Psychiatra dla mamy karmiącej piersią

Psychiatra dla mamy karmiącej piersią

Niedawno na blogu pojawiła się lista lekarzy wykonujących USG piersi mamom karmiącym. Czytelniczki prosiły także o przygotowanie podobnego zestawienia zawierającego lekarzy psychiatrów, którzy podejmują się leczenia farmakologicznego kobiet w laktacji.

Bo, karmiąc piersią, można przyjmować wiele leków antydepresyjnych, przeciwlękowych i innych! Potrzeba znaleźć tylko psychiatrę, który wie, jakie substancje czynne są kompatybilne z karmieniem naturalnym.

Dlatego dzięki wsparciu kilkuset kobiet z całej Polski stworzyłam listę psychiatrów przyjaznych karmieniu piersiom. Spis został posegregowany według województw, ale pamiętaj, że wielu specjalistów przyjmuje także online. Mam nadzieję, że dzięki temu znajdziesz lekarza niedaleko siebie lub umówisz się na telewizytę.

LISTA PSYCHIATRÓW PRZYJAZNYCH KARMIENIU PIERSIĄ

Trzymam kciuki za Twoje zdrowie!

Lampa antydepresyjna – dla kogo i jaka?

Lampa antydepresyjna – dla kogo i jaka?

Wpis zawiera linki afiliacyjne – jeśli z nich skorzystasz, kupując lampę, nie zapłacisz więcej, a właściciel sklepu podzieli się ze mną drobną częścią swojego zysku. Będzie to dla mnie również znak, że ufasz moim rekomendacjom.

Od 2022 roku jestem dumną posiadaczką lampy do fototerapii i jako ekspertka od snu oraz aktywna użytkowniczka w jednym przygotowałam najważniejsze informacje dotyczące terapii światłem – w depresji, bezsenności i innych zaburzeniach.

Jak działa lampa antydepresyjna?

Lampa do fototerapii emituje światło niebieskie o dużej intensywności (bardzo silne). W naturze głównym źródłem silnego światła niebieskiego jest słońce.

Światło niebieskie reguluje rytm 24-godzinny. W pewnym uproszczeniu: obecność światła niebieskiego podpowiada mózgowi, kiedy jest dzień (a jego nieobecność wskazuje, że jest noc – i czas na sen). Światło niebieskie podnosi czujność i dodaje energii.

Ekspozycja oczu na światło niebieskie zwiększa ilość dostępnej w mózgu serotoniny (neuroprzekaźnika potocznie nazywanego „hormonem szczęścia”). Wyższe stężenie serotoniny w pewnych częściach mózgu zmniejsza objawy depresyjne.

W miesiącach jesiennych i zimowych ilość silnego niebieskiego światła docierającego do oczu (a przez to do mózgu) jest niższa. Przekłada się to na częstotliwość występowania zaburzeń rytmu dobowego oraz nasilenie objawów depresyjnych u niektórych osób.

Mniej światła słonecznego -> zaburzony (opóźniony) rytm dobowy i / lub mniej dostępnej w mózgu serotoniny (= objawy depresyjne)

Lampa antydepresyjna do fototerapii – dla kogo [2]?

Dotychczas udowodniono skuteczność działania lamp do fototerapii wśród następujących grup:

  1. osoby z SAD, czyli chorujące na sezonowe zaburzenia afektywne (popularnie nazywane depresją sezonową lub depresją jesienno-zimową). Główne objawy SAD to występowanie jesienią i zimą:
    • spadku nastroju;
    • zwiększonego apetytu, zwłaszcza na pokarmy wysokowęglowodanowe (często z przybieraniem na masie);
    • spadku koncentracji i energii;
    • problemów z zasypianiem i bezsenności.
  2. osoby z zaburzeniami depresyjnymi [3];
  3. matki chorujące na depresję poporodową [4, 5];
  4. osoby z bezsennością;
  5. dorośli z ADHD;
  6. ludzie z pewnymi zaburzeniami rytmu okołodobowego (choć w tych przypadkach zasady naświetlania mogą być inne niż przy zaburzeniach depresyjnych lub bezsenności [6]):
    1.  jetlag (zaburzenie związane z nagłą zmianą stref czasowych – po locie);
    2. delayed phase sleep disorder (~ tzw. ekstremalne nocne marki);
    3. zaburzenie rytmu związane z pracą zmianową.

Kto NIE powinien korzystać z lampy antydepresyjnej?

Wśród przeciwwskazań do fototerapii wymienia się [7]:

  • choroby siatkówki;
  • przyjmowanie leków fotouczulających;
  • należy zachować ostrożność u osób z chorobą afektywną dwubiegunową (ekspozycja na silne światło może przyspieszyć epizod hipomanii / manii) – przed rozpoczęciem fototerapii konieczne jest przedyskutowanie tej metody z lekarzem psychiatrą.

Ogólnie jednak terapia światłem jest uznawana za bezpieczną [8], także dla kobiet w ciąży i karmiących piersią. Korzystanie z niej nie wpływa także negatywnie na zdrowie oczu [9].

Jeśli przyjmujesz na co dzień leki lub używasz produktu kosmetycznego uwrażliwiającego skórę na promienie UV lub złuszczającego naskórek (retinoidy, kwasy AHA etc.) albo jesteś osobą z tendencją do powstawania przebarwień, melazmą (ostudą ciążową), możesz na kwadrans przed włączeniem lampy nałożyć na twarz krem z filtrem UV, jeśli Twoja lampa nie ma takiego filtru (zdecydowana większość dostępnych aktualnie na rynku lamp go posiada).

Czy lampa antydepresyjna działa?

Skuteczność terapii światłem udowodniono w wielu badaniach, zwłaszcza dotyczących sezonowych zaburzeń afektywnych (depresja sezonowa) oraz niesezonowej, klasycznej depresji. Stosowanie lamp do fototerapii zmniejsza nasilenie objawów depresyjnych nawet u 50-70% pacjentów [10].

Zakłada się, że pierwsze pozytywne efekty w kontekście poprawy nastroju i snu, zwiększenia energii i uregulowania apetytu powinny się pojawić już w ciągu 7 dni od rozpoczęcia terapii. Jeśli w pierwszych trzech tygodniach stosowania lampy nasilenie objawów nie zmieni się, to oznacza, że ta forma terapii prawdopodobnie nie będzie skuteczna w leczeniu danej osoby.

Lampy antydepresyjne – jak używać?

Zasady fototerapii w leczeniu depresji oraz bezsenności [7]:

  • Aby stosowanie lampy antydepresyjnej dawało rezultaty, potrzebujesz odpowiedniej dawki naświetlania – czyli 5000 lux przez 1 godzinę dziennie:
    • Jeśli kupisz lampę o mocy 10 000 lux wystarczy używać jej przez 30 minut dziennie.
    • Jeśli zdecydujesz się na tańszą lampę o mniejszej mocy 2500 lux, należy spędzić przed nią 2 godziny dziennie.

10000 lux = 30 minut

5000 lux = 60 minut

2500 lux = 120 minut

  • Nie należy naświetlać się dłużej niż zalecane, ponieważ przy dłuższym kontakcie z silnym światłem niebieskim może pojawić się nadmierne pobudzenie, ból głowy i oczu, nudności i bezsenność.
  • Lampy należy używać rano – najlepiej włączyć ją od razu po obudzeniu się. Jeśli rano masz duże trudności z wstawaniem, można podpiąć lampę do włącznika czasowego (gniazdko z programatorem czasowym), żeby włączyła się na 15-30 minut przed budzikiem. Wówczas światło już będzie docierać do Twoich oczu (a przez to do mózgu) przez zamknięte powieki i będzie Ci łatwiej się obudzić.
  • Nie należy bez wyraźnego zalecenia lekarza stosować lamp antydepresyjnych w południe, po południu ani wieczorem – łatwo wtedy o problemy z zasypianiem wieczorem.
  • Należy ustawić lampę w odległości podanej przez jej producenta. Jeśli lampa będzie stała za daleko, to ilość światła (liczba luxów) docierającego do oka będzie mniejsza, a więc i jej skuteczność będzie niższa.
  • Nie trzeba patrzeć wprost na lampę – należy ją ustawić lub powiesić zgodnie z instrukcją, włączyć i wziąć się za jedzenie śniadania, pracę, pisanie, czytanie etc.
  • Należy mieć otwarte oczy, nie zakładać okularów przeciwsłonecznych, z barwionymi szkłami ani z filtrami światła niebieskiego.

Jaką lampę antydepresyjną kupić?

Duża lampa emituje większy ekran świetlny, łatwiej więc dzięki niej uzyskać odpowiednią (skuteczną) liczbę luxów. Z drugiej strony niewielkie urządzenia łatwiej zabierać ze sobą w podróż.

Lampa musi posiadać filtr UV chroniący przed szkodliwym dla oczu i skóry promieniowaniem.

Lampy antydepresyjne warte uwagi:

Fotovita FV-10 L (duża) – lampa, którą kupiłam. Bardzo duża (zajmuje niemal cały stolik nocny), ale niezwykle silna – 10 000 luxów w odległości 50 cm od lampy (wystarczy 30 minut naświetlania). Solidne wykonanie, długi kabel zasilania, polska produkcja z gwarancją na 5 lat. POLECAM! Cena ok. 900 zł. Kupisz TUTAJ.

Fotovita FV-10 M (średnia) – wyższa, ale węższa niż wersja “duża”. O połowę słabsza intensywność światła (5000 luxów w odległości 50 cm od lampy); ale dzięki temu nieco tańsza. Kupisz TUTAJ.

Beurer TL41 – najtańsza opcja w kategorii 10 000 luxów (nawet ok. 300 zł), ALE lampa musi stać w odległości 20 cm od twarzy, żeby to było faktycznie to natężenie światła (gdy lampa będzie dalej, natężenie będzie niższe). Gwarancja 3 lata.

Beurer TL50 – 10 000 luxów w odległości 15 cm od twarzy; gwarancja 3 lata.

Innolux Valovoima – lampa biurkowa, którą można używać do fototerapii, ale także, przy zmniejszeniu natężenia światła, jako zwykłą lampkę do pracy; niestety – droga! (ok. 1500 zł). 10 000 luxów przy 43 cm od twarzy.

Żywotność świetlówek liczona jest w dziesiątkach tysięcy godzin (np moja Fotovita deklaruje trwałość świetlówek 10 000 godzin, czyli ok. 48 lat przy używaniu 30 minut dziennie codziennie – a gdyby używać jej tylko w sezonie jesień-zima, to niemal 100 lat). Producenci dają gwarancję na lampy najczęściej na 3-5 lat, więc koszt fototerapii w przypadku wybranej przeze mnie lampy to maksymalnie 180 zł za sezon (+ prąd).

Skuteczność innych przedmiotów emitujących światło niebieskie, takich jak okulary, żarówki etc., nie zostało potwierdzone w badaniach tak, jak skuteczność lamp.


Zapisz się na mój newsletter i odbierz e-booka - 50 stron artykułów o rozwoju małych dzieci!

Jak zarządzać energią, czyli o teorii łyżek

Jak zarządzać energią, czyli o teorii łyżek

W 2003 roku Christine Miserandino opisała w eseju sposób, w jaki tłumaczy innym osobom ograniczenia związane ze swoją chorobą autoimmunologiczną (toczniem). Metafora Christine nazwana „Teorią Łyżek”. Dzięki swojej trafności bywa teraz używana przez wiele osób nie tylko chorujących przewlekle somatycznie, ale także przez osoby z doświadczeniem zaburzenia zdrowia psychicznego (np. w epizodzie depresji), ludzi nieneurotypowych (w spektrum autyzmu, z ADHD), a także np. świeżo upieczonych rodziców, mamy dzieci z niepełnosprawnością czy osoby doświadczające marginalizacji albo wykluczenia społecznego.

Codziennie budzisz się z określoną liczbą łyżek energii mentalnej i fizycznej, które masz do wykorzystania przez cały dzień. Niektórzy z nas ze względu na swój stan zdrowia lub sytuację, w której się znajdują, mają już na starcie mniej łyżek niż inne osoby. Niektórzy zużywają więcej energii na czynności, które innym przychodzą z łatwością (bo np. mają zaburzenia koncentracji uwagi i łatwo się rozpraszają). Jeśli konkretnego dnia się nie wyspałaś, jesteś przeziębiona, boli Cię ząb, masz okres itd., już na starcie masz mniej łyżek niż poprzedniego dnia.

Każda aktywność, którą wykonujesz, zużywa jedną lub więcej łyżek. Także aktywności, które wydają się przyjemne lub proste – jak wykąpanie się, zrobienie zakupów, napisanie maila, umycie głowy córce, umówienie wizyty lekarskiej przez telefon czy spotkanie się na kawie ze znajomym. Pamiętaj więc, że pod hasłem „obiad” najczęściej kryje się nie jedna, a trzy łyżki energii (zrobienie zakupów, gotowanie i jedzenie obiadu – a nie biorę nawet pod uwagę zmywania). Zamówienie posiłku z dostawą do domu oszczędza Ci więc co najmniej jedną łyżkę.

Dodatkowych łyżek nie możesz dokupić – możesz je albo pożyczyć z kolejnego dnia (ale wtedy zaczynasz go z bardzo małą ilością energii, a nawet możesz się rozchorować z przemęczenia) albo możesz odpocząć w ciągu dnia, aby naładować energią przynajmniej część łyżek, które już opróżniłaś od rana. Dlatego jeśli chorujesz fizycznie, psychicznie, jesteś w sytuacji nowej, kryzysowej lub jesteś osobą nieneurotypową, dbanie o odpoczynek i sen jest warunkiem koniecznym, żeby inne sprawy mogły się w Twoim życiu toczyć i żebyś mogła zdrowieć/zachowywać dobre samopoczucie. Problemy ze snem utrudniają nocne ładowanie łyżek świeżą energią, dlatego ważne jest ich diagnozowanie i leczenie – opowiadam o tym w podcaście dostępnym w Klubie!

Jeśli ze względu na Twój stan zdrowia/sytuację na „dzień dobry” masz już mało łyżek, kluczowe staje się zarówno bardzo rozsądne gospodarowanie łyżkami, jak i planowanie regeneracji w ciągu dnia, by uzupełnić zasoby.

Długofalowo istotne jest też unikanie sytuacji, które zmniejszają Ci już na starcie liczbę dostępnych łyżek (np. niewyspania, ale także porównywania się do nierealistycznych obrazów z Instagrama od rana), a także diagnoza/leczenie trudności zdrowotnych zmniejszających ilość energii oraz szukanie wsparcia w otoczeniu.

Być może kiedyś miałaś znacznie więcej łyżek niż teraz i nawet nie myślałaś o tym, że golenie nóg, zamiatanie podłogi czy odebranie telefonu od rodziców może być traktowane jako wydatek energetyczny. Liczba łyżek, którymi dysponujemy, może się zmieniać w naszym życiu. Być może ograniczona ilość energii, którą teraz masz, jest chwilowa i minie, być może sensowne będzie nauczyć się, jak zarządzać sobą i swoim dniem z tym, co masz. Nie obwiniaj się o to – bądź dla siebie czuła, ucz się samowspółczucia i szukaj wsparcia oraz pomocy, także medycznej.

Jedną z rzeczy, które zużywają sporo codziennej energii, jest podejmowanie decyzji. Każda decyzja, która wymaga naszego świadomego namysłu, wyczerpuje zapasy. I nie chodzi tylko o ważne życiowe decyzje (bo takich zwykle nie podejmuje się na co dzień), ale o każdy drobiazg, któremu musimy poświęcić uwagę, nawet wybór ubrania, herbaty na śniadanie czy pierwszego zadania do zrobienia w pracy.

Ponieważ liczba łyżek energii jest ograniczona, to liczba podejmowanych dziennie decyzji również. Po wyczerpaniu Twoich zasobów pojawia się tzw. zmęczenie decyzyjne, objawiające się marazmem („jest mi totalnie wszystko jedno”) lub przeciwnie – złością. Zaczynasz się irytować lub nawet krzyczeć na swojego partnera_kę, który w dobrej woli pyta, jaką herbatę Ci zrobić. Wściekasz się, że dziecko nie chce samo wyjść z kąpieli, a jednocześnie nie możesz się zdecydować, czy ma tam siedzieć jeszcze pół godziny i dać Ci spokój, czy spróbować położyć je wcześniej, żeby dało Ci spokój. Kiedy już zaśnie, siedzisz jak zombie z telefonem w ręku, nie mogąc podjąć decyzji, czy odpuścić i zanurzyć się z przyjemnością w serial czy się pouczyć, czy posprzątać…

Dlatego zatrzymanie się nad kwestią decyzji jest szczególnie ważne dla osób, które czują, że mają mniej łyżek energii niż przeciętny człowiek. I dlatego ja osobiście codziennie jem na śniadanie to samo.

Z setek podejmowanych przez Ciebie każdego dnia decyzji tylko część ma realne znaczenie dla zdrowia, życia i rozwoju Twojego i Twojej rodziny. Niestety, wiele wyborów i czynności, przed którymi na co dzień stajemy, jest (przepraszam za określenie nieprzystające psycholożce, ale trafne) pierdołami. Gdy masz mało łyżek, nie warto ich zużywać na pierdoły.

Jedzenie codziennie identycznego śniadania z punktu widzenia dietetyków nie jest najmądrzejszym rozwiązaniem. Zdaję sobie sprawę, że dieta powinna być różnorodna. Wiem, że niektórym jedzenie każdego poranka tych samych produktów szybko by się znudziło. Ale zachęcam, żebyś się na chwilę zatrzymała, zanim odrzucisz taką możliwość. Może Tobie też oszczędzi łyżkę?

Jeśli chcesz, by wystarczyło Ci energii do końca dnia, zacznij myśleć o niej jak o skończonym zasobie. Jak o pieniądzach – jeśli wydasz je rano na głupoty, to wieczorem będziesz już spłukana i zabraknie Ci na rzeczy ważne. Zwłaszcza, gdy to będzie jeden z tych dni, w trakcie których nie możesz zarobić nowej forsy. Oszczędzaj więc na istotne dla Ciebie rzeczy!

Jak zapobiegać zmęczeniu decyzyjnemu w praktyce?

  • Zastanów się, czy są codziennie powtarzalne czynności, które możesz zautomatyzować. Czy są decyzje, które możesz po prostu przestać w świadomy sposób podejmować? Czy są sprawy, które możesz odpuścić? Możesz tak jak ja jeść od kilku lat codziennie na śniadanie to samo (mleko z płatkami bez cukru, liofilizowanymi owocami i siekanymi orzechami oraz jedna konkretna biała herbata). Jedna decyzja dziennie mniej. Możesz jak szef Facebooka tak znacząco uprościć swoją garderobę, by nawet zakładając na siebie ubrania z zamkniętymi oczami, wszystko do siebie pasowało…
  • … albo przygotuj ubrania w lepszych momentach. Gdy masz nieco więcej energii, zaplanuj działania na kolejne dni. Zaplanuj i zapisz jadłospis na cały tydzień. Ugotuj na kilka dni do przodu. Wypisz zadania do zrobienia na kolejny dzień i ustal, w jakiej kolejności je wykonasz itd.
  • Ogranicz liczbę wyborów. To nieintuicyjne, ale wiemy z badań dotyczących biznesu, że zbyt duży wybór sprawia, że ogarnia nas paraliż decyzyjny. Gdy możliwych opcji jest zbyt dużo, często przytłacza nas to i niejednokrotnie sprawia, że całkowicie rezygnujemy z podejmowania decyzji. Znasz tę sytuację, kiedy otwierasz lodówkę pełną jedzenia i wielość opcji sprawia, że zamykasz ją z hasłem „nie mam co jeść”? Ustal więc sama ze sobą, że kupujesz rzeczy tylko w 3 bazowych kolorach i tylko z bawełny, wełny i wiskozy. Zredukuj liczbę t-shirtów w szafie. Puszek z muesli w szafce. Kubków na kawę. Zabawek w polu widzenia dziecka. Umów się sama ze sobą, które palety cieni i szminki lubisz najbardziej, zostaw na wierzchu dwie, resztę schowaj poza widokiem.
  • Deleguj. Oddaj podejmowanie wszystkich decyzji, których Ty nie musisz podejmować, innym osobom. Pozwól, by dziecko zdecydowało co zje (to zakłada pochowanie poza jego dostępem lub niekupowanie rzeczy, których nie chcemy, żeby jadło, ale my chcemy jeść ;)), na czym zje, co wypije. W co się ubierze i jakie spinki wepnie we włosy. Może się okazać, że oddanie kontroli nad wieloma aspektami życia, które do tej pory kontrolowałaś, jest dla Ciebie źródłem napięcia. Możesz oddawać te decyzje pomalutku, po jednej i patrzeć, jak Ci z tym (i czy odzyskujesz powoli energię). 
Karmienie piersią a USG piersi + lista lekarzy

Karmienie piersią a USG piersi + lista lekarzy

W trakcie laktacji można – a w niektórych przypadkach nawet TRZEBA – wykonywać USG piersi. Nie zastępuje ono comiesięcznego samobadania (instruktaż TUTAJ), a jest jego uzupełnieniem.

Polskie Towarzystwo Ultrasonograficzne rekomenduje, aby kobiety, które skończyły 30 lat, poddawały się profilaktycznemu badaniu USG piersi co 12 miesięcy w związku ze wzrastającą zachorowalnością na raka piersi [1]. Można oczywiście wykonywać to badania także wcześniej, już po 20 urodzinach.

Karmienie piersią nie stanowi przeciwwskazania do badania USG – jest to badanie bezpieczne w trakcie laktacji [2], choć ocena wyniku badania u matki karmiącej może być nieco trudniejsza niż poza okresem laktacji. Nie oznacza to jednak, że powinnaś dać sobie spokój z USG piersi i wrócić do tematu, gdy skończysz karmić! A jeśli Twoja droga mleczna będzie trwała np. dwa lata? Czy warto nie badać się aż tak długo i ryzykować? No właśnie. Karmienie piersią zmniejsza ryzyko niektórych nowotworów piersi [3], ale to NIE oznacza, że całkowicie je eliminuje. Profilaktyczne badania są naprawdę bardzo ważne!

Dlatego wraz z moimi Czytelniczkami (którym bardzo dziękuję za pomoc!) przygotowałam dla Ciebie listę lekarzy, którzy bez mrugnięcia okiem wykonują USG piersi mamom karmiącym i mają wystarczająco dużo doświadczenia, by je właściwie interpretować. Została posegregowana województwami – mam nadzieję, że znajdziesz odpowiedniego specjalistę niedaleko siebie.

LISTA LEKARZY WYKONUJĄCYCH USG PIERSI MAMOM KARMIĄCYM PIERSIĄ

Umów się TERAZ, nie odkładaj!

Dlaczego żadna z diet, które stosowałaś, nie zmieniła Twojego życia?

Dlaczego żadna z diet, które stosowałaś, nie zmieniła Twojego życia?

 

Poniższy wpis powstał na podstawie mojej rozmowy z Magdaleną Hajkiewicz-Mielniczuk – dietetyczką i psychodietetyczką, a od października 2022 także ekspertką mojego Klubu Parentflix.pl!

 

 

Trudno oprzeć się wrażeniu, że wszyscy wokół Ciebie są na diecie. Marek przeszedł na keto, Gosia je wyłącznie warzywa według postu pewnej doktor, a Justyna wiecznie się odchudza. W końcu sama ulegasz modzie i postanawiasz spróbować, ale… jesteś zawiedziona efektem. Często dieta okazuje się zbyt restrykcyjna, a Ty wieczorami kończysz z ręką w chipsach Nie dość, że dopada Cię poczucie winy, to jeszcze nie możesz przestać myśleć o zakazanych produktach. W efekcie Twoja relacja z jedzeniem tylko się psuje. Znasz to? Dlaczego tak się dzieje? Co robisz nie tak?

 

 

Problem niedopasowanych dżinsów

Wyobraź sobie, że idziesz do sklepu po dżinsy. Manekin z wystawy jest ubrany w najmodniejsze w tym sezonie spodnie z szerokimi nogawkami. Podobają Ci się. Postanawiasz je przymierzyć, ale okazuje się, że ani się sobie w nich nie podobasz, ani nie jest Ci w nich wygodnie. Po kilku czy kilkunastu próbach wyłaniasz fason, który naprawdę Ci odpowiada. Jest zupełnie inny niż ten na manekinie, ale wiesz, że to dobry wybór.

Czy z taką samą uważnością przyglądasz się swoim potrzebom żywieniowym? A może zmuszasz się do diet, które kompletnie do Ciebie nie pasują, ale są modne? Czy po takich próbach zaczynasz myśleć, że to z Tobą jest coś nie tak?

Bardzo często poświęcamy więcej czasu i uwagi na dopasowanie dżinsów niż odpowiedniego dla siebie sposobu odżywiania się. A ma to przecież znacznie większy wpływ na Twoje zdrowie i życie niż kolejna para spodni.

 

 

Jedzenie dopasowane do Twoich potrzeb

Zanim zaczniesz zmieniać swój sposób żywienia, zadaj sobie kilka podstawowych pytań: 

  • Co lubisz jeść? 
  • Po czym się dobrze czujesz? 
  • Przy jakiej liczbie posiłków dziennie najlepiej funkcjonujesz? 
  • O jakiej porze lubisz jeść śniadanie czy kolację?
  • Rano wolisz posiłki na słodko czy może na słono?

Pamiętaj, że nieznany autor artykułu „Niesamowite! Ten jeden składnik sprawi, że schudniesz 30 kg w tydzień!” (pomijając jego wątpliwy autorytet) nie wie absolutnie nic o Twoich indywidualnych potrzebach i preferencjach. Nie zna ich też dietetyczny guru z Instagrama, którego standardy są tak wygórowane, że złamiesz się maksymalnie po dwóch dniach prób spełniania jego zaleceń. A powiedzmy sobie szczerze: dieta, której nienawidzisz, nie stanie się Twoim nowym sposobem odżywiania na całe życie.

 

Psychodietetyka – z czym to się je?

Poznanie własnych potrzeb naprowadza nas na kolejny trop: szukanie przyczyn szkodliwych dla Ciebie nawyków. Dlaczego podjadasz? Skąd ta czekolada i chipsy wieczorami? Może próbujesz nagrodzić się za ciężki dzień? Może jest Ci smutno, a jedzenie jest jedynym znanym Ci z domu rodzinnego sposobem na pocieszenie? Może piłaś sporo kofeiny, która hamuje apetyt, więc ciało wieczorem upomina się o zaległe kalorie? A może nie miałaś czasu na zbilansowany posiłek i najzwyczajniej w świecie zgłodniałaś? Zamiast skupiać się na objawach, bezrefleksyjnie wprowadzając zakaz jedzenia słodyczy do końca życia, zastanów się, skąd bierze się dane zachowanie i pracuj nad nim. W tym właśnie może Ci pomóc praca z psychodietetykiem. 

W podejściu psychodietetycznym nie ma podziału na czas diety i czas bez diety (kiedy to wracasz do starych, niesłużacych Ci przyzwyczajeń). Zamiast tego stopniowo, dzień po dniu, tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu poprawiasz swoje nawyki żywieniowe – oczywiście w zgodzie z indywidualnymi potrzebami. A spadek masy ciała są tylko (albo aż!) skutkiem ubocznym tych przemian.

 

 

Psychodietetyczna ścieżka dla mam

Brzmi dobrze? Tylko jak się za to zabrać w praktyce? I jak znaleźć czas na odnajdywanie własnej żywieniowej drogi, gdy cały dzień biega się z wózkiem albo leży z karmionym non stop dzieckiem? Tu z pomocą przychodzi Parentflix i nowa ścieżka „Psychodietetyka dla mam – jak uwolnić się od diet i uporządkować swoją relację z jedzeniem?” autorstwa Magdaleny Hajkiewicz. Ekspertka poprowadzi Cię za rękę i pozwoli odkryć sposób żywienia, który jest optymalny dla Ciebie. Dzięki informacjom i praktycznym ćwiczeniom, dopasujesz zalecenia dotyczące zdrowego odżywiania do własnej sytuacji i odzyskasz dobrą relację z jedzeniem. Zaakceptujesz siebie i poczujesz wolność. Wreszcie uda Ci się lepiej odżywiać!

 

Parentletter – newsletter dla świadomych rodziców. Zapisz się na listę i otrzymuj pełne wsparcia treści.

Kto pyta, nie błądzi – o komunikacji w związku

Kto pyta, nie błądzi – o komunikacji w związku

O tym, że komunikacja w związku może przysporzyć sporo kłopotów, chyba nikt nie wątpi. Sprawy komplikują się, kiedy zostajemy rodzicami, a obowiązki rodzinne i zawodowe pochłaniają nas do tego stopnia, że trudno o chwilę spokojnej rozmowy. O energii na sławetne pielęgnowanie relacji nie wspominając. Często kością niezgody stają się wzorce rodzicielstwa wyniesione z domów rodzinnych. Nieświadomie powielamy schematy, które nam wydają się oczywistością, a naszych partnerów wprowadzają na orbitę. Co zrobić, aby mnożące się konflikty nie osłabiły związku? 

Rozmawiałam o tym z Karlą Orban – psychologiem, psychoterapeutką w trakcie szkolenia z podejścia systemowego, trenerką empatycznej komunikacji, certyfikowaną specjalistką perinatalnego zdrowia psychicznego (PMH-C) i ekspertką Parentflixa. W tym artykule chciałabym podzielić się z Tobą jednym ze sposobów, o których mówiła w czasie wspólnego live’a. 

Pokusa interpretacji

Anna niedawno wróciła po macierzyńskim do pełnoetatowej pracy. Jej partner powiedział przy kolacji: „Za mało cię w domu ostatnio”. Anna aż cała się zagotowała. „No tak, chce, żebym siedziała w domu i tylko zajmowała się dzieckiem. Skończyło się równouprawnienie. Uważa mnie za złą matkę” – pomyślała. Czy słusznie? No cóż, jej partner chciał tylko powiedzieć, że brakuje mu obecności Anny. Lubił pracować z domu, gdy była obok. 

Anna, jak wiele z nas, po prostu zinterpretowała wypowiedź partnera. Trochę jak w komentarzu pod postem w mediach społecznościowych. Ktoś coś napisał, inni to zinterpretowali, jak chcieli, i polała się fala hejtu. 

Pokusa interpretacji może być szczególnie silna w związkach, w których przecież mamy poczucie, że doskonale znamy drugą osobę. Zamiast tego, lepiej jednak po prostu dopytać, co partner_ka ma na myśli. I to właśnie zapomniane przez Internet i nasze coraz szybsze życie pytania są kluczem do sukcesu.

Emocje rosną? Zadaj pytanie!

Może się wydawać, że gdy emocje biorą górę, zadawanie pytań to zadanie ponad siły. Jeśli ich jednak nie zadajemy, bazując na własnej interpretacji i oskarżając wzajemnie, emocje stają się coraz bardziej intensywne. 

Choć wydaje się to bardzo trudne, dopytywanie potrafi zatrzymać spiralę konfliktu. Dać poczucie, że jesteśmy wysłuchani, przywrócić kontakt między stronami. Otwiera.

Tymczasem jeśli, jak podpowiada nam intuicja, pójdziemy od razu w ostre argumenty, możemy się spodziewać tylko kontrataku. W rezultacie każdy będzie mówił wyłącznie o sobie, emocje będą eskalować i trudno będzie dojść do jakiegokolwiek porozumienia.  

 

Niezgoda czy niezrozumienie?

Częste nieporozumienia mogą prowadzić do przekonania, że z partnerem_ką coraz mniej nas łączy. Tymczasem wielu rodzicom przyświecają podobne cele i wartości, a spór dotyczy odmiennego rozumienia czym jest „szczęśliwy człowiek” czy „szacunek do innych”. Pytając odkrywamy tę perspektywę.

Wyobraź sobie, że żona rzuca mężowi oskarżenie: „Kiedy tak ostro reagujesz, to krzywdzisz dziecko!”. Mąż, wściekły, odpowiada, że żona rozpuściła syna swoim podejściem. 

Zadanie pytań o to, czego ona się obawia, kiedy on krzyczy na malucha oraz o to, czego on obawia, więc krzyczy, mogłoby doprowadzić do ciekawych wniosków. Być może w gruncie rzeczy obydwoje mają podobne lęki – nie chcą, aby ich dziecko wyrosło na osobę, która narusza granice innych ludzi czy nie troszczy się o nikogo.

Zmiana to proces

Może myślisz sobie: „Matko i córko! O co ja mam pytać? Ja tak nie umiem!”. To prawda, że większość z nas była wychowana w zgoła inny sposób. „Pokłóciłaś się z koleżanką? To idź, przeproś”. Nikt nie pytał o więcej, podawano nam gotowe rozwiązanie na jak najszybsze „zakopanie” konfliktu. To normalne, że na początku będziesz się czuła, jakbyś uczyła się obcego języka.

Początkowo z pewnością utarte reakcje będą brały górę. Uda Ci się dopytać rozmówcę w jednej sprzeczce na dziesięć. I to jest w porządku! Może za jakiś czas uda się w dwóch przypadkach na dziesięć i tak stopniowo będziesz zmieniać styl komunikacji. 

Nie wymagaj też od siebie ciepłego uśmiechu, kiedy targają Tobą intensywne emocje. Nie da się zachować stoickiego spokoju, gdy w grę wchodzą fundamentalne wartości – a rodzice muszą czasami je skonfrontować między sobą. Wracając do początkowego przykładu, lepiej, żeby Anna warknęła: „Co masz na myśli, kiedy to mówisz?!”, niż rzuciła partnerowi podsumowanie w stylu: „Jesteś obrzydliwym szowinistą!”. Pytanie – nawet to zadane w silnych emocjach – zawsze będzie bardziej konstruktywne niż własna interpretacja i krytyczna etykieta.

Już w październiku w Parentflixie startuje nowa ścieżka wiedzowa Karli Orban o komunikacji w związku. Jeśli chcesz wiedzieć więcej, zapisz się na listę zainteresowanych.

Parentletter – newsletter dla świadomych rodziców. Zapisz się na listę i otrzymuj pełne wsparcia treści.