechne jest przeświadczenie, że to, jak zachowuje się dziecko („dobrze”), wynika wyłącznie z naszej ciężkiej pracy (albo rodzicielskich błędów, jeśli zachowuje się „źle”). Owszem, jakiś tam wpływ na nasze dzieci mamy, ale stanowczo nie docenia się roli genów i czynników wrodzonych w kształtowaniu się na przykład temperamentu.
Dlatego warto w początkach macierzyństwa spotykać się z większymi grupami początkujących matek (żeby zobaczyć, jak bardzo maluchy w podobnym wieku się od siebie różnią) i raz na jakiś czas porozmawiać z ludźmi, którzy mają więcej niż dwoje potomków. Wielodzietni rodzice zwykle już wyrobili w sobie dużo pokory i nie przeceniają własnego wpływu na zachowanie dzieci. Bardzo możliwe, że usłyszysz od nich (to autentyczny cytat z prowadzonego przeze mnie spotkania dla mam): „Ja z moją całą trójką robiłam dokładnie to samo: wszyscy mieli taki sam rytm dnia, ten sam rytuał wieczorny, o tej samej porze byli kładzeni do łóżka. I jedno przesypiało od urodzenia całe noce, drugie do czwartych urodzin budziło się co najmniej trzy razy, a trzecie śpi z nami w łóżku małżeńskim i pierwsze trzy miesiące nie zeszło ze mnie ani w czasie drzemki, ani w nocy”.
Nigdy nie znasz całej historii matek, do których się porównujesz. Nie wiesz, czy i jakie mają wsparcie. Nie wiesz, jaką cenę płacą za swoje wybory. Jakie koszty – głównie psychiczne – ponoszą także te pozornie idealnie zorganizowane. I czy faktycznie takie są. Bardzo cennym doświadczeniem było dla mnie jeżdżenie na wizyty domowe i przyglądanie się, jak naprawdę – poza mediami społecznościowymi – wygląda radzenie sobie z rzeczywistością przez młodych rodziców (co warto dodać: rodziców, którzy spodziewali się mojej wizyty).
Życie po urodzeniu dziecka już nigdy nie będzie wyglądało tak, jak przed porodem. Z czasem zrobi się łatwiej, a może po prostu inaczej, ale już nie tak, jak kiedyś. Czekanie aż „życie wróci do normy” – to marnowanie czasu. To jest Twoja nowa norma. To, co robisz, nie zależy już tylko od Ciebie i choćbyś była przed porodem najbardziej zorganizowaną kobietą na świecie, teraz pojawił się nowy, całkowicie zależny od Ciebie człowiek i będziesz brała go pod uwagę przy tworzeniu swoich planów. Im będzie starszy, tym łatwiej będzie Ci wracać do dawnych aktywności, jeśli będziesz miała na nie ochotę.
Doba dla nas wszystkich ma dwadzieścia cztery godziny i jeśli chcesz w niej zmieścić opiekę nad dzieckiem, zwykle coś innego będzie musiało wypaść. W pewnym okresie życia, kiedy dzieci są maleńkie, to opieka nad nimi jest zwykle priorytetem. Niemowlęta nie mogą zaspokoić swoich potrzeb samodzielnie i nie potrafią zbyt długo czekać na reakcję dorosłych. To będzie się jednak powoli zmieniać.
Warto każdego dnia zastanawiać się, ile z czynności, którym teraz poświęcasz czas, wykonujesz dlatego, że są dla CIEBIE ważne, a ile dlatego, że „wypada”, że „powinno się”, że „teściowa krzywo patrzy”. Masz prawo realizować swoje priorytety i masz prawo prosić o pomoc. Ja chciałabym, żeby w połogu ktoś wsparł mnie w odkurzaniu mieszkania. Ty lubisz zamiatać, ale za to poprosisz, żeby goście wzięli Twojego niemowlaka na spacer. Ja prasowałam niemowlęce ubranka tylko raz w życiu, przed porodem, ale znam kobiety, które sama czynność prasowania relaksuje – i dobrze, że świadomie to wykorzystują. Nie oznacza to, że są ode mnie lepsze ani gorsze, po prostu pięknie się różnimy. Zapytaj siebie: co dziś jest dla mnie ważne? Z czego nie chciałabym rezygnować? Czy warto to robić kosztem własnego snu? Czy to na pewno moja decyzja?
Zdecydowana większość z nas zbyt mało sobie odpuszcza i za mocno biczuje się za różne niedociągnięcia.
Zachęcam Cię z jednej strony do łagodności względem samej siebie i obdarzenia siebie empatią. Z drugiej zaś – do świadomego projektowania swojej codzienności i nieotaczania się nierealistycznie wysokimi standardami. Jeśli na przykład spotykanie się z niektórymi znajomymi czy obserwowanie perfekcyjnych obrazków zorganizowanych matek z mediów społecznościowych notorycznie obniża Twój nastrój, wprowadza Cię w poczucie winy albo wywołuje inne trudne emocje, zastanów się, czy warto to kontynuować.
Powyższy tekst jest fragmentem drugiego rozdziału mojej książki pt. „Czwarty trymestr”. Jej przedsprzedaż ruszyła 8 listopada 2021 roku. Jeśli jesteś w ciąży, właśnie urodziłaś lub masz w swoim otoczeniu świeżo upieczoną mamę – sięgnij po nią. Książka jest sprzedawana także w fantastycznych zestawach ze wspierającymi przyPINkami, bodziakiem i poduszką Karmiuszką (w różnych konfiguracjach). Koniecznie kliknij baner i wybierz zestaw idealny.
Szukasz wsparcia i wiedzy, które zapewnią Ci spokojny start w macierzyństwo? Zamów "Czwarty trymestr"!
Przeczytaj także:
„Pani Od Snu”. Psycholożka, terapeutka poznawczo-behawioralna bezsenności (CBT-I), pedagożka, promotorka karmienia piersią i doula. Mówczyni i trenerka (pracowała jako ekspertka od snu m.in. z Google, ING, GlobalLogic, Agorą i Treflem), prelegentka TEDx. Certyfikowana specjalistka medycyny stylu życia – IBLM Diplomate – pierwsza w Polsce psycholożka z tym tytułem. Wspiera dorosłych i dzieci doświadczające problemów ze snem.
Więcej o Magdalenie TUTAJ.
Aby przeczytać ten tekst pozwoliłam młodszemu (niespełna 1,5r) pogrzebać w mojej herbacie (torebką od niej bawił się wyśmienicie), a starszej (4l) obejrzeć Psi patrol. Jestem mamą, która uczy się odpuszczać, bo – masz rację – ogarnianie dzieci i życia nie jest wyłącznie kwestią organizacji. Dlatego muszę uczyć się jeszcze jednej rzeczy – nie czytać w Internecie komentarzy „perfekcyjnych mam”, które wszystko mają na tip top, bo potrafią super planować życie. Jeśli w moim otoczeniu pojawi się jakaś „świeża mama” na pewno polecę jej Twoją książkę. Każda kobieta zasługuje na to, aby znać tę „prawdę” o świecie 🙂
Osobiście unikam towarzystwa innych mam i wysłuchiwania, co się powinno, jak jest dobrze itd. Podobnie będąc w ciąży unikałam wszelkich internetowych i życiowych „dobrych rad”, bo wcale nie uważam, by życie innych ludzi było takie doskonałe. Żyjemy w świecie wiecznej iluzji, instagramowych lal i wiecznego hejtu. Jak często czytając jakiekolwiek komentarze w Internecie spotykamy się z krytyką. Skąd to się bierze? Czy ludzie mają jakąś niezaspokojoną potrzebe krytykowania wszystkiego i wszystkich?
Pierwszy syn był niezwykle wymagający od kiedy skończył miesiąc… Po wykorzystaniu przez męża urlopu i jego powrocie do pracy zostałam sama, uwięziona na 4 piętrze bez windy z nieodkładalnym, nie wózkowym, wiszącym u piersi maluchem… Jego potrzeba ciągłej uwagi wykańczała nas. Po urodzeniu drugiego syna dalej musiałam poświęcać pierworodnemu 110% swojego czasu, podczas gry jego kilkumiesięczny braciszek przypadkowo zasypiał na podłodze podczas zabawy na macie 😀 „Organizacja” była ostatnią rzeczą jaką byłam w stanie zrobić…
Przy pierwszym dziecku narzekałam że jestem ze wszystkim sama, że na nic nie mam czasu, że moje życie tak bardzo się zmieniło…a moja córka jadła i spała. Była tak bardzo nie wymagająca….
Dziś nie rozumiem samej siebie sprzed tych kilku lat. Jestem mama trójki dzieci i sobie radzę.
Ogarniam jak mogę, staram się jak mogę. Dalej jestem sama ze wszystkim ale już dawno nie narzekam!
Nie stawiam sobie celów nieosiągalnych. Teraz w moim życiu są małe dzieci. Ale wiem, że nie zawsze już będą małe. Wiem też, że jak urosną to nie znikną i dalej będą mnie potrzebowały. Ale już inaczej niż maluchy. Wtedy wrócę do pracy zawodowej, której mi brakuje. Wszystko w swoim czasie
Jestem mamą dwójki, syn 4 lata, córka 8 miesięcy. Przez większość dnia jestem z nimi sama, moja rodzina mieszka daleko. Syn od urodzenia cały czas potrzebował uwagi, w dzień i w nocy. Córka na szczęście jest spokojniejsza, ale i tak ciężko mi się z czymkolwiek wyrobić, chociaż cały dzień daję z siebie 100%. Teściowa non stop ma pretensje o bałagan w domu, o to, że obiad byle jaki, naczynia nie pozmywane. Cały czas jestem porównywana do innych kobiet i powiem szczerze, że mam już tego serdecznie dość ??♀️ Kobieta kobiecie wilkiem, myślę, że to jest największy problem macierzyństwa w obecnych czasach.
Też miałam taki moment, gdy musiałam sobie powiedzieć: „Nie da się tego przeczekać, to jest teraz moje życie, już nigdy nie będzie jak przed ciążą”. I na finishu kolejnej ciąży znowu się boję, że będzie wymagające jak pierwsze, że znów mi się wywróci życie do góry nogami, bo nie dam rady podtrzymać takiej organizacji codzienności, jak jest teraz. i powoli oswajam myśl (i uspokajam bunt w głowie), że znów szczytem marzeń będzie zjeść, wysikać się i wykąpać… Lubię być zorganizowana, ale nie zawsze się da, bo drugi człowiek to inny charakter, temperament, potrzeby – nie da się zadowolić każdego…
Przed porodem zajmowałam wysokie stanowisko kierownicze w firmie zatrudniającej ponad 1000 osób. Kierowałam dużym zespołem, przynajmniej raz w miesiącu odbywałam podróż służbową gdzieś w Polsce lub w Europie i raz na trzy miesiące na inny kontynent. Byłam mistrzynią organizacji. Nawet podczas ciąży miałam wszystko zorganizowane na tip top, przeczytane tony książek, artykułów, blogów, odbyłam dwie szkoły rodzenia.
Obecnie mam turbohajnidkę 2,5 roku i umiarkowanego hajnida 6 miesięcy. Młody w ciągu dnia nie śpi dłużej jak 15 min i to głównie na mnie. Starsza ma bunt na wszystko i histeryzuje jak tylko młodszego przystawię do piersi. Mam nianię, dziadków do pomocy, sprzątaczkę, a i tak czuje jakby cała ta moja organizacja sprowadzała się do walki o przetrwanie kolejnego dnia. Nienawidzę spacerów, zawsze na syrenie lub z dzieckiem na rękach pcham wózek kolanem. Nic mnie tak nie irytuje jak te nierzeczywiste, tryskające urodą i szczęściem mamy z ociekających lukrem fotek na instagramie. Nie potrafię cieszyć się ich szczęściem, kiedy ja nie daję rady i zastanawiam się, czy w ogóle nadaję się na mamę…
Najtrudniej jest osiągnąć balans pomiędzy oczekiwaniami wobec sobie i partnera versus realnymi możliwościami jakie stawia nasza własna rzeczywistość. Ja np. zbyt często psioczę i wkurzam się, że inne matki to mają partnerów, którzy mają więcej czasu i chęci, że mają mniej wymagające dzieci, że mają rodziny, które pomagają. Wydaje mi się że za dużo czasu marnuję na frustracji co do moich braków – że z wieloma rzeczami zostaje sama.
A ja żałuję tylko jednego… że trafiłam na Ciebie dopiero po kilku miesiącach walki z wymagającym niemowlakiem, „dobrymi” radami ze strony najbliższych, którzy na co dzień byli 300km dalej, bo na pewno coś źle robię, niepotrzebnie go noszę, wsadź go do wózka, no daj mu tego smoczka (mimo, że nie chce i wszystkimi pluje), przelej jajko, idź do babki zdejmie urok, 3 miesiące najgorsze, potem będzie lepiej. Jak zaczęłam głośno mówić o HNB to było, że wymyślam, że usprawiedliwiam swoje nieogarnięcie (bo przecież co to jest ogarnąć dwa pokoje z niemowlakiem, zakupy, spacer, obiad i pranie, a ja tylko „odpoczywam”, po 10 pobudkach w nocy, drzemkach w dzień trwających 10min, i wiecznym „eeee…łeee…eeee…eeee” po prostu kładłam się z nim na łóżku i spałam albo odmóżdżałam się w telefonie, mimo, że przed dzieckiem ogarniałam, dom studia, etat i dodatkową pracę). Po 3,5 roku zdecydowałam się na terapię bo zalatuje mi już powoli depresją, wiecznie przemęcznie, zdołowanie, oczekiwania, chęci do realizacji marzeń, planów blokowane na każdym kroku przez wymagającego, ale uczę się z każdym dniem spokoju, cierpliwości, cierpliwości i cierpliwości ;). Nie rozmawiam z innymi matkami, nie angażuję się w fora i grupy bo wszędzie same cudowności , jak to przecież łatwo się ogarnąć, nie ma wymagających dzieci tylko leniwe matki. O wymagających dzieciach powinno się mówić kobietom w szkołach rodzenia, a tak na prawdę wiele z nich zderza się z tematem dopiero po fakcie jak przestają ogarniać życie bo według reszty świata z ich dzieckiem jest „coś nie tak”
Świetna zapowiedź książki. Sama prawda o czwarta trymestrze. Ja niestety nie mogłam liczyć na pomoc bliskich osób stąd wiem jakie macierzyństwo może być wyczerpujące. Też wiem, że zbyt dużo wymaga łam i oczekiwałam od samej siebie — teraz wiele rzeczy bym odpuściła.
Wspaniały artykuł – fragment książki. Bardzo za niego dziękuję bo jest szczery i prawdziwy. Drogie Panie, ja sobie tak myślę że my same sobie takie piekiełko przygotowujemy. Mam na myśli to, że chyba nikt tak jak kobieta nie potrafi drugiej kobiety stłamsić, poniżyć i sprawić, że poczuje się najgorszą matką świata, zwyciężając w kategorii nieudolnych, zdezorganizowanych i zdezorientowanych. Mój synek ma teraz rok i to nasze pierwsze dziecko, więc same wiecie jak wiele niewiadomych, strachu i niepewności to kosztuje. Cieszę się że powstała tak książka, bo faktycznie mimo miliona zawsze-najlepszych-i-jedynie-słusznych rad po urodzeniu dziecka czujemy się często kompletnie zdezorientowane. Na szkole rodzenia wszystko wydaje się dość proste, a po porodzie pojawia się tysiąc tematów o których nie mieliśmy pojęcia. Dodajmy do tego hormonalny huragan który właśnie przetacza się przez nasz organizm – gwarantuje to sytuacje ekstremalne. Skarbem są wtedy osoby ciepłe, wyrozumiałe i pełne prawdziwego wsparcia, którym NIE jest np. „ja to karmiłam tyle i tyle”, „nie noś tak! tak się kiedyś nie nosiło!”, „ja to pracowałam, wychowywałam dziecko i budowałam dom” itp. pseudowsparcie. Ja mam to szczęście (?) że mam w swym bliskim otoczeniu i osoby ciepłe, prawdziwie wspierające, i tych nieszczerych pseudowspieraczy. Jedni są dla mnie azylem, drudzy lekcją pewności siebie i szczerości.