Zakrztuszenie i zadławienie – jak bezpiecznie rozszerzać dietę?

Zakrztuszenie i zadławienie – jak bezpiecznie rozszerzać dietę?

 

Mimo porządnego przygotowania, przy rozszerzaniu diety mojej córce, które to rozpoczęłam w 2015 roku, popełniłam mnóstwo błędów. Można by powiedzieć, że zrobiłam to, żebyś Ty nie musiała ich już popełniać. Dzielę się z Tobą nimi oraz wnioskami, które z tych błędów wyciągnęłam.

Być może już słyszałaś, że nie trzeba czekać aż dziecku wyrosną pierwsze zęby, żeby rozpocząć rozszerzanie diety. Pierwsze zęby, które  dzieciom, czyli siekacze (jedynki, dwójki), służą do chwytania i odgryzania/ odcinania pożywienia. Zęby, które de facto służą do żucia, czyli zęby trzonowe (czwórki, piątki), wyrastają najpóźniej. Innymi słowy na liście oznak gotowości do rozszerzania diety nie ma posiadania zębów. Wynika to z tego, że niemowlaki całkiem dobrze radzą sobie z pokarmami stałymi i żuciem dzięki posiadaniu twardych dziąseł. Jeśli kiedykolwiek włożyłaś palec do buzi niemowlaka, to pewnie wiesz, że te dziąsła potrafią nieźle ukąsić. Jednak to, że nie musimy czekać na pojawienie się zębów nie oznacza, że możemy podać niemowlakowi jakikolwiek twardy pokarm i on na pewno sobie z tym pokarmem poradzi.

Czas na błąd, który popełniłam.

Otóż nie sprawdziłam czy przekąska, którą podaję mojej córce, ma odpowiednią dla niej konsystencję.

Kupiłam specjalne wafelki ryżowe dla niemowlaków. Wafelki były oznaczone jako zalecane dzieciom od 8 miesiąca życia. Moja córka miała już 10 miesięcy, więc myślałam, że są dostosowane do dzieci w tym wieku – również dla dzieci, które nie mają zbyt dużo zębów. Moja córka była wtedy posiadaczką zaledwie dwóch zębów.

Mój błąd polegał na tym, że nie spróbowałam tych wafelków, zanim podałam je córce… A ona już pierwszym włożonym do buzi wafelkiem zadławiła się! Dobrze, że znałam zasady pierwszej pomocy i potrafiłam jej udzielić, bo mogłoby się skończyć różnie…

 

Jaka jest różnica między zakrztuszeniem a zadławieniem?
  • Często reagujemy panicznie i gwałtownie na zakrztuszenie, które jest głośnym zjawiskiem. Zakrztuszenie to jest taka sytuacja, w której kawałek jedzenia znalazł się gdzieś z tyłu gardła. Dziecko otwiera buzię, wysuwa język i próbuje go odkrztusić. Maluch kaszle, pluje, robi się czerwony. Czasami kończy się to nawet na wymiotach. I dopóki dziecko się krztusi, i słyszysz, że próbuje sobie poradzić z tym pokarmem, to nie należy mu pomagać. Nie trzeba dziecku kazać podnosić rąk do góry, nie należy go nagle wyciągać z krzesełka, klepać po plecach i robić innych, gwałtownych ruchów. Siedzimy, patrzymy, pozwalamy dziecku odkrztusić ten kawałek pokarmu samodzielnie.
  • Natomiast przy zadławieniu dziecko potrzebuje pomocy. Cały problem polega na tym, że dzieci dławią się cicho. Zadławienie polega na tym, że kawałek pokarmu znalazł się tak głęboko w jamie ustnej dziecka, że dziecko może nie być w stanie kasłać, nie jest w stanie odkrztuszać, nie wydaje żadnych dźwięków. Dziecko robi się blade, a po chwili wręcz sine. To jest moment, w którym dziecko potrzebuje naszej pomocy.

Dlatego zasada numer jeden przy rozszerzaniu diety, ale również później – nie zostawiamy dzieci samych sobie, bez opieki dorosłego wtedy, kiedy jedzą. Dzieci dławią się w ciszy. Powinniśmy obserwować dziecko, które je. Mieć z nim kontakt wzrokowy, żeby wiedzieć, czy to jest ten moment, w którym należy mu pomóc, czy ono po prostu w ciszy spokojnie je.

Ważna rzecz, której nie zrobiłam, a którą Ty możesz zrobić, żeby ustrzec się tego błędu, to trzymanie się zasady – gdy podajesz niemowlakowi jakikolwiek stały produkt, to sama go najpierw spróbuj. Sprawdź, czy konsystencja jest odpowiednia dla dziecka. Ja tego nie sprawdziłam. Okazało się, że wafelki ryżowe, mimo że są reklamowane jako produkt dla niemowląt, są bardzo twarde, ale jednocześnie kruche. Zbyt duży kawałek tego wafelka ułamał się i wpadł głęboko do gardła. Nie rozpuścił się w buzi pod wpływem śliny, mimo że ja myślałam, że tak właśnie będzie.

Jak sprawdzić, czy produkt ma odpowiednią konsystencję? Włóż sobie kawałek brokułu, marchewki, wafelka czy innego pokarmu do buzi i sprawdź, czy Ty jesteś w stanie rozgnieść ten pokarm językiem o podniebienie. Jeśli tak, to znaczy, że to jest odpowiednia konsystencja dla malucha i on poradzi sobie z tym bez zębów trzonowych, samymi dziąsłami Jeśli nie rozgnieciesz pokarmu, to znaczy, że jest zbyt twardy i należy go albo pogotować dłużej, albo w ogóle nie podawać dziecku (np. orzechy w całości).

Kolejny wniosek z mojego błędu jest taki, że niestety nie można mieć 100% zaufania do gotowej żywności dla niemowląt. Mimo że wydawałoby się przecież, że jest przetestowana, bezpieczna, pewna, dobrze zbilansowana pod kątem potrzeb niemowlaków – trzeba wszystko sprawdzać samodzielnie.

Czwarty wniosek – warto jeszcze w ciąży, a już na pewno przed szóstym miesiącem życia dziecka, bo wtedy rozpoczynamy rozszerzanie diety, wziąć udział w kursie pierwszej pomocy dla niemowląt. Albo przynajmniej obejrzeć filmy związane chociażby z zadławieniem.

Kurs pierwszej pomocy dla dzieci i niemowlaków znajdziesz też w klubie dla rodziców Parentflix.

 

Czy przy rozszerzaniu diety potrzebujesz specjalnych PRZEPISÓW?

Czy przy rozszerzaniu diety potrzebujesz specjalnych PRZEPISÓW?

Cytując klasyka: Kiedy pytają mnie, gdzie znajdę listę, w jakiej kolejności należy proponować dziecku warzywa i owoce, odpowiadam: NIGDZIE. I to nie dlatego, że jestem złośliwa. Tylko dlatego, że takiej listy nie ma i nie będzie. Oczywiście listy z produktami, które można podawać w czasie rozszerzania diety, mogą być przydatne. Same umieściłyśmy taką listę w naszej książce „Rozszerzanie diety niemowląt”. Ale ta lista jest alfabetyczna i nie ma na niej żadnej ustalonej kolejności. Zachęcam Cię, żebyś zapomniała o takiej liście (i specjalnej kolejności) i zadała sobie pytanie: DLA KOGO GOTUJESZ?

Jednym z błędów, które popełniłam na samym początku rozszerzania diety, było gotowanie pod dziecko, a nie pod siebie. Dla dziecka, a nie dla rodziny. Na szczęście dość szybko się ogarnęłam – a Ty w ogóle nie musisz nawet wchodzić w tę ślepą uliczkę. Już wyjaśniam, dlaczego nie warto.

Dietę rozszerza się niemowlakowi z co najmniej kilku powodów. Po pierwsze, uzupełniamy dietę dziecka o energię, składniki mineralne i witaminy, bo jego potrzeby żywieniowe rosną i samo mleko ich nie zaspokoi. Nie dlatego, że z mlekiem dzieje się coś złego, tylko dlatego, że dziecko rośnie, rozwija się i te potrzeby rosną. Po drugie, dziecko ma się nauczyć żuć i gryźć. Po trzecie, ma poznać nowe smaki. A po czwarte – i tu przechodzimy do mojego błędu – niemowlę w trakcie rozszerzania diety ma rozpocząć włączanie się w rodzinną kuchnię. Ma poznawać smaki swojego domu i uczestniczyć w posiłkach z rodziną.

Co to oznacza w praktyce? To znaczy, że od samego początku rozszerzania diety możesz podawać maluchowi posiłki, które Ty jesz. Powinny być oczywiście dostosowane do umiejętności malucha i nie zawierać produktów, które są zakazane w diecie małych dzieci. Dla przykładu: odkładasz porcję zupy przed jej posoleniem albo porcję farszu do pierogów przed dodaniem do niego leśnych grzybów. Gotując jajka, wyjmujesz swoje chwilę wcześniej, bo lubisz jajko na miękko. Ale to dla dziecka gotujesz na twardo, żeby żółtko było ścięte. Nie dajesz całej surowej marchewki, ale ścierasz ją na tarce. Chodzi mi o tego typu drobne zmiany. Gotujesz dla Was, dostosowując posiłki, dokonując niewielkich zmian. Ale nie gotujesz osobno dla dziecka, a osobno dla siebie.

Dlaczego to takie ważne?

Ano dlatego, że nawet dla człowieka zaawansowanego kulinarnie codzienne przyrządzanie dwóch śniadań, dwóch drugich śniadań, dwóch obiadów, dwóch podwieczorków i dwóch kolacji jest wykańczające. Trwa długo i jest męczące na dłuższą metę. Co więcej, jeśli dziecko tego specjalnie przygotowanego dla niego  posiłku nie zje, możesz odczuwać ogromną frustrację: Jak to? Ja się tyle nastałam przy garach, a on nie je?! Kiedy jecie taki sam obiad, myślisz sobie: Trudno, więcej zostanie dla mnie 😉 Po trzecie, dziecko, któremu specjalnie się gotuje, nie uczy się smaków rodzinnych. A przecież kiedyś chyba przestaniesz gotować dwa obiady, prawda? Dlaczego by nie zrobić tego raczej wcześniej niż później? A po czwarte, niemowlęta mają wbudowany przez ewolucję program z talerza rodzica smakuje mi bardziej. Serio, matka natura urządziła to tak, żeby małe dzieci były dość ostrożne w jedzeniu rzeczy, których nie znają. Przecież mogłyby się nimi otruć. W związku z tym nierzadko sytuacja wygląda tak, że dziecko ma na talerzu coś specjalnego, ale sięga po jedzenie z talerza mamy lub taty. Bo skoro rodzic już je, to chyba wie co robi i jest pewny, że to nie jest trujące. Dlatego warto mieć na talerzu potrawy, po które dziecko może sięgnąć.

Jeszcze kilka lat temu nawet oficjalne zalecenia dotyczące rozszerzania diety opisane były w bardzo skomplikowany sposób. Można było nabrać przekonania, że rzeczywiście rozszerzanie diety to praca na cały etat. Teraz, zgodnie ze standardami żywienia z 2021 roku, wiemy już, że chodzi bardziej o podawanie produktów lokalnych i dostępnych sezonowo oraz wprowadzanie dziecka w nasze smaki i nasze zwyczaje, niż o gotowanie specjalnie dla dziecka. Nie musisz codziennie gotować zupy, którą wylewasz, bo Ty nie lubisz zup, ale słyszałaś, że dzieci muszą jeść zupy. Nie, nie muszą. Serio. Możesz im podać warzywa w inny sposób niż w zupie. Konsystencja owsianki Cię obrzydza? Nie rób jej. Podawaj dziecku na co dzień inne zboża. Owsianki spróbuje, gdy drugi rodzic akurat będzie ją robił sobie.

I tu jeszcze jedna uwaga. Rozszerzanie diety bywa baaardzo dobrą okazją do tego, by przyjrzeć się temu, co Ty jesz. Jak masz przekonać dziecko, że warto jeść warzywa, jeśli niemal nie ma ich w Waszym domu? Nie, frytki się nie liczą. Jeśli słuchasz mnie i myślisz sobie: Hej, jakie wprowadzanie do domowych smaków? Moim smakiem jest kebab i zamawiany chińczyk. A z warzyw to frytki i keczup (przecież to też pomidory)!, to przy okazji rozszerzania diety, możesz małymi krokami to zmieniać. Twoje zdrowie Ci za to podziękuje.

 

Presja przy rozszerzaniu diety

Presja przy rozszerzaniu diety

W rodzicielstwie jest tak, że czasem trudno pogodzić ze sobą niektóre ważne rzeczy. Jesteśmy ludźmi, a nie robotami, więc nasze dotychczasowe doświadczenia, pozyskane wiadomości, ale także cechy osobowości czy wręcz lęki wpływają na to, jakie decyzje podejmujemy.

Ja na przykład zawsze bałam się zadławienia, bo sama chyba mam jakieś problemy z budową jamy ustnej, prawdopodobnie skrócone wędzidełko języka, i sama bardzo często krztuszę się. 

Moje lęki plus informacje o tym, że nie należy zostawiać dziecka samego, kiedy je, bo może potrzebować pomocy sprawiły, że patrzyłam na moją córkę, kiedy jadła. Cały czas. Nieustannie. Prawie nie mrugałam, tak patrzyłam.

I to był błąd. Bo im bardziej patrzyłam, tym bardziej ona nie jadła. Trochę jak Kubuś Puchatek: Im bardziej Puchatek zaglądał do środka, tym bardziej Prosiaczka tam nie było. Dlaczego nie jadła? Tego mogę się tylko domyślać. Chyba nikt nie lubi, kiedy zagląda mu się w talerz. Podejrzewam, że czuła presję, bo tę presję czułam i ja. Zaczynałam się irytować, że nie je, że nie docenia, że ja dla niej gotuję, a to było dla mnie wyzwanie. 

Ta sytuacja zmieniła się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Pewnego dnia nie usiadłam i nie patrzyłam na nią między podawaniem kolejnych porcji jedzenia – tutaj może warto dodać, że rozszerzałam dietę metodą klasyczną, czyli z karmieniem łyżeczką, a nie BLW. Tego dnia, zamiast siedzieć, odwróciłam się do blatu w kuchni i zaczęłam robić jedzenie dla siebie. Odwróciłam się ze swoim talerzem w stronę krzesełka, spojrzałam, a ona… jadła. Tak po prostu. Wystarczyło się odwrócić.

Oczywiście, to nie jest tak, że jeśli dziecko nie jest specjalnie chętne do próbowania nowych posiłków, to zawsze wystarczy tylko zostawić je samo z jedzeniem i zająć się swoimi sprawami. Przyczyn niejedzenia czy niepróbowania może być więcej. Ale jeśli wokół jedzenia zaczyna się robić presja, zaczynasz czuć irytację, to dalsze patrzenie na pewno nie pomoże.

Warto tu więc szukać jakiegoś złotego środka między koncentrowaniem się tylko na dziecku a niepatrzeniem na nie wcale – bo to też nie jest dobry pomysł. W końcu żeby zapewnić maluchowi bezpieczeństwo, dobrze jest przynajmniej co jakiś czas na niego zerkać. Pewnie się domyślasz, że moja przygoda z wafelkami, o której pisałam tutaj (KLIK!), niespecjalnie mi pomogła uspokoić się w temacie zadławień.

Jak więc to wypośrodkować? Polecam po prostu przygotowywać posiłki stałe dziecku wtedy, kiedy my też mamy w planach usiąść do jedzenia. Dawać mu śniadanie, kiedy Ty siadasz do śniadania, itd. I nawet jeśli nie chcesz rozszerzać diety metodą Bobas Lubi Wybór, więc będziesz karmić malucha łyżką, to i tak między podawaniem kolejnych łyżek, możesz jeść kęsy swojego jedzenia. W ten sposób jesz regularnie, a to dla wielu osób większa szansa na dobre samopoczucie w ciągu dnia. Po drugie, masz kontrolę nad tym, czy dziecko się nie krztusi lub nie dławi, ale jednocześnie nie obserwujesz go w natrętny sposób. Przerzucasz uwagę z dziecka na swój talerz i z powrotem. I co ważne, realizujesz jeden z podstawowych celów rozszerzania diety – włączasz dziecko do rodzinnego stołu. A między posiłkami na żądanie podajesz niemowlakowi mleko.

Chciałabym dodać na koniec jeszcze jedną ważną rzecz, gdy już jesteśmy przy karmieniu dziecka łyżeczką. Pamiętaj, że nawet jeśli korzystasz z metody klasycznej, miksując pokarmy i dając je dziecku na łyżeczce, to do 10. miesiąca życia Twoje dziecko powinno dostać kawałki jedzenia do rączki. Tak mówią oficjalne rekomendacje [2]. Chodzi o to, że dzieci najłatwiej uczą się gryzienia i żucia twardszych kawałków właśnie między 6. a 10. miesiącem życia. Jeśli zbyt długo będziesz polegać tylko na papkach, nauka gryzienia i żucia będzie trudniejsza, a dziecko dłużej będzie się krztusić i dławić.

 

Prezenty wspierające rozwój dziecka

Prezenty wspierające rozwój dziecka

Ten wpis to dzwonek alarmowy. Dźwięczy jak dzwonki przy saniach Świętego Mikołaja, bo Święta za pasem i za chwilę może być za późno. Na co? Na to, żeby książka „Czwarty trymestr” wraz z fantastycznymi dodatkami (pinami, bodziakiem i Karmiuszką) dotarła do Ciebie lub wybranej przez Ciebie osoby, zanim prezenty trafią pod choinkę!

Zamów książkę teraz. To ostatni moment, żeby wrzucić ją na sanie chłopa w czerwonym kubraczku. Zaraz odjedzie!

To nie wszystko. Jeśli wciąż szukasz prezentu dla dziecka, na ratunek spieszy do Ciebie fizjoterapeutka w relacji, terapeutka neurorozwojowa, SI, mgr Agnieszka Słoniowska – ekspertka Parentflixa, która stworzyła swoją własną listę wartościowych podarunków. Co pomoże maluchowi prawidłowo się rozwijać? 

 

Prezenty wspierające rozwój dziecka

Niedługo Święta Bożego Narodzenia – czas podarunków. Sklepy z produktami dla dzieci pękają w szwach. Chciałbym się im przyjrzeć się zabawkom przez pryzmat rozwoju sensoryczno-motorycznego dziecka i odpowiedzieć na pytania: które z nich okażą się skrojone na miarę potrzeb i możliwości malucha? Które mogą wesprzeć jednocześnie rodzica i dziecko?

 

0–4 miesiące

W pierwszych 4 miesiącach życia niemowlęcia, główną potrzebą i bodźcem stymulującym rozwój jest kontakt z rodzicem. To jednak czas, w którym maluszek uczy się nie tylko relacji, ale również świadomego poruszania rączkami, kontroli głowy i oczu, dlatego można się już posiłkować zabawkami.

Istnieje przekonanie, że to najlepszy czas na grzechotki i inne dość cienkie zabawki, które maluch będzie w stanie uchwycić rączką. Niestety aktywujemy nimi odruch  chwytny, który utrudnia rozwój świadomego otwierania i zamykania dłoni.

Co w takim razie możemy sprezentować takiemu maluszkowi? Najlepsze będą przedmioty okrągłe i stosunkowo duże, np. różnego rodzaju piłeczki, kostki, pluszaki itp. Motywowanie niemowlęcia do obejmowania przedmiotu obiema otwartymi dłońmi naraz wspiera rozwój osi symetrii ciała oraz umiejętności obuocznego skupienia wzroku na zabawce.

Jeśli będziemy wybierać urządzenia, na których wiesza się zabawki, to wystarczy jeśli będzie można zamocować jedną zabawkę nad pępkiem.

Wśród prezentów odpowiednich dla tego wieku, można znaleźć też takie, które choć są dedykowane rodzicom, to jednak mają niemały wpływ na rozwój dziecka. Takimi podarunkiem może być:

  • zamówienie asysty lub samodzielne poświęcenie czasu dla mamy, zarówno z powodów czysto technicznych (by pomóc fizycznie), jak również by zwyczajnie potowarzyszyć jej w tych długich dniach spędzanych sam na sam z małym dzieckiem;
  • zamówienie obiadów na kilka dni, by zmniejszyć ilość wyzwań, z którymi trzeba się zmierzyć na początku macierzyństwa;
  • chusta wraz z konsultacją doradcy chustonoszenia;
  • konsultacja z instruktorem masażu niemowlęcego;
  • fotel bujany;
  • dobra muzyka, audiobook, czy książka np: „Czwarty trymestr” Magdaleny Komsty.

Wszystkie powyższe prezenty mogą wpłynąć na jakość rodzicielstwa, a tym samym sprawić, że dziecko będzie miało szczęśliwych rodziców – najlepsze podwaliny dla prawidłowego rozwoju. Zaznaczę tylko, że doświadczenie mi pokazuje, iż rodzice raczej nie chcą być zaskakiwani takimi dobrodziejstwami, dlatego polecam najpierw zapytać o to, jak oni to widzą. Z pewnością, któreś z tych udogodnień będzie bliskie ich potrzebom i tylko wtedy zadziała rozwojowo na maluszka.

 

5–6 miesięcy

Od 5. miesiąca życia dzieciaczki intensywnie trenują przetaczanie i pełzanie, dlatego jako podarunek może się tu sprawdzić dobra mata piankowa np. w formie dywanu, zapewniająca bezpieczną przestrzeń do tych ćwiczeń. Jest to też czas intensywnego wzrostu ciekawości wzrokowej, słuchowej i dotykowej. Dzieci zaczynają drapać, pukać, kopać i nasłuchiwać efektów tego działania, dlatego to doskonała okazja by zaspokoić tę ciekawość poprzez książeczki z różnymi fakturami, klocki sensoryczne, instrumenty muzyczne typu bębenek czy grzechotki. 

Polecam jednak zachowanie zasady: im mniej zmysłów jest stymulowanych naraz, tym lepiej. Jak coś wydaje dźwięk, to nie musi drgać czy być bogate w faktury i kolory. Wiem, że większość dzieci dąży do tych najbardziej nafaszerowanych sensorycznie zabawek, jednak ich stosowanie często prowadzi do przeciążenia zmysłowego i związanych z tym trudności w zasypianiu i spaniu czy jedzeniu. Najcenniejsze są te chwile aktywności, w których współuczestniczy drugi człowiek. To one doskonale regulują napięcie u dziecka, w odróżnieniu od świecąco-grających gadżetów, z którymi niemowlę zostaje sam na sam.

 

6–12 miesięcy

Kiedy w drugim półroczu pojawia się zdolność do siadania, to otwiera się wachlarz nowych możliwości i potrzeb. Z jednej strony ogromna chęć ruchu – to może zaspokoić np. huśtawka czy hamak (polecam oba, jeśli tylko macie w domu na to przestrzeń), a z drugiej otwierają się nowe możliwości manipulacyjne, bo ręce nie służą już do podpierania. Wtedy dłonie są gotowe do korzystania z zabawek wykorzystujących skręcanie, wciskanie, przesuwanie, obracanie itp. Aby ułatwić Wam wybór przytoczę zasadę: minimum bodźców, maksimum sprawczości. Najlepiej więc jeśli dziecko będzie bawić się, poznając jeden rodzaj aktywności, a przedmiot będzie na tyle duży, by można było poruszać nim całymi dłońmi. Palce dopiero się uczą precyzji, a chodzi też o to, by na końcu było poczucie sukcesu – czyli zabawka na miarę możliwości brzdąca.

To jest też czas zabaw prowadzących do samodzielnego jedzenia, a największym obszarem ich realizacji jest kuchnia. Tak. Najlepszą zabawą dla pełzającego, czy czworakującego dziecka jest otwarta szafka z garnkami, pokrywkami, drewnianymi łyżkami, torebka ryżu, którą można rozsypać po podłodze czy wreszcie talerz z jedzeniem, dokładnie takim samym jak rodziców. Dlatego jeśli chcecie dać dziecku więcej radości i możliwości doświadczania, to przydałoby mu się dobre krzesło (twarde z regulowaną wysokością siedziska, podnóżka i blatu) oraz nietłukące się i nie za lekkie talerze oraz kubki. Bardzo mi odpowiadają bambusowe naczynia – są wystarczająco wytrzymałe, a ich waga sprawia, że układ proprioceptywny daje więcej informacji i dziecko dobrze czuje, co trzyma w ręce. To bardzo pomaga w nauce samodzielnego picia z otwartego kubka.

Przy okazji, jeśli wybieracie śliniaczek/fartuszek do karmienia, to również ma jak najmniej stymulować dziecko, więc proces zakładania powinien być niezauważalny, śliniak nie może szeleścić ani ograniczać ruchów, nie może też dotykać ciała bardziej niż codzienne ubranie… I te obwarowania sprawiają, że lepiej, żeby go nie było. Więc nie polecam śliniaków na prezent.

Małym miłośnikom kuchennych doświadczeń ogromną frajdę sprawi kitchen helper – bezpieczny podest, na którym dziecko może współuczestniczyć we wszystkim, co się dzieje na blacie kuchennym – od momentu, gdy zacznie stabilnie stać, trzymając się poręczy jedną ręką (druga jest potrzebna do pomocy rodzicowi 😉 ).

Wszelkie doświadczenia zdobywane w przyjaznej atmosferze, związane z obróbką jedzenia oraz jego podawaniem, mają pozytywny wpływ na rozszerzanie diety i gotowość do samodzielnego jedzenia.

 

Starszak

Drugi i trzeci rok życia, to już czas eksploracji większych przestrzeni, więc pojawiają się i możliwości i potrzeby wspinania się, wchodzenia, schodzenia, zrzucania i wrzucania. Pojawia się także chęć wspólnych zabaw ruchowych. Jako prezent dla rodziców polecam książkę pt „Siłowanki” L.J. Cohena – doskonałą encyklopedię zabaw ruchowych, a także nosidło ergonomiczne, które pozwoli na wypady w nieznane tereny.

Do dłuższych aktywności stolikowych dziecko dorasta dopiero około trzecich urodzin, kiedy już nasyci zmysł przedsionkowo-proprioceptywny odpowiednią ilością doświadczeń. Oprócz tego najlepszym sposobem regulacji napięcia u dziecka jest ruch, dlatego mamy tutaj ogromne zapotrzebowanie na sprzęty i urządzenia gimnastyczne, typu skoczki, huśtawki (już bez oparcia), drabinki, równoważnie, materace, przeróżne piłki – każda o innej fakturze, średnicy czy wadze stanowi zupełnie odmienny bodziec, a więc i inną zabawkę! Bardzo ciekawym sprzętem jest też worek sako, do którego można wskakiwać odbijając się z kanapy, a potem się z niego wygrzebywać (oczywiście pod okiem rodzica). No i naturalnie między drugim a czwartym rokiem życia frajdę sprawi konik/bujak, rowerek biegowy oraz hulajnoga, jednak z punktu widzenia rozwoju równowagi z tą ostatnią lepiej poczekać, aż maluch sprawnie będzie poruszać się na biegówce.

 

Dodatkowe uwagi

Mam nadzieję, że pomogłam Wam spojrzeć na zabawki i aktywności trochę inaczej, niż jest to przedstawiane w reklamach. Chciałam na koniec podzielić się z Wami jeszcze jedną rzeczą, która bardzo często jest przedmiotem mojej frustracji.

Większość informacji, że dany przedmiot jest atestowany czy polecany przez specjalistów, jakiś szpital, instytut, itp. – to tylko kwestia reklamy. Nie ma to nic wspólnego z korzyścią dla rozwoju dziecka. Nie sugerujcie się tym, proszę.

I ostatnia sprawa: na każdym etapie życia dziecka cudownym podarunkiem będą książki. Najpierw takie do czytania przez rodziców, by wsłuchiwać się w ich łagodny i spokojny głos, potem dotykowe, manipulacyjne, czy pop-up. A kiedy pod koniec pierwszego roku życia pojawi się gest wskazywania palcem, wtedy już można śledzić proste historie i wyszukiwać przedmioty z tła.

Najważniejszym zaś elementem dobrej książki, jak i każdej innej zabawki dla malucha, jest to, że jest ona dodatkiem do bliskiej dziecku dorosłej osoby.

MATERIAŁY PRZYGOTOWANE PRZEZ AGNIESZKĘ SŁONIOWSKĄ ZNAJDZIESZ W KLUBIE ONLINE DLA RODZICÓW PARENTFLIX.

Parentletter – newsletter dla świadomych rodziców. Zapisz się na listę i otrzymuj pełne wsparcia treści.

Jak ułożyć dziecko do snu i nie zwariować?

Jak ułożyć dziecko do snu i nie zwariować?

 

Czy to prawda, że większość niemowląt zasypia tylko przy piersi? Czy można zaprosić do usypiania innego opiekuna niż mama u dziecka karmionego piersią? Co najlepiej uspokoi niemowlę? Komu przyda się smoczek?

Usypianie niemowlęcia to swego rodzaju sztuka. Już na początku rodzicielskiej kariery, warto przyswoić sobie kilka technik. Poniżej znajdziesz fragment mojej książki „Czwarty trymestr”, w którym odpowiadam na szereg pytań, które zadają sobie młodzi rodzice wobec wyzwania, jakim jest ułożenie malucha do snu.

Zasypianie

Zwykle elementem rytuału wieczornego jest karmienie. Zasypianie przy karmieniu to absolutnie normalny i naturalny element biologicznego wyposażenia noworodka i nie ma w nim nic złego. Karmienie ułatwia zasypianie z powodu szeregu zmian neurologicznych i hormonalnych zachodzących po posiłku – my też często odczuwamy senność po obfitym obiedzie (chyba że walczymy z nią za pomocą picia kawy do deseru). Ponadto samo ssanie wycisza i uspokaja. Zasypianie ułatwia także skład pokarmu kobiecego (wieczorem i nocą mleko mamy zawiera melatoninę, tryptofan i witaminy z grupy B).

Dziecku karmionemu mlekiem modyfikowanym warto do zasypiania zaproponować smoczek uspokajacz, ponieważ zmniejsza on ryzyko śmierci łóżeczkowej. Wystarczy, że będzie go miało w trakcie zasypiania, żeby pełnił swoją ochronną rolę. Później smoczek można wyjąć (zamykając po tym niemowlakowi usta) lub poczekać, aż sam wypadnie albo dziecko go wypluje.

Dwa czynniki, które najsilniej utrudniają niemowlakom zasypianie w trakcie czwartego trymestru, to głód mleka i głód wrażeń sensorycznych. Niektóre niemowlęta nie zasypiają w trakcie karmienia lub bezpośrednio po nim, ale potrzebują jeszcze przyjemnej i wyciszającej stymulacji zmysłu dotyku, czucia głębokiego lub równowagi. Nie wierz hasłu „Nie noś, bo przyzwyczaisz!”. Dzieci rodzą się przyzwyczajone do zasypiania w trakcie noszenia i bujania – kołysałaś swojego malucha do snu, gdy byłaś w ciąży i spacerowałaś. Ze spokojem możesz więc odpowiadać: „Tak, przyzwyczaiłam go – w brzuchu!”. Im starsze i bardziej mobilne będzie dziecko, tym łatwiej mu będzie samodzielnie dostarczać sobie potrzebnych bodźców dzięki ruchowi: przekręcaniu się na boki, pełzaniu, czworakowaniu, wstawaniu, siadaniu i chodzeniu. Na razie jest jeszcze całkowicie zależne od Ciebie jako osoby zaspokajającej jego potrzeby sensoryczne.

Jeśli więc niemowlę nie zasypia po karmieniu, ale jest spokojne, prawdopodobnie wystarczy je położyć w łóżeczku. Gdy natomiast jest nakarmione, ale rozdrażnione i protestuje przy odkładaniu, ulgę przyniesie mu głaskanie z dość silnym dociskiem, masaż stópek i dłoni, kołysanie na bujanym fotelu, noszenie na rękach, delikatne bujanie się z nim na boki na piłce gimnastycznej, zamotanie w chustę itp. Wszystkie te czynności warto wieczorem wykonywać przy minimalnym oświetleniu.

Nawet noworodki są mistrzami w odczytywaniu emocji swoich rodziców. Może się więc zdarzyć, że po ciężkim dniu będzie Ci trudno uspokoić i uśpić malucha, a inny opiekun zrobi to bez trudu. Zachęcam Cię do jak najczęstszego dzielenia się usypianiem wieczornym i obsługą nocnych pobudek ze swoim partnerem_ką. Jeśli karmisz piersią, nie musisz wprowadzać dziecku butelki ze smoczkiem. Inna osoba może usypiać niemowlę na swój sposób nawet wtedy, gdy z Tobą zasypia ono tylko w trakcie karmienia. Im więcej opiekunowie malucha wypracują strategii na zasypianie, tym opieka nad niemowlakiem będzie łatwiejsza. Znam rodziny, w których rytuał wieczorny od początku jest wykonywany przez oboje rodziców. W jednych mama karmi, a później drugi rodzic nosi dziecko na rękach albo leży obok niego do zaśnięcia. W innych niemowlę zasypia przy karmieniu piersią, ale przy akompaniamencie śpiewającego, czytającego na głos lub recytującego codziennie ten sam wierszyk drugiego rodzica. Opieka wieczorna i nocna nad niemowlakiem karmionym butelką może w całości lub w dużej części należeć do innego dorosłego. Nawet gdyby jego rolą była tylko nocna zmiana pieluszki lub podawanie dziecka do karmienia i odkładanie do łóżeczka, wszyscy domownicy na tym skorzystają (Ty – bo będziesz mniej zmęczona, partner_ka – bo nawiąże bliższą relację z dzieckiem i wzmocni swoją wiarę w kompetencje rodzicielskie, dziecko – bo będzie wzrastało w poczuciu, że w nocy w razie trudności może liczyć na wsparcie obojga rodziców).

Jeśli Twoje niemowlę nigdy nie zasypia po karmieniu, zawsze jest po nim rozdrażnione i płacze, sprawdź wskaźniki skutecznego karmienia opisane w rozdziale 3. KARMIENIE, a także przejrzyj ponownie rozdział 4. PŁACZ I KOLKA w książce „Czwarty trymestr”.

Parentletter – newsletter dla świadomych rodziców. Zapisz się na listę i otrzymuj pełne wsparcia treści.

Dlaczego niemowlęta płaczą?

Dlaczego niemowlęta płaczą?

 

Młoda mama może usłyszeć wiele teorii na temat tego, dlaczego jej niemowlę płacze. Od nienajadania się mlekiem mamy, przez ból brzuszka (to na pewno ta cebula w daniu zjedzonym przez mamę) aż po celową manipulację oraz dość kuriozalne ćwiczenie sobie płuc. A jak jest naprawdę? I czym w rzeczywistości jest ta słynna kolka niemowlęca? Dowiesz się tego z poniższych fragmentów mojej książki „Czwarty trymestr. Pierwsze 12 tygodni życia z niemowlakiem”.

 

Dlaczego niemowlęta płaczą?

Niemowlę płacze i krzyczy nie po to, żeby manipulować rodzicami. Płaty jego mózgu odpowiedzialne za planowanie działań i przewidywanie konsekwencji są zbyt niedojrzałe, aby mogło kierować się wyrachowaniem czy złośliwością.

Płacz to jeden z głównych wrodzonych sposobów na komunikowanie swojego dyskomfortu, gdy niemowlę:

  1. jest głodne lub spragnione;
  2. odczuwa ból, swędzenie lub niewygodę;
  3. przestraszyło się;
  4. jest zmęczone;
  5. nudzi się.

W czwartym trymestrze całkowicie zdrowe niemowlaki płaczą znacznie więcej niż w kolejnych miesiącach – to normalne. Zobaczysz, że z tygodnia na tydzień czas płaczu będzie się stopniowo skracać bez względu na to, co zrobisz. Dzieci płaczą przeciętnie przez dwie godziny dziennie do szóstego tygodnia życia i około godziny dziennie w 12. tygodniu życia, a po tym czasie liczba przepłakanych dobowo minut nadal spada. Niektóre zdrowe dzieci płaczą częściej i trudniej je uspokoić, ponieważ ze względu na swój temperament są bardziej wrażliwe na bodźce oraz gorzej tolerują zmiany. Więcej na temat różnic temperamentalnych przeczytasz w rozdziale 1. CZYM JEST CZWARTY TRYMESTR?.

Kolka niemowlęca

Od 10 do 40 procent niemowląt cierpi na kolkę niemowlęcą. Szczyt objawów przypada na okolice szóstego tygodnia życia, a kolki ustępują bez żadnego leczenia do czwartego miesiąca życia. Jedynym skutecznym lekarstwem na kolkę jest… czas potrzebny do tego, aby układ nerwowy dziecka dojrzał.

Kolkę niemowlęcą diagnozuje się, gdy występują wybuchy trudnego do ukojenia rozdrażnienia, płaczu i krzyku, które:

  1. pojawiają się oraz kończą bez wyraźnej przyczyny;
  2. trwają dłużej niż trzy godziny dziennie;
  3. powtarzają się co najmniej trzy razy w tygodniu.

Choć nie ma dowodów, że kolkę powoduje ból brzucha czy jakiejkolwiek części ciała, rodzice czasem zauważają, że płaczowi towarzyszą nadmierne gazy, wzdęcia lub podkurczanie nóżek.

Epizody kolki rozpoczynają się o dowolnej porze dnia i nocy, ale najczęściej niemowlaki nadmiernie płaczą późnym popołudniem oraz wieczorem. Głównie dlatego, że przez cały dzień miały już kontakt z wieloma bodźcami, więc są bardzo zmęczone (ale jednocześnie niewystarczająco senne, żeby zasnąć). Z tego powodu lubię to zjawisko na własny użytek nazywać WON, czyli Wieczorne Odrykiwanie Niemowląt.

Warto wiedzieć, że kolka jest tzw. rozpoznaniem z wykluczenia. Oznacza to, że diagnozuje się ją dopiero wtedy, gdy zostaną wykluczone inne przyczyny zdrowotne nadmiernego płaczu, m.in. infekcje (aż 5 procent dużo płaczących niemowląt cierpi na zakażenie układu moczowego). Objawy przypominające kolkę powodują też m.in.: alergia na białko mleka krowiego, nietolerancja laktozy, choroba refluksowa przełyku czy problemy z karmieniem (nieprawidłowa technika karmienia piersią, skrócone wędzidełko języka – więcej na ten temat przeczytasz w rozdziale 3. KARMIENIE PIERSIĄ).

Uwaga: jeśli dziecko nagle zaczyna dużo płakać i towarzyszą temu zmiany w jego zachowaniu lub dodatkowe objawy, jak gorączka, wymioty, biegunka, wiotkość, drgawki, należy tego samego dnia zgłosić się do pediatry lub na oddział szpitalny.

 

Szukasz wsparcia i wiedzy, które zapewnią Ci spokojny start w macierzyństwo? Zamów "Czwarty trymestr"!