Wydawnictwo Wymagające – uchylam rąbka tajemnicy!

Godzina zero już tuż-tuż! Za chwilę w ruch pójdą maszyny drukarskie i pierwsza książka z założonego przeze mnie wydawnictwa ujrzy światło dzienne.

Ale po kolei!

Dzięki prowadzeniu Wymagające.pl otrzymałam propozycję wydania książki od wszystkich największych wydawców w Polsce. Bardzo świadomie odmawiałam, ponieważ wiedziałam, że gdy przyjdzie czas na dzielenie się wiedzą w formie książki, będę to chciała zrobić na własnych warunkach. Dbając nie tylko o aktualną, merytorycznie poprawną treść, ale także o każdy wizualny szczegół, w tym okładkę, fotografie, ilustracje czy jakość papieru.

Założyłam więc Wydawnictwo Wymagające i samodzielnie wydaję właśnie pierwszą książkę, której jednocześnie jestem współautorką.

Przez kilka miesięcy pracowałyśmy wraz z 3 dietetyczkami, prowadzącymi projekt Mamada dietetyka, Mają Lech-Fitowską, Darią Matyjak i Marzeną Szpak nad wyjątkową książką „Rozszerzanie diety niemowląt”. Książką, w której znajdziesz odpowiedź na wszystkie pytania dotyczące rozszerzania diety. Jedyną na rynku książkę o rozszerzaniu diety zawierającą najnowsze zalecenia żywienia opublikowane w 2021 roku!

To książka, którą napisałyśmy dla mnie sprzed 6 lat.

Zimą 2015 roku podałam mojej Córeczce jej pierwszą marchewkę. Znacznie później dowiedziałam się, że marchewka jest symbolem rozszerzania diety, choć nie mamy żadnych dowodów na to, że to właśnie ona powinna być podana jako pierwsza. Po tygodniach przerabiania tragicznie zaplamionych bodziaków na szmatki przeczytałam na forum, że plamy z marchewki schodzą bez problemu, gdy wysuszy się je bezpośrednio na słońcu. W 2015 roku nie wiedziałam, że niemowlęta mogą być wegetarianami ani że surowe kiełki nie są najlepszym dodatkiem do kanapek, nawet po pierwszych urodzinach. Podawałam sumiennie suplement z witaminą D, bo nikt mi nie powiedział, że istnieją leki z tą witaminą – i są nie tylko tańsze niż suplementy, ale także podlegają surowszym regulacjom.

A przecież byłam świadomą, dokształcającą się matką!

Jak to się stało, że mimo przeglądania niezliczonych stron internetowych i wertowania standardów żywienia niemowląt, moja wiedza była fragmentaryczna, a ja w tym całym zamieszaniu zwanym “rozszerzaniem diety” zagubiona i niepewna? Teraz wiem, że brakowało mi JEDNEGO MIEJSCA, w którym poznam obiektywne informacje o obu metodach rozszerzania diety. Miejsca, w którym znajdę nie tylko aktualną wiedzę o bilansowaniu posiłków, produktach zakazanych oraz wielkości porcji, ale także praktyczne porady związane z podawaniem posiłków uzupełniających czy wsparcie w zrozumieniu emocji – dziecka i moich – pojawiających się przy rozszerzaniu diety.

Dlatego zaprosiłam trzy dyplomowane dietetyczki do stworzenia tego MIEJSCA: poradnika z jednej strony opartego o najnowsze Standardy żywienia niemowląt z 2021 roku i wyniki badań naukowych, z drugiej zaś pełnego rodzicielskich life-hacków, spokoju i empatii. Nie waham się napisać, że jest to jedyna książka dotycząca rozszerzania diety, przy której pisaniu konsultacji udzieliły nie tylko specjalistki z zakresu psychodietetyki – Małgorzata Talaga-Duma (Jedz z głową.pl), fizjoterapii – Małgorzata Paleczny (Mama Fizjoterapeuta.pl) czy logopedii  – Urszula Petrycka-Fruga (Kiedy do logopedy.pl), ale także przyszłe mamy – Ania i Justyna – dla których ten poradnik był pierwszym spotkaniem z żywieniem niemowląt w ogóle.

Do zdjęć zamieszczonych w książce, a wykonanych przez Elizę Winowicz, pozowały nam podczas specjalnej sesji we Wrocławiu trzy wspaniałe niemowlaki, dzieci mam z facebookowej grupy Wymagające.pl – Lila, Liwia i Leon (który znalazł się też na okładce jako przykład najczystszej frajdy ze spożywania stałych posiłków ;).

Cudne ilustracje na nasze zamówienie stworzyła Julita Rot:

 

Daj mu butlę i kaszkę, to Ci pośpi?

Daj mu butlę i kaszkę, to Ci pośpi?

 

Podczas prowadzenia warsztatów czy webinarów pytam, jaki charakter ma większość porad rodziny i znajomych na temat trudności ze snem dziecka.

Myślę, że nie będzie przesadą, jeśli podsumuję, że jakieś 90% porad dotyczy… jedzenia. Zresztą wiele pytań, które ja sama otrzymuję od zaniepokojonych snem malucha rodziców, dotyczy karmień. I to się nie zmienia od lat.

Konia z rzędem temu, kto nigdy nie usłyszał, że skoro nie śpi jak trzeba, to:

  • Daj mu butlę (jeśli karmisz piersią);
  • Dodaj więcej proszku (jeśli karmisz mieszanką);
  • Daj mu mleko z kaszką w butli (właściwie jeśli karmisz czymkolwiek);
  • Za mało je w dzień;
  • Za dużo je wieczorem;
  • Twoje mleko jest za chude (i się nie najada);
  • Twoje mleko jest za tłuste (i boli brzuszek);
  • Twoje mleko mu nie wystarcza;
  • Powinnaś już wprowadzić kaszki;
  • Zrób na noc gęstą kaszę (ale taką, żeby łyżka stała);
  • Daj do usypiania kaszkę w butelce (i tak dalej, i tak dalej).

Zdecydowana większość osób, które nie zajmują się profesjonalnie snem małych dzieci, koncentruje się właśnie na głodzie jako głównej przyczynie pobudek dzieci.

I żeby nie było tutaj wątpliwości: oczywiście, że dziecko może się obudzić z powodu głodu. Czy warto nad tematem żywienia w kontekście snu się pochylić? Jasne, i to zarówno u niemowlaków, które piją tylko mleko, jak i u dwulatków, które jedzą wszystko. Sama pisałam o tym w tekstach na temat rozszerzania diety (klik!), związku śniadania ze snem (klik!) czy choćby w ebooku z produktami, które wpływają na sen dzieci (pobierz za darmo TUTAJ).

Ale trzeba też pamiętać, że nie każda pobudka dziecka jest związana z głodem. Istnieje kilkanaście różnych przyczyn pobudek i koncentrowanie się na myśleniu tylko o tej jednej, odwodzi nas od przyjrzenia się pozostałym ewentualnościom. W końcu my, dorośli, też się nieraz budzimy w nocy i nie zawsze łączymy to tylko z jedzeniem, prawda? Dlaczego więc odbieramy to dzieciom?

Czy nasze matki, babki i teściowe chcą dla nas źle? Ależ skąd. Tak im mówiono. Ba, same o tym czytały w profesjonalnych poradnikach dotyczących opieki nad niemowlętami. Kaszki w butli, soczki od 2 miesiąca życia, miksowana jarzynowa zagęszczana mąką przed snem były normą. Powtarzają to, co same usłyszały, bo wtedy poziom wiedzy o rozwoju dzieci był niższy.

Tylko co, jeśli dyrdymały o kaszkach powtarzają nie osoby, które ostatnio małe dziecko widziały w czasach PRLu i wcześniej, ale współczesne matki? Albo – zgrozo – specjaliści?

Gdybym miała pójść w hipotezy, dlaczego nadal utrzymuje się ten kult skupiania na głodzie i sytości w kontekście snu, powiedziałabym, że – mimo większej dostępności wiedzy – mentalnie jeszcze nie wyszliśmy z PRLu. Nadal nie wyzbyliśmy się myślenia o tym, że małe dzieci są niewiele trudniejsze w obsłudze niż kwiatki doniczkowe i jak się napiją, zjedzą i mają ciepło to przecież nie mogą mieć innych problemów. Życie psychiczne niemowląt? Nie żartujmy. Potrzeby emocjonalne? Jakie potrzeby? Najedzone, sucha pielucha, ubrane, to po co chce na ręce? Niestety, brak wiedzy, brak świadomości i filozofia „nie noś, bo przyzwyczaisz” trzyma się BARDZO mocno. Gdy dodajemy do tego pospieszanie dzieci w rozwoju i oczekiwanie, że szybko zaczną funkcjonować tak jak dorośli (znów wracamy do braku wiedzy o dziecięcym rozwoju), jesteśmy na prostej drodze do frustracji i niepotrzebnych (a czasem przemocowych) działań.

Nie opiekujemy się przewodami pokarmowymi. Opiekujemy się dziećmi – w całości. Maluchy nie zmieniają się o 20.00 tylko w żołądek i jelita. Dwulatkom po dobranocce nie wyłączają się mózgi. Przestańmy więc odmieniać przez wszystkie przypadki kolacje, mleka, butelki i kaszki, a zacznijmy patrzeć na emocje, stymulację, system rodzinny, wypoczynek mamy dziecka, higienę snu itd. Czasem myślę, że gdyby niemowlaki mogły mówić, to z pewnością wyraziłyby empatię wobec tych kobiet, które na każde swoje (zwykle bardziej asertywne czy intensywne emocjonalnie) zachowanie słyszą: „A co Ty, PMSa masz?”. Bo z tym naszym kulturowym skupieniem na głodzie i sytości (a ignorowaniu innych potrzeb) mogą się trochę tak czuć.

A co z tymi nocnymi kaszkami, butlami, zmianami mleka? Zachęcam, żeby porozmawiać z rodzicami nieco starszych dzieci. Zapytać, czy te babcine sposoby działają (spoiler: nie). Zrobić minisondę, u ilu dzieci karmionych piersią, które prawidłowo przybierały na wadze, przejście na butelkę poprawiło sen (spoiler: to dramatycznie rzadkie). Poradzić się jakiegokolwiek stomatologa, co z mlecznymi zębami robi podawanie kaszy butelką przed snem lub w nocy (spoiler: galopującą próchnicę wczesnodziecięcą). I popatrzeć szerzej: wzmocnić naturalne procesy związane ze snem (o tym pisałam tutaj), usunąć przeszkody i zaakceptować to, czego zmienić się nie da. W końcu dzieci są tylko dziećmi.

 

Potrzebujesz sprawdzonych informacji o powodach pobudek Twojego dziecka oraz poznać sposoby na zaopiekowanie się nimi? Sprawdź szkolenie „Dlaczego dzieci się budzą?”.

Co może pić niemowlę?

Co może pić niemowlę?

Pracuję z rodzicami małych dzieci od kilku lat i niewiele rzeczy może mnie już zaskoczyć. Lidlowi się to udało.

Ale od początku.

Odpowiedź na zadane w tytule pytanie zajęłaby mi tylko jedno zdanie. Pozwólcie jednak, że rozwinę nieco ten wątek.

Niemowlęta do 6 miesiąca życia (pierwsze 180 dni) powinny otrzymywać wyłącznie pokarm kobiecy lub mleko modyfikowane oraz suplementy (w Polsce to witamina D3) i ewentualnie leki [1, 2]. Koniec, kropka. 

W pierwszych sześciu miesiącach nawet w upalne dni i nawet niemowlaki karmione mlekiem modyfikowanym nie potrzebują wody, roztworu glukozy, soków ani herbatek, w tym ziołowych. 

Dlaczego tylko mleko?

Niemowlęta mają małe żołądki i duże potrzeby kaloryczne. Mózg noworodka zużywa nawet 80% przyjmowanej energii [3] i w ciągu pierwszych 3 miesięcy życia powiększa się o 64% [4]! Maluchy potrzebują dobrej jakości tłuszczów, białka i węglowodanów z mleka mamy lub modyfikowanego.

Jeśli do malutkiego żołądka wlejesz wodę lub herbatkę, oszukasz głód, ale nie dostarczysz dziecku niezbędnych składników odżywczych. To prosta droga do spadku przyrostów, niedożywienia, czasem nawet groźnych zaburzeń elektrolitowych.

W przypadku karmienia piersią to także duża szansa na obniżenie poziomu produkcji pokarmu. Mechanizm jest prosty: po pierwsze, zdarza się, że jednorazowe podanie butelki ze smoczkiem może u niektórych niemowlaków spowodować trudności w uchwyceniu piersi (są oczywiście i takie, które nie mają z tym problemów i mogą być karmione na zmianę bezpośrednio z piersi i z butelki – tyle, że nie jesteś w stanie z góry przewidzieć, w której grupie będzie Twoje dziecko). Po drugie, niemowlę, którego głód oszukaliśmy wodą lub herbatką będzie mieć dłuższą przerwę w zgłaszaniu się do karmienia. Dłuższa przerwa w karmieniu piersią -> przepełnianie się piersi -> przepełnione piersi obniżają produkcję mleka (skoro nikt nie chce pić, to organizm nie produkuje bez sensu, po co się męczyć?). Tak, dopajanie niemowląt przed 6 miesiącem życia może się zakończyć przedwczesnym zakończeniem karmienia piersią.

Dzieciom do 4 roku życia nie podaje się herbaty z kopru włoskiego – nawet niemowlakom z kolką – ponieważ zawiera on rakotwórczy estragol [5].

Co po 6 miesiącu życia?

Według najnowszych zaleceń zarówno niemowlętom karmionym mlekiem kobiecym, jak i tym karmionym mlekiem modyfikowanym rozszerzamy dietę po 6 miesiącu życia. W bardzo rzadkich, medycznie uzasadnionych przypadkach, na wyraźne zalecenie lekarza, pokarmy uzupełniające są wprowadzane wcześniej (ale nie przed 17 tygodniem życia).

Między 6 a 12 miesiącem życia nadal głównym napojem niemowląt jest mleko matki lub mleko modyfikowane.

Do roczku nie podajemy zwykłego mleka krowiego jako głównego napoju, ponieważ zwiększa ono ryzyko anemii z niedoboru żelaza, może być przyczyną mikrokrwawień z przewodu pokarmowego, przeciążenia nerek składnikami mineralnymi oraz sprzyja alergizacji [2].

Zaczynamy podawać wodę – źródlaną lub naturalną wodę mineralną – niskozmineralizowaną (ogólna zawartość soli mineralnych <500 mg/1 litr), niskosodową i niskosiarczanową. Wodę podajemy z kubka otwartego  – to wymaga nauki! Ideałem jest sytuacja, w której po pierwszych urodzinach dziecko nie pije już niczego z butelki ze smoczkiem (to się nie zawsze uda, ale warto próbować – do tematu butelki wrócimy jeszcze za moment).

A może posłodzić?

Dodawanie cukru do pokarmów i napojów w pierwszym roku życia jest wysoce niewskazane. Niemowlęta kochają słodki smak – słodki jest i płyn owodniowy (wody płodowe), i mleko matki, i modyfikowane. 

Wyzwaniem, przed którym stajemy w okresie rozszerzania diety, jest zapoznanie dziecka z mnogością innych smaków. W tym tych trudnych, np. gorzkiego smaku zielonych warzyw. Słodki smak już zna i lubi, koncentrujemy się więc na zaprezentowaniu wszystkich innych. Czasami kilkanaście razy, zanim dziecko tego brokuła włoży do ust.

Podawanie niemowlętom słodzonych pokarmów i napojów nie tylko kształtuje nieprawidłowe preferencje żywieniowe, ale także zwiększa ryzyko próchnicy zębów oraz otyłości.

To może soczek albo herbatka?

Polscy eksperci zalecają ograniczenie podawania soków owocowych niemowlętom między 6 a 12 miesiącem życia do 150 ml dziennie [2]. Amerykanie, w swoich nowych rekomendacjach z 2017 roku, idą jeszcze dalej i proponują “całkowicie unikać podawania soków owocowych dzieciom poniżej 1 roku życia” [6]. Niemowlęta nie potrzebują soków, ponieważ są one wyłącznie źródłem cukrów prostych, a ponieważ zawierają niewielkie (jeśli w ogóle) ilości błonnika, dużo zdrowszym wyborem jest po prostu świeży owoc.

Podawanie dzieciom herbat z suszu owocowego będzie utrudniać przyswojenie nawyku picia wody do posiłków. Herbatki owocowe mają niskie pH, a z tego powodu zwiększają ryzyko próchnicy zębów! 

Herbata czarna lub zielona utrudnia przyswajanie żelaza z pożywienia [7].

Herbaty granulowane są produktem wysoce przetworzonym i mocno dosładzanym i nie powinny się znajdować w menu żadnego człowieka, zwłaszcza małego dziecka.

Co może być w butelce?

Karmienie piersią jest naturalnym i najzdrowszym sposobem żywienia niemowląt. Dlatego stanowi wzorzec, do którego jest porównywane karmienie mlekiem modyfikowanym. Skład mleka modyfikowanego nie zależy od widzimisię producenta, ale jest określony rozporządzeniem Ministra Zdrowia i dyrektywami unijnymi. Wszystko po to, by jak najbardziej zbliżył do składu mleka kobiecego. Ma to na celu sytuację, w której „tempo wzrostu i  wskaźniki przemiany materii u niemowląt karmionych sztucznie było maksymalnie zbliżone do obserwowanych u niemowląt karmionych wyłącznie piersią” [2].

Innymi słowy: chodzi o to, żeby karmienie butelką jak najbardziej przypominało karmienie dziecka piersią.

I tu wchodzi Lidl, cały na biało.

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 

 

Delikatne bio biszkopciki dla Twojego maleństwa to zdrowa przekąska uzupełniająca codzienne zapotrzebowania głodomorów. 🙂 #baby #bio #biszkopt #lidlPolska

Post udostępniony przez Lidl Polska (@lidlpolska)

EDYCJA: po opublikowaniu tekstu Lidl usunął zdjęcia produktu ze swoich mediów społecznościowych.

Wyglądały tak:

Byłam przekonana, że minęły już czasy, w których rodzice byli przekonywani przez babcię „daj mu butlę z kaszką, to prześpi Ci całą noc”.

Jak widać, nie minęły. Jest gorzej: jeden z największych producentów i dystrybutorów żywności bez żadnej żenady wprowadza na rynek TRAGICZNY produkt rekomendowany po 6 miesiącu życia.

Zerknijmy na BARDZO ZŁY skład, który w żołnierskich słowach podsumowała Doktor Ania:

(swoją drogą te ciasteczka to idealny przykład, że certyfikowany ekologiczny bio produkt może być zły)

Co tam rekomendacje dotyczące żywienia niemowląt [2]!

„Według obecnych zaleceń należy w diecie niemowlęcia unikać soli kuchennej (prawdopodobnie wpływa na ryzyko występowania nadciśnienia w późniejszym wieku)…”

Lidl: Oj tam, oj tam, trochę soli, bez przesady.

„… oraz cukru (ryzyko próchnicy, kształtowania się nieprawidłowych preferencji żywieniowych)”.

Lidl: Ale nasz cukier jest z rolnictwa ekologicznego!

I mój absolutny faworyt – zdjęcie butelki i informacja, że biszkopty można rozpuszczać w mleku, herbacie lub innych napojach i podawać butelką.

Przyjrzyjcie się jeszcze raz:

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 

 

Delikatne bio biszkopciki dla Twojego maleństwa to zdrowa przekąska uzupełniająca codzienne zapotrzebowania głodomorów. 🙂 #baby #bio #biszkopt #lidlPolska

Post udostępniony przez Lidl Polska (@lidlpolska)

LIDL, SERIO?

Pamiętacie, co pisałam o tym, że karmienie butelką ma jak najbardziej przypominać karmienie piersią?

Czy po 6 miesiącu życia z kobiecych piersi zaczyna lecieć mleko z ciasteczkami? Albo z kaszką? A z kleikiem?

NIE! To skąd pomysł, że takie posiłki są dobre dla dzieci???

Produkty uzupełniające od początku rozszerzania diety powinny być podawane na łyżeczce (metoda klasyczna) lub do samodzielnego jedzenia (do rączki – metoda BLW).  Nie wolno podawać posiłków stałych przy pomocy butelki! Jeśli dziecko nie jest gotowe do spożywania posiłków z łyżeczki lub samodzielnie, należy poczekać, a nie miksować je z mlekiem i podawać butelką.

Dlaczego kaszka lub ciasteczka w butelce to naprawdę zły pomysł [8, 9, 10]?
  • Podawanie kaszek, kleików, ciasteczek, biszkoptów w mleku lub zmiksowanej zupy w butelce zwiększa ryzyko nadmiernej podaży kalorii, a przez to nadwagi i otyłości!
  • Zaburza odczuwanie głodu i sytości (z butelki dzieci jedzą szybciej, a przez to więcej niż potrzebują i niż by zjadły z łyżeczki)!
  • Zwiększa ryzyko zakrztuszenia lub aspiracji „posiłku” do dróg oddechowych!
  • Zwiększa ryzyko próchnicy – zwłaszcza, jeśli mleko z kaszką, biszkopcikami lub kleikiem jest podawane przed snem lub w nocy!
  • Sabotuje główne powody rozszerzania diety – uniemożliwia naukę gryzienia i żucia oraz poznawanie nowych smaków, zapachów i konsystencji

NIE RÓBCIE TEGO!

(a jeśli poleca Wam to Wasz pediatra, to pójdźcie do innego, po drugą opinię. Poszukajcie osoby, która zechce pochylić się nad problemem pt.”niemowlę nie przybiera na masie” albo „niemowlę budzi się co pół godziny”, a nie wciśnie Wam kaszkę lub biszkopty do butelki. To nie jest rozwiązanie! Rozszerzanie diety, w tym wprowadzanie kaszek zbożowych, przed szóstym miesiącem życia nie wpływa na sen dzieci. Więcej na ten temat pisałam TUTAJ)

Mleko z substancjami zagęszczającymi stosuje się WYŁĄCZNIE  u niemowląt z chorobą refluksową, które ulewają tak dużo, że przestają odpowiednio rosnąć i przybierać na masie. Nie podaje się zagęstników tzw. szczęśliwym ulewaczom, czyli dzieciom, które ulewają z uśmiechem na ustach, prawidłowo rozwijają się i rosną. Chore niemowlęta otrzymują zagęstniki z mączki z ziaren chlebowca świętojańskiego, skrobi ryżowej, ziemniaczanej, kukurydzianej oraz gumy skrobiowej z nasion fasoli [2]. Nie z biszkopcików z cukrem!

W rozszerzaniu diety naprawdę nie chodzi o to, żeby dziecko zjadło cokolwiek i jakkolwiek, choćby z butelki, choćby z solą i cukrem!

Lidl deklaruje: „przyjęliśmy zobowiązanie o redukcji zawartości soli oraz cukru w produktach marek własnych Lidla o 20% do 2025 r. Mając świadomość problemu, przyjmujemy długoterminowe zobowiązanie, które łączy się z wytężonym pracą nad produktami naszych marek własnych. Z uwagi na to, że edukacja żywieniowa rozpoczyna się już w wieku dziecięcym, strategię redukcji dodanej soli oraz cukru rozpoczynamy od produktów chętnie i często jedzonych przez dzieci”.

I wiecie co? Tu nie trzeba redukować. Powtórzę: według WSZYSTKICH rekomendacji WSZYSTKICH towarzystw naukowych zajmujących się zdrowiem małych dzieci w gotowych posiłkach dla niemowląt nie ma prawa być cukru i soli. Ten produkt trzeba po prostu zaorać, bo problemem nie jest wyłącznie cukier i sól w składzie. Problemem jest ta ogromna butelka i napis na etykiecie, który promuje SZKODLIWE nawyki żywieniowe rodem z PRLu.

Nie każdy rodzic musi być ekspertem w zakresie żywienia niemowląt, nie każdy musi mieć czas na czytanie składu. Moim zdaniem to na marce powinna spoczywać odpowiedzialność za takie przygotowanie i oznaczenie produktu, żeby nie było wątpliwości, w jaki sposób powinien być spożywany. Oprócz tego, że ten nie powinien być.

Lidl, robicie to źle.

Udostępnij ten wpis, jeśli uważasz, że może być przydatny dla innych rodziców!

AKTUALIZACJA:

Lidl Polska odpowiedział na moje zarzuty:

 

 

Hajnid rozszerza dietę – wywiad z dietetyczką

Hajnid rozszerza dietę – wywiad z dietetyczką


Czy wymagające dzieci rozszerzają dietę gorzej niż maluchy o innym temperamencie? Co może im ułatwiać, a co utrudniać poznawanie nowych smaków? Jak sobie poradzić z najczęściej pojawiającymi się trudnościami, w tym dużą potrzebą ruchu, która koliduje z siedzeniem w krzesełku do karmienia?

Postanowiłam zapytać o to ekspertkę od żywienia dzieci – Zuzannę Wędołowską. Zuzia jest dietetyczką i psycholożką, mamą głodnego (miłości, zabawy i jedzenia) Szpinakożercy. Jest autorką bloga SzpinakRobiBleee.pl – będącego jednym z najrzetelniejszych polskojęzycznych źródeł wiedzy o żywieniu dzieci (i matek).

Magdalena Komsta: Czy rodziny z wymagającymi dziećmi częściej zgłaszają się do dietetyków dziecięcych?

Zuzanna Wędołowska: Nie mam chyba takich dokładnych statystyk. Mam poczucie, że temat wymagających dzieci pojawia się podczas konsultacji, bo pewne cechy temperamentalne sprzyjają naszym relacjom z jedzeniem i ewentualnymi trudnościami na tym tle. Najłatwiej będzie mi chyba odwołać się do własnego doświadczenia. Mój syn jest hajnidem i widzę, jak mocno ten jego temperament przekłada się na sposób, w jaki je. Ale dużo też zależy od tego, jak my jako rodzice reagujemy na przejawy temperamentu naszego dziecka. Zdaję sobie sprawę z tego, że Szpinakożerca mógłby być „niejadkiem”. Ma pewne cechy, które mu utrudniają jedzenie. I gdybym ja nie miała wiedzy, a przez to też oceanu spokoju dotyczącego jedzenia, to mogłoby być znacznie trudniej. I domyślam się, że wielu rodziców tego oceanu spokoju nie ma. 

MK: Które z cech wymagającego dziecka uważasz za utrudniające rozszerzanie diety?

ZW: Po pierwsze, mamie hajnida rozszerzanie diety może utrudniać jego potężna potrzeba autonomii i samostanowienia o sobie. Te dzieci bardzo mocno pokazują, gdzie są ich granice. Wyobraźmy sobie, że mamy pokusę podania jeszcze jednej łyżeczki albo wciśnięcia do spróbowania produktu, którego dziecko ewidentnie nie ma ochoty wkładać do ust. Dziecko o łatwym temperamencie możemy w ten sposób namówić. Rodzice mówią, że często, gdy dziecku uda się jakoś podać tą pierwszą łyżeczkę, to ono później je. Jeżeli my hajnidowi spróbujemy tę pierwszą łyżeczkę wepchnąć, to on często nie tylko nie zje tego, co naszykowaliśmy, ale i następnego posiłku i przez kolejne dni może mieć problemy z jedzeniem. Wymagające dziecko jest bardzo wrażliwe na rodzicielską presję, nawet tę wyrażoną w samych gestach i spojrzeniu. I przejawy presji na jedzenie mogą znacząco utrudniać dziecku jedzenie i poznawanie jedzenia. 

MK: To jest trochę tak, jak z usypianiem wieczornym. Dzieci czują to, że chcemy je szybko uśpić, bo akurat dziś jest nowy odcinek serialu albo chcemy wyjść. I w naszej mowie ciała, w tonie głosu, w tempie poruszania się wyczuwają, że my spieszymy i wtedy zwykle szybkie usypianie nie wychodzi. Im bardziej my chcemy, tym bardziej nam nie wychodzi. Myślę, że podobnie jest właśnie z rozszerzaniem diety. Ja sama mam takie doświadczenie, że jak przestałam w końcu patrzeć na dziecko, czy je, czy raczej się bawi, odwróciłam się bokiem i zaczęłam przygotowywać swoje rzeczy, to okazało się, że jak odpuściłam, to zaczynało jeść. 

ZW: Tak, to są momenty przełomowe. Kiedy dziecko znajduje na podłodze kawałek z obiadu i go zjada. Bo to nie jest czas posiłku, więc dziecko totalnie nie czuje presji. Ta minimalna presja u nas to jest często tylko spojrzenie. Jeśli ja bym chciała, żeby mój syn spróbował smalcu z fasoli, to wiem, że on tego nie spróbuje.

MK: Myślę, że to wynika z tego, że wymagające dzieci są bardzo wrażliwe na sygnały społeczne. Jakakolwiek interaktywna zabawka zajmuje takie dziecko na nie dłużej niż pięć minut w okresie niemowlęcym. Ono generalnie jest skoncentrowane na ludziach i nastawione na kontakt z drugim człowiekiem. Może być więc tak, że w okresie rozszerzania diety, czyli po tym szóstym miesiącu, dziecko już czyta z rodziców jak z nut, z mimiki, tonu głosu, mowy ciała. 

Co poza silną potrzebą autonomii może utrudniać hajnidowi rozszerzanie diety?

ZW: Warto powiedzieć o dużej aktywności i potrzebie ruchu. Czasem wręcz graniczącej z  trudnością ze skupieniem uwagi. To może, ale nie musi, utrudnić dziecku rozszerzanie diety. Jedzenie może hajnida mocno satysfakcjonować, jeśli jest poszukiwaczem wrażeń sensorycznych. Dla takiego dziecka posiłki mogą być megaatrakcyjne – pod warunkiem, że my sprawimy, że jedzenie rzeczywiście będzie ciekawe. Bo jeżeli my poszukiwaczowi wrażeń będziemy serwować przez dłuższy czas to samo, te same mdłe papki, te same słoiczki, to dziecko szybko się znudzi. Trochę tu przeskoczyłam do kolejnej cechy, z aktywności do otwartości na nowości. To, że dziecko poszukuje nowych doznań, może być naszym sprzymierzeńcem przy rozszerzaniu diety. Jedzenie może dostarczyć masy doznań pod względem tekstury, zapachów, widoków, smaków. I dla wielu dzieci pokarmy stałe mogą być fascynującym doświadczeniem. 

Ale jeżeli to nasze dziecko ma oprócz otwartości na nowości także nadwrażliwość w obrębie jamie ustnej czy dłoni, to przy rozszerzaniu diety zaczyna zbierać niezbyt przyjemne doświadczenia. Jako poszukiwacz wrażeń chętnie wkłada do ust jedzenie, ale na przykład się nim krztusi, bo nie potrafi sobie z nim poradzić. Doświadcza nieprzyjemności z związku z jedzeniem. To może utrudniać rozszerzanie diety.

Czasami wymagające dzieci są bardziej ostrożne. Mogą mieć wtedy trudności z akceptacją nowych smaków. I jeśli przeciętnemu dziecku musimy dać pokarm 5 do 15 razy, żeby go spróbowało, to wrażliwcowi będziemy podawali ten sam pokarm na przykład 30-40 razy. Albo wielokrotnie będzie musiał zobaczyć ten pokarm u mamy na talerzu i wziąć go stamtąd, mimo że na jego miseczce leży dokładnie to samo.

MK: Chciałabym powrócić na chwilę do dużej potrzeby ruchu u hajnidów. Często pojawia się pytanie: Moje dziecko nie chce usiedzieć w krzesełku. Co zrobić?

ZW: Po pierwsze, trzeba sprawdzić, czy krzesełko jest wygodne dla naszego dziecka. Czy nie jest za twarde albo za ciasne. Bardzo ważne jest to, żeby dziecko miało gdzie postawić stopy. To jest istotne zwłaszcza u dziecka, które ciągle ucieka z krzesełka. Rodzice myślą, że skoro dziecko wstaje z krzesełka, to nie będę mu dawać podparcia pod stopy, bo od razu będzie uciekać. A paradoksalnie, dzieci w krzesełku do karmienia denerwują się często dlatego, że nie czują się w nim pewnie, bo luźno zwisają mu nogi. Podparcie pod stopy daje nie tylko poczucie bezpieczeństwa, ale także wpływa na technikę karmienia, umożliwia prawidłowe gryzienie i połykanie.

Podnóżek do krzesełka Ikea Antilop można kupić TUTAJ

Jeśli przy rozszerzaniu diety dziecko nie ma ochoty siedzieć, spróbujmy kilku rzeczy. Miejscem, w którym dziecko czuje się najbezpieczniej, są kolana rodzica. I czasem tam będzie im wygodniej i łatwiej niż w krzesełku. Po drugie, starsze dziecko może chcieć zrobić sobie przerwę i pochodzić, zanim wróci do jedzenia. To nie musi nas niepokoić, choć warto pilnować, by takie posiłki się nie przedłużały. Ważne jest też to, jak wygląda otoczenie przy rozszerzaniu diety. Są dzieci, które się łatwo rozpraszają, które wszystko interesuje i wszystkiego chcą dotknąć. Warto więc popatrzeć, na co skierowane jest krzesełko dziecka, co widać i co słychać. 

Z drugiej strony, dzieci czasem uciekają z krzesełka, gdy jedzenie jest nudne. Jeżeli maluch nudzi się przy jedzeniu, to należy pokazać mu, że jedzenie jest fajne. Nie rozpraszać jego uwagi zabawkami czy bajkami, tylko udowodnić, że samo jedzenie jest ciekawe. 

MK: Powiedziałaś o tym, żeby jedzenie nie było nudne, żeby nie było papkami o brejowatej konsystencji i szarym kolorze. Nasuwa mi się więc pytanie, czy metoda BLW jest najlepszą metodą rozszerzania diety dla wymagającego dziecka?

ZW: Według mnie tak. Oczywiście, nigdy nie możemy powiedzieć, że u każdego hajnida się sprawdzi, bo dziecko, które ma na przykład nadwrażliwość sensoryczną, nie będzie chciało dotykać pokarmów dłonią i chętniej zaakceptuje karmienie łyżeczką. Ale dla hajnidów, które wszystko wkładają do buzi i wszystkiego dotykają, BLW jest świetnym rozwiązaniem. Maksymalnie ułatwia samodzielne podejmowanie decyzji przez dziecko. Generuje mniej presji. I rzeczywiście badania pokazują, że rodzice, którzy stosują BLW, rzadziej mówią o swoich dzieciach, że są niejadkami. Bardzo ważnym elementem BLW, który jest istotny dla wszystkich matek high need baby jest to, że możesz jeść przy dziecku.

MK: Właśnie miałam zapytać o korzyści z BLW dla matek.

ZW: Wreszcie nie musisz być głodna w trakcie karmienia, matko. 

MK: Naszą rozmowę o metodzie BLW Czytelniczki znajdą na blogu (KLIK KLIK!). A co z eksperymentami z konsystencją jedzenia? Każde dziecko w jakimś etapie swojego życia sprawdza, jak działa siła grawitacji, zrzucając jedzenie na podłogę. Albo wciera sobie we włosy. Takie sytuacje bywają trudne dla rodziców, zwłaszcza dla tych, którzy bardzo cenią sobie porządek. Czy dzieci wymagające częściej w ten sposób eksperymentują?

ZW: High need baby generalnie wszystko robi mocniej i może częściej rozrzucać. Ale kawałki wprowadzamy w każdej metodzie rozszerzania diety i niemal wszystkie dzieci nimi rzucają. Nie ma możliwości, żeby bez etapu bawienia i brudzenia się dziecko magicznie nauczyło się jeść widelcem i nożem. Etap zabawy posiłkami, poznawania i dotykania jedzenia zawsze się pojawia. I bardziej społecznie akceptowane jest to, że siedmiomiesięczne dziecko wciera sobie we włosy brokuła niż że robi to dziecko półtoraroczne. Co możemy zrobić, żeby przeżyć rozszerzanie diety i nie musieć kupować nowego mieszkania? Możemy kłaść małe porcje jedzenia na talerz czy tackę. Jedna różyczka brokuła, jedna pałeczka marchewki, jedna kuleczka z kaszy. Jak dziecko to zje albo rzuci, albo wykazuje chęć zjedzenia więcej, to wtedy dopiero dokładamy. Jeżeli dziecko zaczyna rozrzucać, możemy próbować skierować jego uwagę znowu na jedzenie. Czyli na przykład powiedzieć Zobacz, ta marchewka jest pomarańczowa albo wziąć na przykład do buzi tego brokuła i powiedzieć Mmm, zobacz jakie fajne drzewko. W ten sposób nie odwracamy uwagi dziecka od jedzenia, tylko nakierowujemy z powrotem uwagę dziecka na jedzenie. I jeżeli maluch jest głodny, to wróci do jedzenia. Ale jeśli to nie wychodzi, to prawdopodobnie dziecko się już znudziło i już nie ma ochoty nic jeść. 

MK: Chciałabym jeszcze zapytać o trudności w czasie rozszerzania diety, a mianowicie o odmowę próbowania stałych pokarmów i żywienie się wyłącznie mlekiem. Czy jest jakiś moment graniczny kiedy powinniśmy się martwić tym, że proponujemy, a jednak nic do buzi poza mlekiem nie trafia?

ZW: Do końca pierwszego roku życia mleko jest podstawą wyżywienia dziecka. Czyli jeśli siedmio-, ośmio-, dziesięciomiesięczne dziecko praktycznie w ogóle nie je pokarmów stałych, niekoniecznie musi nas niepokoić. Ale jest kilka rzeczy, które mimo wszystko warto sprawdzić. Po pierwsze, czy proponujesz pokarmy stałe wystarczająco często? Bo kiedy dziecko nie chce jeść to czasami rezygnujemy i za rzadko proponujemy posiłki uzupełniające. A te 2-3, a później 3-4 posiłki, choćby dziecko ich nie jadło – jeśli są różnorodne, ciekawe,  jedzone wspólnie, w dobrej atmosferze – to jest podstawa do tego, żeby dziecko zaczęło poznawać jedzenie i zaczęło się interesować jedzeniem.

Rozszerzanie diety to jest proces. Dziecko musi się uczyć. A dziecko uczy się w praktyce. Dziecko nie jest w stanie nauczyć się gryźć, nie jest w stanie nauczyć się połykać, kiedy nie dostaje jedzenia. Albo dostaje jeden stały posiłek do dziewiątego miesiąca życia. To bardzo mało. Musimy stwarzać dziecku okazje do wchodzenia w interakcje z jedzeniem. Nawet to, że dziecko dotyka jedzenia, że  widzi je na talerzu, że widzi jedzących rodziców, to też jest wartościowe. Ale ważne jest też to, czy widzimy, że nasze dziecko je technicznie coraz lepiej. Ilość jedzenia może się zbytnio nie zmieniać, ale dziecko powinno po prostu lepiej jeść. 

Druga rzecz, którą można sprawdzić, to sensoryka. Czy dziecko akceptuje pokarmy stałe w buzi? Czy ono je w ogóle wkłada? Czy jest w stanie wziąć pokarm do ręki i włożyć go do buzi? Czy dziecko na przykład nie chce dotykać, brzydzi się. Albo przeszkadza mu jakaś konsystencja i krztusi się lub ciągle dławi. To jest dla nas sygnał, że może to dziecko potrzebuje wsparcia, diagnozy ewentualnych trudności w jamie ustnej. Wówczas naszym kierunkiem pierwszym jest neurologopeda, a później ewentualnie konsultacja terapeuty integracji sensorycznej. 

Po trzecie, kiedy widzimy, że nasze dziecko żywi się tylko mlekiem i na inne pokarmy raczej reaguje niezbyt chętnie, warto porozmawiać z lekarzem o diagnozie w kierunku anemii z niedoboru żelaza. O tym rozmawiałyśmy poprzednio (KLIK!).

Kiedy mamy sprawdzone tematy zdrowotne, naszym zadaniem jest proponować, proponować, proponować i dbać o dobrą atmosferę. Możemy wyjść z domu  i zostawić dziecko z innym opiekunem. Zobaczyć, co się dzieje, jak ktoś inny zaproponuje pokarmy stałe. 

MK: Powiedziałaś trochę o trudnościach. A kim są supersmakosze? I czy hajnidy są supersmakoszami?

ZW: Bycie supersmakoszem nie ma związku z temperamentem. Supersmakosz to osoba, która odczuwa smaki intensywniej, ponieważ ma więcej kubków smakowych na języku. Takie dzieci bardzo często nie lubią zielonych warzyw, które mają w sobie nutę gorzkości. Z pozytywnych informacji: szefowie kuchni często są supersmakoszami, a jako dzieci rzeczywiście byli niejadkami. Mieli problem z akceptacją wielu smaków, które były zbyt przytłaczające. Są też dzieci z drugiego bieguna, dzieci, które poszukują nowości i nudzą się mdłym jedzeniem. Mogą lubić cytrynę, ogórki kiszone, oliwki, pikantnie przyprawione potrawy. I to nie jest nic złego, nie bójmy się podawania takich dziwnych smaków. 

MK: To ważne, żeby wiedzieć, że niektóre dzieci mają większe potrzeby stymulacji jamy ustnej. U dzieci, które powyżej półtora roku czy dwóch lat nadal badają świat jamą ustną i wszystko wkładają do buzi, często zaleca się większą różnorodność smaków. Tak, żeby dziecko otrzymywało pokarmy zimne, pikantne, kwaśne, ale też twarde i chrupiące. Lepiej funkcjonują, gdy dostarczają wystarczająco dużo różnorodnych silnych bodźców do jamy ustnej.

Zuziu, powiedz jeszcze dwa słowa o gadżetach do picia. Dlatego, że jest wiele dzieci wymagających karmionych piersią, które nie tolerują butelki ze smoczkiem. I rodzice często martwią się, z czego dziecko będzie piło wodę w czasie rozszerzania diety.

ZW: Jeżeli dziecko nie pije z butelki ze smoczkiem, to w ogóle pomińmy ten etap. W ogóle jej nie proponujmy dziecku. Nawet jeżeli dziecko pije mleko z tej butelki ze smoczkiem, to rekomendowałabym, żeby woda do posiłków stałych była podawana z czegoś innego. I od początku rozszerzania diety możemy dziecko spokojnie uczyć picia ze zwykłego otwartego kubka. Rodzic oczywiście na początku pomaga dziecku z niego pić. Czasami dzieci nie chcą z niego pić wody, krztuszą się, bo woda jest bardzo trudnym sensorycznie płynem. Łatwiej uczyć na przykład na mleku, na jogurcie, na jakiejś takiej rzadkiej kaszce, zupie czy koktajlu, ponieważ są gęstsze. Ale mamy też inne akcesoria. Mamy bidony ze słomką i kubki treningowe jak Reflo Cup, które utrudniają dziecku wylanie wszystkiego na siebie. Na poziomie nauki picia technika pobierania płynu z niekapka jest taka sama jak z butelki ze smoczkiem. I jeżeli da się go uniknąć, to świetnie. Jeżeli nasze dziecko nie chce z niczego pić, możemy wprowadzić niekapek, traktując go jako etap przejściowy, i jednocześnie uczyć korzystania z kubka otwartego. Przy rozszerzaniu diety mleko jest podstawowym źródłem płynów. Dziecko naprawdę nie musi wypijać bardzo dużo. Ono ma się uczyć pić.

Na sam koniec, chciałabym podkreślić, że wymagające dziecko nie jest skazane na trudności w rozszerzaniu diety i bycie niejadkiem. Ja często porównuję dzieci do nasionek. Warto się tym naszym nasionkiem zaopiekować i dostarczyć mu odpowiednie warunki do rozwoju. Kiedy jesteś rodzicem hajnida i wiesz, co może się pojawić, jesteś w stanie odpowiednio na to reagować. Wykazać się oceanem cierpliwości. Obdarzyć dziecko zaufaniem, że ono wie w którym kierunku iść. Pozwolić mu decydować o jedzeniu. Diagnozować ewentualne trudności. Jeżeli my odpowiednio zareagujemy na potrzeby dziecka przy rozszerzaniu diety, to możemy wychować dziecko, które jest otwarte na nowe smaki, lubi jeść, będzie lubiło z nami wychodzić do restauracji, pomagać przy gotowaniu i rozmawiać o jedzeniu.

MK: O, to jak moja wymagająca córka zupełnie nie ma problemów z jedzeniem – je chętnie i dużo, lubi jeść, gotować i ciągle mówi o jedzeniu. Nie na wszystko miałam wpływ, myślę, że ona już się taka urodziła, ale ja miałam na jedzenie totalny luz i nie zepsułam tego.

Dziękuję Ci bardzo za rozmowę!

 

5 mitów o odstawianiu od piersi

5 mitów o odstawianiu od piersi

Czasem wydaje mi się, że moja działalność online w dużej mierze opiera się na obalaniu mitów – o śnie dziecka, jego rozwoju czy żywieniu. Wzięłam więc na tapet 5 nieprawdziwych przekonań, z którymi spotykam się w kontekście odstawiania dziecka od piersi

Mit numer 1. Dziecko zacznie przesypiać noce, kiedy odstawisz je od piersi

Prawnicy na wiele pytań odpowiadają to zależy. Podobnie odpowie każdy sensowny psycholog czy promotorka karmienia piersi zapytana “Czy moje dziecko po odstawieniu zacznie przesypiać noce?”.

Najłatwiej powiedzieć, że dzieci dzielą się na trzy grupy. Pierwsza po odstawieniu od piersi praktycznie od razu, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zaczyna przesypiać całe noce. Druga grupa dzieci to dzieci, które po odstawieniu od piersi w ciągu kilku lub kilkunastu kolejnych tygodni coraz rzadziej się wybudzają. Natomiast grupa numer trzy to dzieci, które odstawione od piersi budzą się dokładnie tak samo często, jak kiedyś się budziły. Natomiast to, co się zmienia, to utrata jedno z łatwiejszych narzędzi do usypiania, czyli nakarmienia do snu. 

Nie da się z góry przewidzieć, w której grupie będzie Twoje dziecko. Rozumiem, że potrzebujemy prostych odpowiedzi. Ale w rozwoju małych dzieci prostych odpowiedzi często brakuje, bo rezultat naszych interwencji zależy od mnóstwa zmiennych, na które nie mamy wpływu. Od czego zależy, czy zakończenie karmienia wpłynie na wzorzec snu dziecka? Na przykład od jego wieku, temperamentu czy stanu zdrowia. 

Jeśli dziecko zbliżają się drugich urodzin, szansa, że po odstawieniu od piersi zacznie przesypiać noce rośnie. Brakuje takich badań, ale (uwaga, dowód anegdotyczny!) moje obserwacje wskazują, że w przypadku maluchów młodszych niż 15 miesięcy to zdarza się jednak dosyć rzadko. 

Warto też pamiętać, że odstawienie karmień nocnych nie jest lekarstwem ani na bardziej wymagający temperament, ani na stres przeżywany przez dziecko, ani na lęk separacyjny, ani tym bardziej na problemy zdrowotne. Odstawienie od piersi nie wyleczy dziecka z alergii pokarmowej, zaburzeń oddychania w trakcie snu ani choroby refluksowej. 

Siedem rzeczy, które warto zrobić w kontekście poprawy snu dziecka ZANIM odstawi się je od piersi, opisałam w tym artykule (KLIK!).

Mit numer 2. Odstawienie dziecka od piersi ułatwia mu adaptację do żłobka.

“Bo dzieci karmione piersią płaczą za piersią”. Uwielbiam te stwierdzenia niemające zbyt wiele związku choćby ze zdrowym rozsądkiem! 

W Polsce mamy aktualnie roczny urlop macierzyński. Z tego powodu większość dzieci rozpoczynających przygodę ze żłobkiem ma ponad rok. Ze statystyk wynika, że w naszym kraju piersią jest karmione około 17% dzieci w wieku 12 miesięcy [1]. Ile starszych niż rok jest jeszcze na piersi? Nie wiadomo, na pewno mniej. Za czym więc płacze te pozostałe 83% dzieci w trakcie adaptacji? Bo już wiemy, że nie za piersią, skoro nie są nią karmione! 

W skrócie: przebieg adaptacji nie ma związku ze sposobem karmienia. 

Nie bierz sobie do serca takich „zaleceń”

Oczywiście, mama ma prawo odstawić dziecko przed jego pójściem do żłobka, ale to nie jest wymogiem. Ogromnym nadużyciem jest sugerowanie rodzicom, że zakończenie karmienia ułatwi mu adaptację do placówki. Jestem przekonana, że jest wręcz przeciwnie. Bardzo często to, że dziecko nadal jeszcze jest karmione ułatwia mu zaadaptowanie się do nowych warunków. Daje poczucie bezpieczeństwa i przynosi korzyści dla układu odpornościowego [2].

Rozwijam ten temat, także w kontekście usypianie przy piersi vs drzemki w żłobku w poniższych tekstach: Jak (nie) przygotowywać dziecka do żłobka? (KLIK!) oraz Czy muszę nauczyć dziecko samodzielnego zasypiania? (KLIK!).

Mit numer 3. Odstawiając dziecko od piersi, musisz wprowadzić butelkę z mlekiem modyfikowanym. 

To przekonanie spędza sen z powiek bardzo wielu mamom, których dzieci nie akceptują żadnej butelki ze smoczkiem ani smaku mleka modyfikowanego.

Jeżeli odstawiamy od piersi dziecko, które ma mniej niż rok, to faktycznie konieczne będzie wprowadzenie mleka modyfikowanego – choć niekoniecznie do picia (bo na przykład w kaszce). Ilość i formę podania mleka modyfikowanego należy skonsultować wówczas z pediatrą.

U niemowląt między 6 a 12 miesiącem życia wprowadzanie butelki ze smoczkiem często nie będzie potrzebne, ponieważ zgodnie z zaleceniami butelka powinna zostać odstawiona do pierwszych urodzin [3]. W okresie rozszerzania diety można mleko modyfikowane podawać z kubka niekapka, kubka otwartego oraz bidonu ze słomką albo jako składnik posiłków stałych. Nie zawsze trzeba się upierać przy butelce ze smoczkiem.

Przy odstawianiu od piersi zdrowego dziecka starszego niż roczne nie ma potrzeby wprowadzania mleka modyfikowanego. Wystarczy spojrzeć na rekomendacje:

Preparaty mleka typu „junior” nie są produktami rekomendowanymi dzieciom <1. r.ż. Wg producentów mają zastosowanie u dzieci w 1.-3. r.ż. Jednak według aktualnego (2013) stanowiska EFSA nie są niezbędne do prawidłowego żywienia w tej grupie wiekowej i nie mają przewagi nad innymi produktami zawartymi w normalnej diecie spełniającej podstawowe wymagania żywieniowe małych dzieci [3]

Wiem, że liczne reklamy przekonują nas, że jest inaczej, ale eksperci zajmujący się żywieniem zdrowych dzieci mówią wprost: mleko modyfikowane nie ma żadnej przewagi nad normalną, zbilansowaną dietą. Dziecko, które zostało odstawione od piersi, ale ma więcej niż rok i nie ma alergii na białka mleka krowiego, będzie otrzymywać wapń z produktów mlecznych, a witaminy i minerały z warzyw, owoców, mięsa, ryb itd. Jeśli maluch nie może jeść białka mleka krowiego, można przy udziale dietetyka zbilansować dietę bogatą w wapń z produktów roślinnych. U dzieci ponadrocznych wprowadzenie mleka modyfikowanego jest zasadne wyłącznie w przypadku licznych alergii pokarmowych utrudniających prowadzenie zbilansowanej diety.

 
Mit numer 4. To mama musi postawić granicę i zdecydować o zakończeniu karmienia piersią

Znane także jako: “Dziecko samo nigdy się nie odstawi”.

Taaa. I pójdzie z piersią mamy na studniówkę.

Źródła tego mitu tkwią w kilku przekonaniach.

Po pierwsze: w założeniu, że wszystkie matki karmiące piersią poświęcają się dla dziecka i przekraczają swoje granice i żeby zachować jednak zdrowie psychiczne powinny w pewnym momencie powiedzieć mu stop, inaczej zatracą siebie, a dziecko wejdzie im na głowę. Bzdura. Jest wiele kobiet, które karmią bez problemu i bez wysiłku, karmienie nie narusza żadnych ich granic osobistych, a jeśli coś w karmieniu chciałyby zmienić, to robią to z dzieckiem na bieżąco.

Po drugie, nie ma żadnych dowodów na to, żeby długie karmienie piersią miało negatywny wpływ na zdrowie i rozwój dzieci [4]. Wielu chciało to udowodnić, póki co nikomu się nie udało.

Po trzecie, mit ten jest przykładem naszego kulturowego braku zaufania do dziecka i wiary w jego rozwój. Bardzo powoli idzie nam ze zrozumieniem, że nie trzeba dziecka sadzać i obkładać poduszkami, żeby nauczyło się siedzieć. Że nie trzeba prowadzić na ręczniku pod pachami, żeby nauczyło się chodzić. I tak samo nie trzeba odstawiać od piersi, żeby przestało kiedyś z niej pić.

Dzieci same odstawiają się od piersi, tylko zdarza się to w naszej kulturze stosunkowo rzadko, ponieważ samoodstawienie następuje zazwyczaj później niż większość kobiet chciałoby karmić. I daleka jestem od osądzania kogokolwiek. Sama odstawiłam dziecko od piersi zanim samodzielnie z niej zrezygnowało. Nie oznacza to jednak, że samoodstawienie nie istnieje. Istnieje. Samoodstawienie to w przeciwieństwie do strajku laktacyjnego zwykle powolny proces, w którym dziecko bez żadnych sugestii czy zachęt zgłasza się do karmienia coraz rzadziej i rzadziej, aż w końcu matka orientuje się, że ostatnio karmiła kilka dni temu. 

Więcej na temat samoodstawienia pisałam tutaj (KLIK!).

Mit numer 5. Najlepiej odstawić dziecko raz a porządnie – na przykład wyjeżdżając bez dziecka na weekend

Bywam pytana, co sądzę o wyjazdach, bandażowanie piersi albo smarowanie ich niejadalnymi substancjami jako o strategiach na zakończenie karmienia. Nadal wielu osobom, także profesjonalistom, wydaje się, że całkowite odstawienie wszystkich karmień w ciągu jednego dnia jest dla dziecka najlepsze i najłatwiejsze. Tymczasem łagodne i stopniowe eliminowanie karmień ma więcej zalet dla dziecka i mamy niż nagłe przejście od karmienia na żądanie do punktu zero. 

Po pierwsze, jeśli odstawiamy dziecko powoli, ma ono czas na zaadaptowanie się do nowej sytuacji. Nie można myśleć o mleku kobiecym tylko jak o pokarmie. Kiedy ktoś powie “proszę temu dziecku natychmiast odstawić banany”, możemy to zrobić. Ale karmienie piersią to nie banany. Poza byciem strategią na zaspokajanie głodu i pragnienia karmienie piersią jest dla dziecka źródłem poczucia bezpieczeństwa, elementem rytuału, naturalnym sposobem regulacji emocji, źródłem stymulacji jamy ustnej. Nagłe zabranie tego sposobu na zaspokojenie wielu potrzeb może być dla niektórych dzieci bardzo trudne. W przypadku dzieci młodszych niż rok w grę wchodzi też włączenie mleka modyfikowanego i obserwowanie reakcji niemowlaka na tę zmianę. Niektóre dzieci będą potrzebować więcej czasu na jej zaakceptowanie.

Warto też pomyśleć o mamie. Piersi dość powoli wygaszają swoją aktywność. Mleko może być  obecne po naciśnięciu brodawki sutkowej nawet po roku od zakończeniu karmienia! Gruczoły potrzebują czasu, żeby się zwinąć i ryzyko zastojów czy nawet zapalenia piersi jest tym większe, im większe było tempo odstawiania. Kończenie drogi mlecznej wiąże się także ze spadkiem hormonów laktacyjnych, czyli prolaktyny i oksytocyny. Oba poza wpływem na karmienie piersią, mają działanie na jej mózg – ułatwiają zasypianie, łagodzą nastrój i relaksują. Nagłe zakończenie karmienia to nagły spadek poziomu hormonów – i czasem nagłe obniżenie się nastroju i pogorszenie funkcjonowania. Więcej na ten temat pisałam tutaj (KLIK!).

Jeśli spotkałaś się z jeszcze jakimś stwierdzeniem dotyczącym odstawiania i nie jesteś przekonana, czy to fakt, czy mit – zostaw je proszę w komentarzu. Może powstanie kolejna część tego artykułu?

 

 

Anemia u małych dzieci – wywiad z dietetykiem Zuzanną Wędołowską

Anemia u małych dzieci – wywiad z dietetykiem Zuzanną Wędołowską

Dziecko nie chce jeść? Proponujesz różnorodne pokarmy, ale nie widać postępów? A może apetyt dziecka na posiłki stałe znacząco zmalał i mimo początkowych sukcesów w rozszerzaniu diety wracacie do diety mlecznej?

To może być jeden z objawów anemii z niedoboru żelaza!

Niegdyś pisałam o anemii w kontekście wpływu na sen dzieci (KLIK!), a tym razem w wywiadzie z dietetykiem poruszam związek niedoboru żelaza z rozszerzaniem diety.

Moją rozmówczynią jest Zuzanna Wędołowska – autorka bloga SzpinakRobiBleee.pl, dietetyk, psycholog, mama głodnego (miłości, zabawy i jedzenia) Szpinakożercy. Fascynuje ją żywienie dzieci. Prowadzi konsultacje psychodietetyczne online oraz stacjonarnie w gabinecie w Warszawie. Współpracuje z Akademią Pawła Zawitkowskiego. Jest autorką kursów online i – wraz ze mną – współautorką kursu online „Jak łagodnie zakończyć karmienie piersią?” (KLIK!).

Magdalena Komsta: Czy istnieje jakaś grupa dzieci, które są bardziej narażone na wystąpienie anemii z niedoboru żelaza?

Zuzanna Wędołowska: Niedobór żelaza jest najczęściej występującym niedoborem żywieniowym na świecie. I to zarówno w krajach rozwijających, gdzie występują przypadki niedożywienia, jak i w krajach zachodnich. Zatem każdy rodzic gdzieś tam z tyłu głowy powinien mieć takie: “Ok, to się może wydarzyć też u nas”. Ale jest pewna grupa dzieci, u których musimy być szczególnie ostrożni. Są to przede wszystkim wcześniaki, które powinny mieć suplementowane żelazo od momentu urodzenia. Dlatego, że nawet 80% zapasów żelaza, z którymi rodzi się dziecko, jest gromadzone w jego organizmie w trzecim trymestrze ciąży. Jeżeli więc dziecko rodzi się przedwcześnie, to siłą rzeczy ma mniej zapasów żelaza. Podobnie dzieci z niską masą urodzeniową. Ale też dzieci, u których bardzo szybko została przecięta pępowina – czyli zanim skończyła tętnić. Między innymi dlatego, że pobierano przy porodzie krew pępowinową. Jeśli przecinamy pępowinę zanim skończy tętnić, uniemożliwiamy spłynięcie całej krwi, a z nim transferu żelaza, z łożyska do dziecka. U nas na przykład tak było.

MK: Często pada w tym momencie pytanie: Co to znaczy szybko odcięta pępowina? Za późne odpępnienie uznaje się odcięcie pępowiny po 2-3 minutach. Większość świadomych położnych czeka, aż pępowina przestanie tętnić i przy większości fizjologicznych porodów bez pobierania krwi pępowinowej odcięcie następuje w odpowiednim czasie.

ZW: Kiedy zagrożone jest życie matki lub dziecka to oczywiście czas odpępnienia nie jest priorytetem.

Kolejna grupa ryzyka to dzieci matek, które miały anemię lub cukrzycę w ciąży.

A ostatnim elementem, którym sieje największe ziarno niepewności to jest to, że większość towarzystw naukowych wymienia wyłączne karmienie piersią po 6. miesiącu życia jako czynnik ryzyka rozwoju anemii. Ale podkreślę jeszcze raz – wyłączne karmienie piersią, ale po skończonym 6. miesiącu życia, czyli moment, gdy opóźniamy rozszerzanie diety dziecka.

MK: Zależy nam na tym, żeby dzieci w okolicach 6 miesiąca życia zaczęły dostawać stałe pokarmy między innymi ze względu na żelazo. U dziecka urodzonego w terminie, z prawidłową masą urodzeniową zapasy żelaza wystarczają mniej więcej na pierwsze 6 miesięcy życia. A później zaczynamy rozszerzać dietę. Wprowadzamy produkty, które są bogate w żelazo i do anemii nie dochodzi.

ZW: Mleko w pierwszym roku życia to jest podstawa, nadal bardzo ważny pokarm i nie chodzi o to, że my musimy na siłę wciskać dziecku trzy posiłki dziennie od dnia, kiedy ono kończy 6 miesięcy. Ale powinniśmy zacząć dosyć intensywnie proponować. I w momencie kiedy widzimy, że to rozszerzanie diety nam nie postępuje w ciągu dwóch trzech miesięcy, można się zastanowić na przykład nad wykonaniem badań lub sprawdzeniem, czy dziecko nie ma jakichś trudności w rozszerzaniu diety. Mleko mamy zawiera żelazo.  Jest go tam niewiele, ale z powodu dodatkowych substancji zawartych w pokarmie kobiecym, żelazo z mleka mamy jest siedmiokrotnie lepiej wchłanialne niż żelazo z mleka modyfikowanego czy krowiego. Generalnie mleko mamy jest dobrym źródłem żelaza, tyle że po 6. miesiącu życia dzieci mają po prostu bardzo duże zapotrzebowanie na żelazo, a kończą się jego zapasy z okresu ciąży.

Producenci mleka modyfikowanego wiedzą, że dziecko w drugim półroczu życia ma większe zapotrzebowanie na żelazo i po prostu dodają więcej żelaza do mieszanki. Ale do mleka matki nie da się dorzucić żelaza. Suplementacja żelaza u matki nie zwiększa ilości żelaza w mleku kobiecym.

Zbyt wczesne wprowadzenie dużych ilości mleka krowiego,  zastępowanie mleka matki czy mleka modyfikowanego mlekiem krowim to są czynniki ryzyka rozwoju anemii z niedoboru żelaza. Mleko krowie ma niedużo żelaza, natomiast ma dużo wapnia. A wapń wiąże żelazo w naszym układzie pokarmowym i utrudnia jego wchłanianie. Przetwory mleczne można wprowadzać już w 2 półroczu życia. Natomiast mleko krowie do picia w dużych ilościach podajemy najwcześniej po pierwszym roku życia i maksymalnie 500 ml dziennie.

MK: Jakie – z Twojej dietetycznej działki – są objawy anemii z niedoboru żelaza?

ZW: Jeśli rozszerzamy już dietę to niepokoi nas sytuacja, w której niemowlę lub dziecko chwilę po roczku jadło już sporo posiłków stałych i nagle nie ma ochoty w ogóle próbować, je mikroskopijne ilości, przerzuca się znów na dietę mleczną. I to nie trwa kilka dni. Utrata apetytu na posiłki stałe jest już od 2, 3 czy nawet 4 tygodni. Dzieci do około półtora roku życia mają zapisane w rozwoju raczej to, że powinny chcieć jeść, a jedzenie powinno je interesować. Chyba że nie potrafią jeść albo pojawiła się anemia. Dzieci z anemią rosną i rozwijają się prawidłowo, to nie wzbudza naszych wątpliwości. Jednak tracą ochotę na próbowanie pokarmów stałych, preferują mleko.

MK: Ja ze swojej działki powiem, że jeśli pracuję z dziećmi z trudnościami ze snem, to zdarza mi się prosić rodziców o przedyskutowanie z pediatrą tematu badania w kierunku anemii z niedoboru żelaza. U niemowląt i małych dzieci czasami trudności w obszarze ze snem są spowodowane anemią z niedoboru żelaza. Negatywnie wpływa ona na wzorzec snu (więcej na ten temat przeczytasz TUTAJ).

Jak się diagnozuje anemię z niedoboru żelaza? Bo temat jest owiany wieloma mitami.

ZW: Tak. Niestety, bardzo często zdarzają się dzieci, które mają zdiagnozowaną anemię na podstawie poziomu żelaza we krwi. A ten wskaźnik jest totalnie nieprzydatny – i jasno mówią o tym europejskie zalecenia – ponieważ zależy od tego, co jedliśmy, od pory dnia i innych czynników. Złotym standardem u małych dzieci, jest diagnoza na podstawie wyników morfologii (hemoglobiny) oraz zbadanie poziomu ferrytyny. To jest taki wskaźnik, który mówi o poziomie wysycenia organizmu żelazem. Dobrze jest również jednocześnie zbadać poziom białka CRP, bo jego podwyższony poziom może fałszować wyniki ferrytyny. Żeby stwierdzić anemię musimy mieć badania krwi. Nie ma żadnego innego sposobu. Nie oceniamy tego tylko na podstawie bladości skóry, braku apetytu, trudności ze snem. To nie jest diagnoza. To jest jakieś podejrzenie, które musimy sprawdzić poprzez badanie krwi po prostu.

MK: Warto też pamiętać, że specjalistą chorób krwi jest hematolog. I jeśli diagnoza lub leczenie przysparza pediatrze czy lekarzowi rodzinnemu trudności, może nas prosić o konsultację hematologiczną.

Kiedy wdraża się suplementację, a kiedy możemy jeszcze pozostać przy wsparciu dietetycznym?

ZW: W momencie stwierdzenia anemii z niedoboru żelaza lub niedoborów żelaza u niemowląt i małych dzieci konieczna jest suplementacja. Żelazo może występować jako lek lub jako suplement diety. Bez względu na formę, nigdy nie podajemy go na własną rękę bez konsultacji lekarskiej i badań! Odpowiednia dieta może wspierać leczenie, ale nie zastępuje go. Jeśli dziecko ma przez anemię mniejszy apetyt na posiłki stałe, to nie zjada odpowiednio dużo posiłków bogatych w żelazo. Anemia będzie się pogłębiała.

MK: Jakie produkty są bogate w żelazo?

ZW: Żelazo występuje w dwóch formach: hemowej i niehemowej. Żelazo hemowe jest tylko w produktach zwierzęcych – mięso, podroby – i wchłania się znacznie lepiej. Wchłanialność żelaza niehemowego jest co najmniej kilkukrotnie niższa od żelaza hemowego. Znajduje się ono w wielu produktach roślinnych. Na czele listy są strączki (jak ciecierzyca, fasola, soczewica), orzechy (numerem jeden są nerkowce), pestki (np. pestki dyni), zboża (amarantus, quinoa, kasza pęczak, kasza jaglana), suszone owoce.

MK: Z czym leków lub produktów bogatych w żelazo nie łączyć?

ZW: Jeśli chcemy, żeby żelazo wchłonęło się, nie powinniśmy go łączyć z produktami bogatymi w wapń, na przykład z nabiałem. Jeżeli masz zupę – nie zabielaj jej śmietaną. Jeżeli masz puree ziemniaczano-selerowe, to nie dodawaj do niego mleka. Jeżeli masz na śniadanie owsiankę, to ugotuj ją na przykład na mleku roślinnym niewzbogaconym w wapń. Drugi element to polifenole, w tym teina – w herbacie, kawie, również chodzi o kawę zbożową. Polifenole zaburzają wchłanianie żelaza. Mamy jeszcze tutaj problem z kwasem fitynowym. To składnik, który znajdziemy w orzechach, nasionach, pestkach, zbożach i kaszach. Najlepiej więc moczyć kaszę, strączki czy orzechy. W ten prosty sposób ograniczamy ilość kwasu fitynowego w diecie.

MK: Co pomaga wchłaniać żelazo?

ZW: Przede wszystkim witamina C. Ma to znaczenie zwłaszcza w przypadku żelaza niehemowego, czyli ze źródeł roślinnych. Czyli na przykład robimy owsiankę nie z bananem, a z kiwi. Do kotletów z ciecierzycy podajmy paprykę czerwoną albo kapustę. Drugi element to tak zwany czynnik mięsny. Żelazo hemowe zwiększa wchłanialność żelaza niehemowego. Czyli dobrze jest łączyć mięso z dobrymi źródłami roślinnymi żelaza. Mówi się też o tak zwanych żelaznych naczyniach – żelazo może przenikać na przykład z patelni, która jest wykonana z żelaza. Mówi się też o wpływie witaminy A na wchłanianie żelaza. Pewnie warto więc pamiętać o marchewce czy batacie.

MK: Bardzo Ci dziękuję za rozmowę!


Dla rodziców dzieci z anemią z niedoboru żelaza – Febook, czyli ebook autorstwa Zuzanny Wędołowskiej z dawką wiedzy o żelazie i 46 autorskimi przepisami, w tym wegetariańskimi i wegańskimi (których współautorką jest Asja Michnicka (MamaNaRoślinach.pl)  KLIK KLIK!