Z drugiej strony, dzieci czasem uciekają z krzesełka, gdy jedzenie jest nudne. Jeżeli maluch nudzi się przy jedzeniu, to należy pokazać mu, że jedzenie jest fajne. Nie rozpraszać jego uwagi zabawkami czy bajkami, tylko udowodnić, że samo jedzenie jest ciekawe.
MK: Powiedziałaś o tym, żeby jedzenie nie było nudne, żeby nie było papkami o brejowatej konsystencji i szarym kolorze. Nasuwa mi się więc pytanie, czy metoda BLW jest najlepszą metodą rozszerzania diety dla wymagającego dziecka?
ZW: Według mnie tak. Oczywiście, nigdy nie możemy powiedzieć, że u każdego hajnida się sprawdzi, bo dziecko, które ma na przykład nadwrażliwość sensoryczną, nie będzie chciało dotykać pokarmów dłonią i chętniej zaakceptuje karmienie łyżeczką. Ale dla hajnidów, które wszystko wkładają do buzi i wszystkiego dotykają, BLW jest świetnym rozwiązaniem. Maksymalnie ułatwia samodzielne podejmowanie decyzji przez dziecko. Generuje mniej presji. I rzeczywiście badania pokazują, że rodzice, którzy stosują BLW, rzadziej mówią o swoich dzieciach, że są niejadkami. Bardzo ważnym elementem BLW, który jest istotny dla wszystkich matek high need baby jest to, że możesz jeść przy dziecku.
MK: Właśnie miałam zapytać o korzyści z BLW dla matek.
ZW: Wreszcie nie musisz być głodna w trakcie karmienia, matko.
MK: Naszą rozmowę o metodzie BLW Czytelniczki znajdą na blogu (KLIK KLIK!). A co z eksperymentami z konsystencją jedzenia? Każde dziecko w jakimś etapie swojego życia sprawdza, jak działa siła grawitacji, zrzucając jedzenie na podłogę. Albo wciera sobie we włosy. Takie sytuacje bywają trudne dla rodziców, zwłaszcza dla tych, którzy bardzo cenią sobie porządek. Czy dzieci wymagające częściej w ten sposób eksperymentują?
ZW: High need baby generalnie wszystko robi mocniej i może częściej rozrzucać. Ale kawałki wprowadzamy w każdej metodzie rozszerzania diety i niemal wszystkie dzieci nimi rzucają. Nie ma możliwości, żeby bez etapu bawienia i brudzenia się dziecko magicznie nauczyło się jeść widelcem i nożem. Etap zabawy posiłkami, poznawania i dotykania jedzenia zawsze się pojawia. I bardziej społecznie akceptowane jest to, że siedmiomiesięczne dziecko wciera sobie we włosy brokuła niż że robi to dziecko półtoraroczne. Co możemy zrobić, żeby przeżyć rozszerzanie diety i nie musieć kupować nowego mieszkania? Możemy kłaść małe porcje jedzenia na talerz czy tackę. Jedna różyczka brokuła, jedna pałeczka marchewki, jedna kuleczka z kaszy. Jak dziecko to zje albo rzuci, albo wykazuje chęć zjedzenia więcej, to wtedy dopiero dokładamy. Jeżeli dziecko zaczyna rozrzucać, możemy próbować skierować jego uwagę znowu na jedzenie. Czyli na przykład powiedzieć Zobacz, ta marchewka jest pomarańczowa albo wziąć na przykład do buzi tego brokuła i powiedzieć Mmm, zobacz jakie fajne drzewko. W ten sposób nie odwracamy uwagi dziecka od jedzenia, tylko nakierowujemy z powrotem uwagę dziecka na jedzenie. I jeżeli maluch jest głodny, to wróci do jedzenia. Ale jeśli to nie wychodzi, to prawdopodobnie dziecko się już znudziło i już nie ma ochoty nic jeść.
MK: Chciałabym jeszcze zapytać o trudności w czasie rozszerzania diety, a mianowicie o odmowę próbowania stałych pokarmów i żywienie się wyłącznie mlekiem. Czy jest jakiś moment graniczny kiedy powinniśmy się martwić tym, że proponujemy, a jednak nic do buzi poza mlekiem nie trafia?
ZW: Do końca pierwszego roku życia mleko jest podstawą wyżywienia dziecka. Czyli jeśli siedmio-, ośmio-, dziesięciomiesięczne dziecko praktycznie w ogóle nie je pokarmów stałych, niekoniecznie musi nas niepokoić. Ale jest kilka rzeczy, które mimo wszystko warto sprawdzić. Po pierwsze, czy proponujesz pokarmy stałe wystarczająco często? Bo kiedy dziecko nie chce jeść to czasami rezygnujemy i za rzadko proponujemy posiłki uzupełniające. A te 2-3, a później 3-4 posiłki, choćby dziecko ich nie jadło – jeśli są różnorodne, ciekawe, jedzone wspólnie, w dobrej atmosferze – to jest podstawa do tego, żeby dziecko zaczęło poznawać jedzenie i zaczęło się interesować jedzeniem.
Rozszerzanie diety to jest proces. Dziecko musi się uczyć. A dziecko uczy się w praktyce. Dziecko nie jest w stanie nauczyć się gryźć, nie jest w stanie nauczyć się połykać, kiedy nie dostaje jedzenia. Albo dostaje jeden stały posiłek do dziewiątego miesiąca życia. To bardzo mało. Musimy stwarzać dziecku okazje do wchodzenia w interakcje z jedzeniem. Nawet to, że dziecko dotyka jedzenia, że widzi je na talerzu, że widzi jedzących rodziców, to też jest wartościowe. Ale ważne jest też to, czy widzimy, że nasze dziecko je technicznie coraz lepiej. Ilość jedzenia może się zbytnio nie zmieniać, ale dziecko powinno po prostu lepiej jeść.
Druga rzecz, którą można sprawdzić, to sensoryka. Czy dziecko akceptuje pokarmy stałe w buzi? Czy ono je w ogóle wkłada? Czy jest w stanie wziąć pokarm do ręki i włożyć go do buzi? Czy dziecko na przykład nie chce dotykać, brzydzi się. Albo przeszkadza mu jakaś konsystencja i krztusi się lub ciągle dławi. To jest dla nas sygnał, że może to dziecko potrzebuje wsparcia, diagnozy ewentualnych trudności w jamie ustnej. Wówczas naszym kierunkiem pierwszym jest neurologopeda, a później ewentualnie konsultacja terapeuty integracji sensorycznej.
Po trzecie, kiedy widzimy, że nasze dziecko żywi się tylko mlekiem i na inne pokarmy raczej reaguje niezbyt chętnie, warto porozmawiać z lekarzem o diagnozie w kierunku anemii z niedoboru żelaza. O tym rozmawiałyśmy poprzednio (KLIK!).
Kiedy mamy sprawdzone tematy zdrowotne, naszym zadaniem jest proponować, proponować, proponować i dbać o dobrą atmosferę. Możemy wyjść z domu i zostawić dziecko z innym opiekunem. Zobaczyć, co się dzieje, jak ktoś inny zaproponuje pokarmy stałe.
MK: Powiedziałaś trochę o trudnościach. A kim są supersmakosze? I czy hajnidy są supersmakoszami?
ZW: Bycie supersmakoszem nie ma związku z temperamentem. Supersmakosz to osoba, która odczuwa smaki intensywniej, ponieważ ma więcej kubków smakowych na języku. Takie dzieci bardzo często nie lubią zielonych warzyw, które mają w sobie nutę gorzkości. Z pozytywnych informacji: szefowie kuchni często są supersmakoszami, a jako dzieci rzeczywiście byli niejadkami. Mieli problem z akceptacją wielu smaków, które były zbyt przytłaczające. Są też dzieci z drugiego bieguna, dzieci, które poszukują nowości i nudzą się mdłym jedzeniem. Mogą lubić cytrynę, ogórki kiszone, oliwki, pikantnie przyprawione potrawy. I to nie jest nic złego, nie bójmy się podawania takich dziwnych smaków.
MK: To ważne, żeby wiedzieć, że niektóre dzieci mają większe potrzeby stymulacji jamy ustnej. U dzieci, które powyżej półtora roku czy dwóch lat nadal badają świat jamą ustną i wszystko wkładają do buzi, często zaleca się większą różnorodność smaków. Tak, żeby dziecko otrzymywało pokarmy zimne, pikantne, kwaśne, ale też twarde i chrupiące. Lepiej funkcjonują, gdy dostarczają wystarczająco dużo różnorodnych silnych bodźców do jamy ustnej.
Zuziu, powiedz jeszcze dwa słowa o gadżetach do picia. Dlatego, że jest wiele dzieci wymagających karmionych piersią, które nie tolerują butelki ze smoczkiem. I rodzice często martwią się, z czego dziecko będzie piło wodę w czasie rozszerzania diety.
ZW: Jeżeli dziecko nie pije z butelki ze smoczkiem, to w ogóle pomińmy ten etap. W ogóle jej nie proponujmy dziecku. Nawet jeżeli dziecko pije mleko z tej butelki ze smoczkiem, to rekomendowałabym, żeby woda do posiłków stałych była podawana z czegoś innego. I od początku rozszerzania diety możemy dziecko spokojnie uczyć picia ze zwykłego otwartego kubka. Rodzic oczywiście na początku pomaga dziecku z niego pić. Czasami dzieci nie chcą z niego pić wody, krztuszą się, bo woda jest bardzo trudnym sensorycznie płynem. Łatwiej uczyć na przykład na mleku, na jogurcie, na jakiejś takiej rzadkiej kaszce, zupie czy koktajlu, ponieważ są gęstsze. Ale mamy też inne akcesoria. Mamy bidony ze słomką i kubki treningowe jak Reflo Cup, które utrudniają dziecku wylanie wszystkiego na siebie. Na poziomie nauki picia technika pobierania płynu z niekapka jest taka sama jak z butelki ze smoczkiem. I jeżeli da się go uniknąć, to świetnie. Jeżeli nasze dziecko nie chce z niczego pić, możemy wprowadzić niekapek, traktując go jako etap przejściowy, i jednocześnie uczyć korzystania z kubka otwartego. Przy rozszerzaniu diety mleko jest podstawowym źródłem płynów. Dziecko naprawdę nie musi wypijać bardzo dużo. Ono ma się uczyć pić.
Na sam koniec, chciałabym podkreślić, że wymagające dziecko nie jest skazane na trudności w rozszerzaniu diety i bycie niejadkiem. Ja często porównuję dzieci do nasionek. Warto się tym naszym nasionkiem zaopiekować i dostarczyć mu odpowiednie warunki do rozwoju. Kiedy jesteś rodzicem hajnida i wiesz, co może się pojawić, jesteś w stanie odpowiednio na to reagować. Wykazać się oceanem cierpliwości. Obdarzyć dziecko zaufaniem, że ono wie w którym kierunku iść. Pozwolić mu decydować o jedzeniu. Diagnozować ewentualne trudności. Jeżeli my odpowiednio zareagujemy na potrzeby dziecka przy rozszerzaniu diety, to możemy wychować dziecko, które jest otwarte na nowe smaki, lubi jeść, będzie lubiło z nami wychodzić do restauracji, pomagać przy gotowaniu i rozmawiać o jedzeniu.
MK: O, to jak moja wymagająca córka zupełnie nie ma problemów z jedzeniem – je chętnie i dużo, lubi jeść, gotować i ciągle mówi o jedzeniu. Nie na wszystko miałam wpływ, myślę, że ona już się taka urodziła, ale ja miałam na jedzenie totalny luz i nie zepsułam tego.
Dziękuję Ci bardzo za rozmowę!